Astronomiczne faux-pas

ekskursje.pl 1 rok temu

Książka od dziś jest w sprzedaży, więc ponownie pozwolę sobie na chwilę wyskoczyć z lodówki. Musicie przyznać, iż tego nie nadużywam!

Udzieliłem już paru wywiadów, w niemal każdym mnie pytano, czy Kopernik była kobietą, a w żadnym o to, co mi się wydaje w tym wszystkim najciekawsze. Bardzo będę wdzięczny PT Komcionautom za odpowiedź na pewne pytanie – ale najpierw parę słów wstępu.

Dzieło życia naszego wielkiego rodaka zaczyna się od monstrualnego nietaktu, zniewagi o rozmiarach astronomicznych, galaktycznego faux-pas. Pytanie brzmi: czy zetknęliście się, żeby ktoś jeszcze kogoś tak obraził w jakiejkolwiek książce, jak Kopernik obraził swojego szefa, Dantyszka.

We wstępie do „De Revolutionibus” występuje parę osób wymienionych z imienia i nazwiska. Wrzucam fragment, w którym astronom wspomina „swojego serdecznego przyjaciela Tidemana Giese, biskupa chełmińskiego”.

Kopernik był, jak wiadomo, kanonikiem warmińskim, nie chełmińskim. Biskup warmiński był formalnie jego szefem, a choćby „przewielebnym panem”.

Zapisek typu „pozdro dla przyjaciół” to normalna rzecz we wstępach i posłowiach, książki często mają też specjalną sekcję „podziękowania”. Elementarny sawuar wiwr wymaga jednak, żebyśmy – pozdrawiając szefa konkurencyjnej placówki – co najmniej równie ciepło pozdrowili szefa własnego.

Ja na przykład w podziękowaniach pozdrawiam szanowną Dyrekcję oraz Grono Gogiczne swojego liceum, bo idą mi często na rękę w sprawach typu „czy możesz się ze mną zamienić, bo mam spotkanie autorskie we Wrocławiu”. Gdyby nie to, byłoby mi dużo ciężej uprawiać literacką połowę swojego życia zawodowego.

Przeżyliby oczywiście brak takiego podziękowania, ale jednak gdybym o „swoich” nie wspomniał ani słowem, ale za to bardzo serdecznie pozdrowił swoich przyjaciół w INNYCH szkołach, byłoby to nieeleganckie. W tym przypadku to już policzek, bo skądinąd wiemy, iż Dantyszek łaknie europejskiej sławy.

Od lat dostaje listy typu „słyszeliśmy tu w Niderlandach, iż twój podwładny pracuje nad epokowym dziełem, kiedy to w końcu wyjdzie? Nie możemy się doczekać!”. Odpisuje taktownie i wymijająco, bo przecież nie przyzna się Erazmowi z Pieprzonego Rotterdamu, iż relacje z podwładnym ma mocno napięte. Przed Europą udaje przyjaciela Kopernika.

Dantyszka musiał trafić szlag, gdy dotarł do niego egzemplarz. Wyobrażam sobie, jak kartkował go nerwowo w słabnącej nadziei, iż przecież w takim razie musi być wspomniany na jakiejś innej stronie… ale nie był.

Tak się nie robi. jeżeli Kopernik chciał pozdrowić Giesego, powinien był chociaż sięgnąć po formułę typu „dla sympatycznego pana Tidemana i niewątpliwie również sympatycznego pana Janka – revo, revo”.

Kopernik był wytrawnym dyplomatą. Nie zrobił tego niechcący. Chciał się zemścić na swoim szefie i zrobił to.

Za co? Szczegółową odpowiedź znajdziecie oczywiście w wiadomej książce. Uczciwie przyznam, iż nieźle to rekonstruuje Teresa Borawska w swoich pracach o Giesem i Scultetim, więc jeżeli ktoś nie chce mi dać zarobić, proponuję zapolowanie na którąś z jej książek.

Ale pytanie brzmi: czy kojarzycie inną, podobną sytuację? Żeby ktoś w książce wydanej w WueLu serdecznie pozdrowił przyjaciół ze Znaku? Albo żeby dziennikarz Wyborczej w swojej książce podziękowania złożył wyłącznie przyjaciołom z RASP? Albo żeby profesor z Instytutu Chemii Fizycznej pozdrowił dyrekcję Instytutu Fizyki Chemicznej?

Ja o czymś takim nie słyszałem. Wygląda więc na to, iż wśród różnych swoich osiągnięć, Kopernik dokonał także największego afrontu w historii polskiego życia literacko-wydawniczego. Ciekawe, czy Giese był w to wtajemniczony i obaj rechotali na zamku w Lubawie wyobrażając sobie minę Dantyszka?

A może mieliście kiedyś szefa, na którym CHCIELIBYŚCIE się zemścić „metodą na Kopernika?”. Jest urocza – przecież delikwent nie przyjdzie z awanturą „czemu tu o mnie nie ma ani słowa”, bo to tylko zwiększy jego upokorzenie. Może tylko udawać iż nic się nie stało.

Biedny Dantyszek! Ale należało mu się…

Idź do oryginalnego materiału