Nazwa Antioch dobrze mi się kojarzy, bowiem w tamtym roku nagrali jeden z najciekawszych albumów i "Antioch VI : Molten Rainbow" to jeden z tych albumów, do których często wracam. Już na samą myśl co mogą nam sprezentować mam ciary. To band, który potrafi stworzyć wszystko i potrafi rzucić na kolana. Byłem ciekaw, co tym razem mają do zaoferowania i czy uda się powtórzyć sukces z "molten rainbow". 27 września roku 2024 światło dzienne ujrzał "Antioch VII : Gates of Obliteration" nakładem Iron shield Records.
Ta kanadyjska machina działa sukcesywnie od 2013r i buduje swoje małe imperium pokazując, iż mają to coś i potrafią tworzyć muzykę wysokich lotów. Mają gwiazdę w postaci wokalisty Nicholasa Allaire, który nasłuchał się Halfroda, Udo Dirkschneidera, czy Rock;n Rolfa i w efekcie dostajemy wokalistę kompletnego, który sieje zniszczenie. Przyciąga uwagę i to jeden z najmocniejszych punktów Antioch. Kroku dotrzymują mu Jordan i Brendan Rhyno. Partie gitarowe Jordana są pełne finezje, pasji, pomysłowości, a wszystko to taki hołd dla lat 80. Okładka też skromna, ale też osadzona w latach 80.
Płyta może jest i krótka, bo trwa 43 minuty, ale te 8 kompozycji dostarcza nie zapomnianych wrażeń. Spokojnie zaczyna się "Frozen Highway" i tutaj można poczuć klimat płyt Judas Priest z lat 80. Taki prosty, mało wymagający heavy metal, który czerpie garściami z klasyki. Zapnijcie pasy, bo Antioch w "Legend of Tudohm" wbija drugi bieg i nabiera szybkości i agresywności. Jeden z najlepszych killerów na płycie. Ta praca gitar momentami ociera się o stary dobry Running wild, a wokal to już klimat starych płyt Accept. Mam ciary i chcę więcej takich hitów od Antioch. Stonowane tempo, nieco toporności i wkracza "Tired of Fire", który brzmi jakby został wyjęty z "Screaming for Vengeance". Jakbym miał wskazać nr 1 z tej płyty to wybrałbym energiczny, niezwykle melodyjny "Onward with the Obliteration" i tutaj band pokazuje na co ich stać i nie ma co z nimi zadzierać. Speed metalowa jazda bez trzymanki. Szok, iż mimo wtórności ten band tak znakomicie gra i tyle frajdy dostarcza. Też praca gitar momentami przypomina wam Running wild na sterydach? Echa "Walls of Jerciho" Helloween też można wyłapać. Heavy metalowy hymn oddający piękno lat 80? Nie ma problemu, band ma w rękawie "All Gods, All masters" i choć jest to spokojniejszy utwór, to przypomina stare dobre hymny Accept czy Judas Priest. Klasa sama w sobie. Znajomo brzmi "Understand" i czyżby znów echa Running Wild? Coś z niemieckiego Paragon też można wyłapać. Antioch robi kawał dobrej roboty i to każdy powinien dostrzec. Nie wiem czemu, ale tutaj wokal momentami zalatuje pod Kinga Diamonda, co bardzo mnie ucieszyło. Saxon nagrał kiedyś taką perełkę jak "broken Heroes" i jakoś wpływy tego kawałka słyszę w przebojowym "Point of Entry" i to równie genialny kawałek z wyraźnymi wpływami hard rocka czy NWOBHM. Jak to obłędnie brzmi! Najdłuższy kawałek został na koniec i "In the throes of arcane lust". Mroczny klimat i bardziej epicki rozmach robi tutaj robotę.
Jak ktoś szuka definicji heavy metalu i wszystkiego co określa ten gatunek muzyczny, to nowy album Antioch to po raz kolejny potwierdza. Nie wiem skąd ten band czerpie pomysły, ale wszystko jest trafione i przemyślane. Znowu to zrobili i nagrali świetny album, do którego nie raz jeszcze wrócę. Heavy metal w najlepszym wydaniu !
Ocena: 9/10