
"Kafka*, Beckett, Stendhal wchodzą do baru, a za barem Czaplewski i Moscoso szykują już dla nich pyszne drinki..." - tak mógłby zacząć się niezły dowcip, ale najnowsza, patronacka, druga pełnometrażowa i przy tym podwójna płyta Atan dowcipem bynajmniej nie jest, a na słuchaczy czeka absolutna jazda bez trzymanki będąca kapitalnym blendem nowoczesnego metalu progresywnego, alternatywy, awangardy, literatury oraz znamienitych gości. Co znalazło się na "metamorficznym"?
Atan czyli powstały w Londynie zespół złożony z gitarzysty Andrzeja Czaplewskiego, pochodzącej z Boliwii wokalistki Claudii Moscoso, basisty Marcina Palidera oraz perkusisty Jerry'ego Sadowskiego to zespół tyleż polski, co brytyjski, ale najprościej będzie go określić jako międzynarodowy. Po świetnie przyjętym debiutanckim krążku "Ugly Monster" wydanym nakładem polskiej wytwórni Lynx Music specjalizującej się w szeroko pojętym art rocku i muzyce progresywnej oraz (patronackiej) epce "Abnormal Load" wydanej przez Prog Metal Rock Promotion, a także serii znakomitych koncertów (także w Polsce między innymi przed Riverside oraz na zeszłorocznej edycji patronackiego Ostrów Rock Festival) przyszedł czas na nagranie kolejnego albumu długogrającego. Pod minimalistyczną biało-czarną okładką z sylwetkami mężczyzny i kobiety skontrastowaną liliową barwą w tytule i w ramce prezentującą dwóch zagranicznych gości (choć na fizycznym wydaniu kolor ten, przypomina bardziej purpurowy) znalazł się materiał rozłożony na dwa krążki, po dziewięć numerów każdy. Podobnie jak na "Ugly Monsters" znalazło się miejsce dla specjalnych gości, bo Czaplewski ponownie zaprosił do współpracy byłego klawiszowca Dream Theater Dereka Sheriniana (znanego w tej chwili także między innymi z Planet X, Black Country Communion, Sons of Apollo, Whom Gods Destroy), a także perkusistę Skunk Anansie Marka Richardsona oraz klawiszowca Waldemara Zadrożnego (Synthetic Embrace).
Dysk pierwszy otwiera "Scapegoat" rozpoczynający się od genialnego, bardzo ciężkiego gitarowego wejścia Andrzeja i krótkiej narracji Cluadii, a już po chwili jesteśmy otoczeni ociężałą ścianą dźwięku i fantastycznym, zróżnicowanym wokalem Moscoso - począwszy od wysokich, ale melodyjnych rejestrów, aż po agresywny growl. Po intensywnym początku niemal nie zwalniamy tempa w "Echoes of Meaning" choć początek może brzmieć jak usypianie czujności. Wręcz popowa alternatywa miesza się jednak z ostrzejszym rozwinięciem, a budowanie napięcia jest tutaj prawie odurzające kapitalnie ze sobą kontrastując i uzupełniając. Do ostrzejszych, bardziej gęstych brzmień wracamy w znakomitym "All I Know", gdzie znów mamy ociężałą, ale zarazem hipnotyzującą melodyką i swoistą przebojowością gitarę Andrzeja oraz zróżnicowany wokal Claudii. Na czwartej pozycji uplasował się "Fodder", w którym kontynuowana jest gęsta, ociężała atmosfera. Riff wygrywany przez Andrzeja wbija w fotel, doskonale uzupełnia się z nim wokal Moscoso, potężnie brzmi perkusja i znakomicie całość spina mocny bas. Pierwszą połowę pierwszego dysku zamyka "First Fig", który nawiązuje tytułem i w pewnym sensie również kontynuuje "First Fig" z albumu "Ugly Monster". Zwalniamy w nim tempo, choć to nie znaczy, iż jest w nim mniej gęsto, aniżeli w poprzednich. Pojawiają się w nim syntezatory i nieznacznie bardziej elektroniczny sznyt (tutaj także partie gra Czaplewski), a lżejszy klimat potrafi słuchacza nieźle pobujać. I wtem, wchodzi ostry, ociężały riff dla kontrastu. Miodność.
Następny utwór nosi tytuł "Before the Winter Comes" w którym również jest ciężko, gęsto i zarazem bardzo przebojowo, co w tym gatunku nie jest regułą, a Atan doskonale potrafi połączyć ciężar i melodyjność. Ponownie doskonale uzupełnia go barwny wokal Claudii. Perełką jest również "Godot" nawiązujący do sztuki Samuela Becketta, "Czekając na Godota"**, a w nim Claudia znów pokazuje swoje możliwości wokalne, bawiąc się teatralnością i intrygującym frazowaniem słów, które zyskują tym samym dodatkowe znaczenia. Ponownie jest to też gęsty, ociężały utwór, ale jednocześnie trzeba podkreślić, iż w brzmieniu, ani stylu Atan nie ma mowy o znużeniu czy powtarzalności. Mocnym utworem jest również przedostatni na pierwszym krążku "Stendhal Syndrome"*** z gościnnym udziałem Waldka Zadrożnego. Otwiera go perkusyjne intro do którego po chwili dołącza gitara, ale nie ma tutaj tylko i wyłącznie ciężaru, bo tym razem Atan bardziej bawi się klimatem i spokojniejszymi fragmentami, które znakomicie są kontrastowane ostrością i fantastycznymi łączącymi alternatywne, popowe wokale z teatralnością i wreszcie ponownie emocjonalnym growlem. Na koniec pierwszej płyty otrzymujemy zaś utwór "Alchemist" gdzie Atan znów hipnotyzuje świetnie wydestylowanym tempem, ostrymi, niskostrojonymi i zarazem melodyjnymi riffami, gęstym klimatem i potężnym brzmieniem. Ponownie też Moscoso korzysta ze swoich bogatych i barwnych możliwości wokalnych, nie żałując w nim swojego równie znakomitego growlu, co czystych partii głosu. Po prostu petarda.
Dysk drugi otwiera "Rind" podobnie jak "Scapegoat" wynurzający się z ciszy i powoli oplatający słuchacza gęstym brzmieniem. Z początku oparty na gitarowo-basowym wstępie i wokalu Claudii zaczyna się rozwijać wraz z elektroniką i w końcu wejścia perkusji. Jest spokojniejszy i wolniejszy, bardziej tajemniczy od poprzedników, co nie oznacza, iż monotonny, aż do momentu, gdy Czaplewski cudownie przełamie całość ostrym, bulgoczącym riffem, po którym kawałek mocno przyspiesza. Świetny jest "Glimmering", który znalazł się na tutaj na drugiej pozycji. Gęsty, ociężały, duszny, ale jednocześnie porywający zróżnicowaniem i klimatem, bo również spokojniejszych fragmentów i melodyjnej solówki w nim nie zabrakło, by na deser dorzucić jeszcze iście deathcore'owy finał, choć spięty spokojniejszym momentem. W "Disappear" Atan przystępuje do kolejnego ataku. Znów jest ciężko, gęsto i wprost pysznie. Najdłuższy na drugim krążku, jak i na całym podwójnym albumie jest "Chasing Light" z gościnnym udziałem Dereka Sheriniana, klawiszowca, którego przedstawiać nikomu nie trzeba. Z początku jest spokojnie, melodyjnie, ale to łagodniejsze zwolnienie to i w tym przypadku złudzenie. Tu znów nie brakuje atmosfery, budowania napięcia i rozbudowywania poszczególnych fragmentów. Sherinian buduje w tle klimat, ale jego rola na tym się nie kończy, bo kiedy pojawia się jego solo wspomagane świetnym rozpędzonym riffem Czaplewskiego w charakterystycznym dla niego stylu bodaj najwolniejszy utwór na płycie robi się jeszcze ciekawszy.**** Petarda, która rozbłyska długo i głośno, dojrzewając wraz z kolejnymi odsłuchami. Po nim pojawia się numer zatytułowany "The Antidote" w którym nie ma czasu w oddech, bo Andrzej znów uderza mocnymi, drapieżnymi riffami, a Claudia sięga po rapowanie, co brzmi nie tylko znakomicie, ale porywająco i świeżo. Spokojniejszy fragment jest zaledwie wietrzykiem i kontrastem dla ściany dźwięku, którą zespół serwuje nie tylko w tym utworze.
W szóstym walcu, noszącym tytuł "Down" jest... a jakże - potężnie i znów praktycznie bez wytchnienia. Ciężkie, gęste riffy, kroczące tempo i mocne brzmienie wgniata w fotel. Przy okazji to taki utwór, którego nie powstydziłaby się Pantera, gdyby zamiast Phila Anselmo mieli Claudię Moscoso. Po nim wpada "Away" gdzie dalej dzieje się dużo i gęsto, mocnych riffów nie brakuje, a tempo jest z jednej strony zawrotne, jak i dość duszne, ociężałe, a przy tym wszystko jest idealnie zbalansowane. Równie znakomity jest przedostatni reprezentant drugiego dysku czyli wręcz punkowy "Dopamine", który jest tylko odrobinę wolniejszy, ale i jeszcze bardziej pokręcony. Kapitalnie wypadają tutaj zróżnicowanie wokale Claudii, która wyraźnie uwielbia "kłócić się" sama ze sobą i żonglować swoimi możliwościami, co w jej przypadku wypada porywająco, świeżo i ciekawie. Wtóruje jej Andrzej, któremu nie brakuje pomysłów na świetne riffy, rozbudowania i udziwnienia, a także pozostali członkowie Atan, którzy na moment nie tracą głowy podążając w ślad za tym małym i przy tym cudnym szaleństwem. Tego ostatniego i ponownie mocarnego brzmienia nie brakuje w "Respite" z gościnnym udziałem Marka Richardsona, który również znakomicie wpisuje się w brzmienie Atan i w pomysły Czaplewskiego. Gęsty, bardzo przebojowy i ciężki kawałek brzmi jak coś co mogłoby nagrać Garbage, gdyby mocniej poszli w metal, ale także jak coś, co idealnie wpisałoby się w repertuar Skunk Anansie.***** Ponownie nie ma miejsca na nudę, znużenie czy choćby zmęczenie. Perełka.
Każdy zespół (progresywny), jak twierdzi Andrzej, w swojej dyskografii powinien mieć podwójny album. Nie każdy zespół jednak potrafi nagrać tak równy, mocny, porywający i uzupełniający się podwójny album. Biorąc pod uwagę, iż nie jest to album konceptualny, a przynajmniej nie w głównym założeniu, karkołomne wręcz zadanie dla Atana okazało się być czymś wręcz banalnym. Na obu płytach nie brakuje świetnych kawałków ani nie ma wypełniaczy. Monstrualne rozmiary brzmienia i osiemnastu numerów nie przerażają, choć mogą wprawić w osłupienie. Obu krążków słucha się jednak fantastycznie, zarówno osobno, jak i razem, choć warto zatrzymać się na pojedynczych dyskach, czy choćby poszczególnych numerach na dłużej, by atmosfera i pomysły dobrze się wchłonęły. Kiedy już wszystko dobrze wsiąknie, przeobrazi się we adekwatne kształty i dźwięki, z jednej strony można zdać sobie sprawę, iż adekwatnie wszystko już było, ale z drugiej odkrywamy, iż wszystko brzmi świeżo i nowocześnie, gęsto i porywająco, a Atan ma wręcz nieskończone pokłady energii i pomysłów, które naprawdę potrafią zachwycić i odurzyć. To album do którego chce się wracać, zapętlać i odkrywać raz po raz na nowo, niezwykle smakowicie zagrany, nagrany i przemyślany, a przy tym nie mam żądnych wątpliwości, iż przełomowy dla zespołu oraz zdecydowanie jeden z najciekawszych wydanych w tym roku. Wstyd nie znać!
![]() |
Ocena: Pełnia |
Płyta Atan została objęta naszym patronatem medialnym i w Polsce jest dystrybuowana przez Prog Metal Rock Promotion. Andrzejowi Czaplewskiemu dziękuję za piękną dedykację z autografem :)