Po 11 latach od poprzedniej fabularnej odsłony, w kinach debiutuje Asterix i Obelix: Imperium Smoka, a recenzja odpowiada, czy dorównał Misji Kleopatra. Polecam się.
Recenzja Asterix i Obelix: Imperium Smoka nie należała do najłatwiejszych. Całe wydarzenie jest na tyle ważne, przynajmniejdla Polskich widzów, ponieważ w przeciwieństwie do państw sąsiednich upodobaliśmy sobie serię o Galach ze względu na genialny dubbing Misji Kleopatra. Poprzeczka została zawieszona na tyle wysoko, iż film reżyserowany przez Guillaume Canet’a miał nie lada wyzwanie by sprostać widzom. Nie żadne wyzwanie, tylko samobójstwo, wyrywają się fani Numernabisa. Tak, w recenzji nie braknie cytatów. W każdym razie jak wyszło? Powiedzmy w skrócie, iż przydałby się wywar magiczny, by obejrzeć film z nieco większą przyjemnością.
Jest rok 50 p.n.e. Cesarzowa Chin, w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego przez zdradzieckiego księcia, zostaje uwięziona. Córka porwanej władczyni – księżniczka Fu-Yi, wraz ze swoim wiernym ochroniarzem i fenickim kupcem wyrusza do odległej Galii, aby szukać pomocy dla swojego kraju. Tak oto poznaje Asteriksa i Obeliksa – dwóch dzielnych bohaterów, którzy nie cofną się przed niczym, aby zaprowadzić ład i porządek wszędzie tam, gdzie zapanował chaos i bezprawie… Oraz wszędzie tam, gdzie można przy okazji smacznie podjeść. Galowie z wielką chęcią przystają na prośbę księżniczki i wspólnie z jej przyjaciółmi oraz odpowiednim zapasem magicznego napoju wyruszają w długą i pełną przygód podróż na Daleki Wschód. Jednak oko na to wszystko ma także słynny wróg Asteriksa i Obeliksa – Juliusz Cezar, który jest żądny nowych zdobyczy i zbiera potężną armię, aby podbić orientalną krainę po drugiej stronie globu.
Tak prezentuje się fabuła widowiska i myślę, iż nikogo nie zaskoczy jej podobna formuła do poprzedników. Zmieniło się jednak wiele, w tym główni aktorzy, a raczej Gerard Depardieu. Nowi odtwórcy prezentują się jednak całkiem przyzwoicie. W kwestii Obelixa nie czuć praktycznie różnicy, jest równie niezdarny, a przy tym na swój sposób uroczy jak jego poprzednia odsłona, co chyba stanowi największe pozytywne zaskoczenie po latach oglądania tego samego aktora. Tak, nie widzę tu grubych, jednak Gilles Lellouche sprawdza się w swej roli znakomicie, choćby jeżeli jego charakteryzacja do roli nie dorównuje naturalnym walorom pana Depardieu. Pomaga mu przy tym oczywiście znakomity Wiktor Zborowski, ale o tym później.
Zobacz również: Ty – recenzja 1 części 4 sezonu serialu. Przełamanie schematu?
Co do Asterixa mam jednak kilka obaw. Mimo iż sam aktor, który jednocześnie był reżyserem filmu zdecydowanie stara się wnieść coś na ekran, to jednak sądzę, iż jest nieco mało charyzmatyczny. Szczęśliwie, w przeciwieństwie do Franka Gastambide (który nota bene zagrał Czarnobrodego w Imperium Smoka), który z Taxi 5 zrobił hołd dla swojego ego, Canet równoważy role reżysera, scenarzysty i aktora, nie pozwalając by jego Asterix był wymuszonym bohaterem i amantem. Podobał mi się wątek jego rezygnacji z picia magicznego wywaru (dawniej napoju) i aż żałuję, iż wątek nie został pogłębiony i praktycznie ograniczył się do jednego mądrego zdania dotyczącego rozumu i serca. Mimo wszystko, jeżeli kolejna odsłona miałaby wyjść z tą samą obsadą, nie protestowałbym.
Marion Cottillard i Vincent Cassel to dla mnie casting idealny w kwestii Kleopatry i Cezara. Para, nie dość iż pasuje do siebie na ekranie, to jeszcze bardzo przypomina swoje odpowiedniki z kart komiksu. W każdym razie jest na co popatrzeć. Ponadto widać, ze dobrze czują się w swoich rolach. Z kolei Zlatan Ibrahimovic był niezwykle promowanym eventem w filmie, jednak jego Antywirus zdecydowanie zawodzi i pozostawia niedosyt. Poza okrutnie cringowym wejściem, widzimy go niewiele. Jestem rozczarowany jego postawą. Napompowany balonik promocyjny.
W kwestii całego wątku fabularnego, również jest bez szału. Kolejnaintryga, dama w opałach, która umie się bronić, kolejna walka, kolejna uczta w wiosce. Nic, czego byśmy już nie widzieli. Największą wadą filmu jest jego zbyt bezpieczny ton. Canet, dźwigając na swoje barki taką markę chyba zbyt mocno bał się zaryzykować, zlepiając znane klisze i serwując nam mocno wczorajsze danie z dzika. Brakuje mi tu rozwoju bohaterów, zagłębienia w ich przeszłość, relacje i motywacje. Wątek Cezara pod tym względem akurat nie zawodzi, ale głowni bohaterowie z kolei wypadają niezwykle płasko. Nie porywają także ich pomocnicy, czyli Kupidemaix, Fan Ga i Fu Yi. Nie mają zbyt wiele do zaoferowania, są zwykłymi pionkami fabularnymi, a w przypadku pierwszego, chyba miał być elementem gagu, choć bliżej mu do irytującej żenady.
No wlaśnie, mówiąc o humorze. W końcu to flagowa cecha produkcji o wojowniczych Galach. Do kin chodziło się głównie po to, by słuchać kolejnych one linerów i świetnego polskiego tłumaczenia. Jak produkcja sprawdza się pod tym względem? Recenzja dubbingu będzie taka sama jak recenzja Asterix i Obelix: Imperium Smoka. Nie jest zła, ale też nie wyróżnia się niczym specjalnym. Żarty bywają naiwne i wymuszone, może zadziałałyby na młodszych widzów, jednak na moim seansie niemal cały czas panowała grobowa cisza, choć przyznam iż sama końcówka wypada o wiele lepiej niż pierwszy akt. Brakowało tu jednak humoru, który chwyciłby także starszą widownię. Dublaż podsumować mogę podobnie jak cały film – przyjemny, ale zbyt bezpieczny, bez polotu. Waldemar Barwiński i Wiktor Zborowski świetnie odnajdują się w swoich rolach, jednak nie mają zbytnio dużo pracy.
Są jednak momenty, iż coś wywoła uśmiech, choć w głównej mierze był to gładki jak jedwab głos Roberta Makłowicza. Tak, to była perełka. Podobnie Przemysław Stippa okazał się być trafionym wyborem w przypadku Cezara. Nieco przemądrzały i zadufany w sobie wypadał przekonująco. Samo tłumaczenie Macieja Kosmali zostawię jednak do oceny widzom. Doceniam odniesienia do popkultury i braku politycznych nawiązań, jednak zdecydowanie humor zdawał się być zbyt głupkowaty. Ku jego obronie, sądzę, iż to głównie wynik oryginalnego scenariusza i dla tłumacza ciężko było wyciągnąć z tego coś więcej. Myślę, iż śmiało możnaby postawić tę produkcję nad poprzednikiem, czyli W Służbie Jej Królewskiej Mości, z tym iż wizualnie nowicjusz wypada już nieco słabiej.
Stroje, scenografia, efekty specjalne, charakteryzacja – większość przypomina typowe filmy klasy B. Oczywiście zdaję sobie sprawę, iż Asterix się do nich zalicza, jednak dlaczego nie można tego zmienić i zadbać o detale nieco bardziej? Większość lokacji prezentuje się bardzo ubogo, a stroje wyglądają niczym wypożyczone. Pomijam poduszki w brzuchu Obelixa, akurat one nie rzucają się tak w oczy. Brakowało mi tu ukazania samych Chin i Galii, krajobrazów i pewnego wprowadzenia widza w klimat. Tak samo w przypadku efektów specjalnych, chwilami czułem ich nadmiar. W tych kwestiach dostaliśmy coś na kształt fan made’a z Youtube’a.
Recenzja Asterix i Obelix: Imperium Smoka w podsumowaniu brzmiałaby tak, iż moim zdaniem to nie ma tak, iż dobrze albo iż niedobrze. Na tle poprzedników, mimo biegu lat, produkcja nie wyróżnia się niczym specjalnym, a jednak po 20 latach miło by było widzieć pewien rozwój w franczyzie. choćby nowe animowane produkcje potrafiły wykrzesać z siebie nieco więcej. Da się jednak na tym filmie odmóżdżyć i miło spędzić czas. Co prawda liczyłem na coś lepszego, choć wiedziałem czego mogłem się spodziewać. Nie wiem jak bardzo jest to związane z obrośniętą już legendą Misją Kleopatra, jednak w przyszłość patrzę i mam nadzieję, iż kolejne Asterixy wyciągną wnioski z poprzedników. Mogę jedynie powiedzieć, iż ta ryba jest nieświeża, choć zjadliwa.