„Aniela” bywa chaotyczna, ale równocześnie nowy serial Netfliksa autorstwa Pawła Demirskiego ma mnóstwo fascynujących pomysłów na siebie. A w centrum fenomenalną – i fenomenalnie zagraną – bohaterkę.
Jak wiadomo, seriale Pawła Demirskiego kocham („Artyści” TVP nakręceni we współpracy Moniką Strzępką) bądź bardzo lubię („Udar” platformy Viaplay). Szansę przedpremierowego obejrzenia jego nowego pomysłu przyjęłam więc z entuzjazmem. „Aniela” już od zapowiedzi rodziła jednak wątpliwość, czy Demirski przeniesie swój rozpoznawalny, bezkompromisowy styl na Netfliksa czy raczej Netflix „znetfliksuje”, ugrzeczni, oswoi Demirskiego. Po seansie ośmioodcinkowej całości na pytanie, czy wyrazistemu teatralnemu twórcy udało się odnieść sukces, robiąc serial dla najbardziej mainstreamowej platformy, odpowiedziałabym: tak. I nie. Ale bardziej tak.
Aniela – o czym jest nowy serial Pawła Demirskiego?
Jeżeli powyższa diagnoza brzmi chaotycznie, to poniekąd dlatego, iż taka trochę jest „Aniela”, łącząca masę pomysłów i wątków w, mniej więcej, spójną historię bogatej kobiety, która traci wszystko, by odkryć, iż tak naprawdę miała kilka – a dopiero odbudowując życie na własnych warunkach, przekona się, kim jest, co się naprawdę liczy i gdzie szukać sensu. Otóż: na warszawskiej Pradze.
Demirski bowiem znów uderza w luksusową, oderwaną od rzeczywistości lewobrzeżną stolicę. Aniela (Małgorzata Kożuchowska, „M jak miłość”, „Rodzinka.pl”) wiedzie wygodne, uprzywilejowane życie u boku odnoszącego sukcesy męża, Jana (Jacek Poniedziałek, „Udar”), wychowując nastoletnią Łucję (Lila Vasina, „Udar”).

Spektakularna małżeńska scysja, gdy mąż oznajmia, iż zostawia Anielę dla swojej licealnej miłości, popularnej w latach 90. piosenkarki, Zofii (Renata Dancewicz, „Mój agent”), kończy się na komisariacie, a potem bohaterka serialu zaczyna powoli realizować plan powrotu – do opieki nad córką i na szczyt warszawskich wyższych sfer – startując od pracy w miejscowym „gastronomiku” i mieszkania w kawalerce na osiedlu jak najdalszym od przyzwyczajeń bogatej pani domu. Aniela nie ma już pieniędzy, ale przez cały czas ma niebywałą zdolność zjednywania sobie innych, mimo początkowo raczej wyższościowego podejścia („Biedni ludzie są o wiele bardziej nerwowi”). gwałtownie więc wokół niej pojawi się cała grupa postaci zaprawionych w bojach ze światem.
Lena (Pitry Pitry, „Otwórz oczy”) i Viola (Anita Szepelska, „Polowanie na ćmy”) muszą zemścić się na bogatym raperze, Bananie (Antek Sztaba, „Przesmyk”), a iż to syn Mareckiego (Cezary Pazura, „Ślepnąc od świateł”), przyjaciela męża Anieli, dziewczyny znajdą się w orbicie głównej bohaterki serialu, która przy okazji może im pomóc „wyjść z biedy”. Armani (Filip Pławiak, „Rojst”), lokalny diler i kibic Legii, nie będzie się mógł Anieli oprzeć. Wesprze ją też Oliwka (Monika Frajczyk, „Udar”, pracująca w sklepie instagramerka mająca świadomość, iż „kultura przegrywu się dobrze sprzedaje”. choćby czeczeńska królowa jaskini hazardu/pani sprzątająca u bogatych, Layla (Alona Szostak, „Przesmyk”), przekona się do dawnej pracodawczyni mimo trudnych początków znajomości.
Aniela – serial Netfliksa trochę inaczej mówi o sile kobiet
Charakterystycznej dla wszystkich seriali Demirskiego „rodzinie z wyboru” przeciwstawiony zostanie dawny świat Anieli – z Janem jako chodzącym kryzysem wieku średniego, jego nową partnerką słuchającą ciągle własnych piosenek, Mareckim i Bananem jako uosobieniem bezwzględnego kapitału i uprzywilejowania (oczywiście zbieżność przypadkowa, bo przecież nikt nie kojarzy żadnego prawnika chwalącego się, iż „wychował rapera”), niemrawym terapeutą (Sebastian Pawlak, „Wielka woda”) z jego ustawieniami Hellingera i fascynacją niegrzeczną męskością w wydaniu Armaniego…

Gdzieś pomiędzy światami będą natomiast, nieco coenowskie czy andersonowskie, bliźniaczki (podwójna rola Gabrieli Muskały, „Skazana”), z marzeniami o salonach i mrzonkami gentryfikacyjnymi, które – coraz bardziej społecznie, wręcz spółdzielczo – usposobiona Aniela spróbuje powstrzymać. Dużo tego? Owszem, a przecież dostaniemy jeszcze wątek narkotykowy oraz obszerną kwestię tego, co jest, a co nie jest autentycznym rapem (tu dziewczyny z Pragi kontra Banan).
W efekcie to, co z pewnymi nadmiarami, ale ostro, satyrycznie, z ukłonami w stronę znajomych konwencji (cudowne burzenie czwartej ściany przez Anielę kojarzące się nieco z „Fleabag”, praski wariant „Młodych gniewnych” z raczej niechętną na początku nauczycielką, kryminalne komedie pomyłek jak z „Trawki”), jednak z autorskim sznytem, budują pierwsze odcinki, w drugiej połowie sezonu trzeba jakoś fabularnie rozwiązać, a wtedy serial łapie zadyszkę. I nie sądzę, by była to kwestia zmiany reżysera z Jakuba Piątka („Pewnego razu na krajowej jedynce”) na Kubę Czekaja („Infamia”).
Po prostu otworzono tyle spraw, iż trudno je wszystkie przekonująco zamknąć, i wprowadzone tyle postaci, iż trudno je wszystkie przekonująco pogłębić. A trzeba jeszcze znaleźć czas na jednoodcinkowy wypad do Włoch, by pobawić się kolejną stylistyką. Odnoszę wrażenie, iż serial od połowy wytraca impet i skupienie, by odbić się dopiero w finale, z kolei nieco zbyt pospiesznym.

Miałam przez to poczucie, iż o ile najpierw byłam „Anielą” zachwycona, o tyle potem doceniałam już raczej poszczególne pomysły, sceny, dialogi niż zamysł całości. Niby spaja tę wielość motyw bohaterki radzącej sobie na różnych polach, knującej ileś zemst i intryg równocześnie, uczącej się wybaczać, a przy tym budującej nowe relacje – ale w którymś momencie uznałam, iż chyba nie ma co za bardzo przejmować się fabułą.
I absolutnie nie twierdzę, iż się zawiodłam, bo miało być realistycznie – skąd, karykatura, przerysowanie, teatralność (ta składnia!) od pierwszych minut „Anieli” są celowe i udane. Tylko choćby w nierealizmie warto trochę jednak wybrać to, co najistotniejsze, żeby nie rozcieńczyć historii. Tu tymczasem w okolicach połowy zaczynamy skakanie po wątkach, które niby się łączą, niby domykają, ale zabrakło wcześniejszej precyzji opowiadania.
Aniela to wielki popis Małgorzaty Kożuchowskiej
Będę jednak „Anieli” bronić przed nadmierną krytyką, choćby moją własną. Bo chociaż mogłabym żyć bez kilku pobocznych bohaterek i bohaterów, bez iluś scen, choćby tych z zabawnymi postaciami, to bawiłam się bardzo dobrze. Demirskiemu z ekipą udały się doskonale dwie rzeczy, które decydują o tym, iż serial polecam – głównie (choć nie tylko) osobom, które cenią jego wcześniejsze tytuły.
Po pierwsze: demaskowanie dyskursów. Wszystkich adekwatnie. Obrywa kultura terapii, ale też cała snuta z elitarnych pozycji dyskusja o „klasie ludowej” (wspaniałe są fragmenty, gdy Aniela mówi utartymi frazami z modnego klasowego wykładu). Nie oszczędzono pozorów „nowej męskości”, okazującej się często przykrywką dla najgorszych zachowań – ale też dano jej pole do popisu w niekłamanym wariancie, w postaci Armaniego. I chociaż sporo miejsca zajmuje dzielnicowy honor, to i on okazuje się podszyty frustracją ludzi bez perspektyw – aczkolwiek mam wątpliwości, czy wbrew deklaracjom o odkłamywaniu takiego „chłopomańskiego” mitu serial mimo wszystko nie za bardzo ulega przekonaniu o tym, iż ratunku i autentyczności mamy szukać na zapomnianych przez świat blokowiskach.

Po drugie: siła kobiet. Gdy już Demirski rozłoży na łopatki napuszone slogany, głoszone z pozycji snobistycznych galerii sztuki współczesnej, drogich restauracji i wysprzątanych przez najemnice willi, gdy już wyśmieje na ileś sposobów Zofię i jej wielki hit z „ona ma siłę” w refrenie (tak, wykorzystano istniejący przebój), gdy już sąd skarci Anielę: „Dotychczasowy styl życia nie upoważnia pani do używania feministycznych argumentów”, a siostrzeństwo dosłownie zostanie ośmieszone w postaci koszmarnych bliźniaczek – wtedy wkracza siła faktyczna, zbudowana na zgliszczach dawnego życia, w otoczeniu innych kobiet, które mimo niewielkich perspektyw walczą o siebie. Nagrywają rolki, rapują, tworzą przestępczą sieć. A Aniela, już bez męskiego reżysera w postaci męża, zaczyna naprawdę realizować swoje plany, które jednak uczy się modyfikować pod wpływem relacji z innymi i nowych informacji o (prawdziwym) świecie.
I ja to kupuję, zarówno parodię dyskursów, jak i propozycję, co w zamian. choćby jeśli, trochę jak w „Artystach” i bardzo jak w „Udarze”, proponuje nam Demirski kolejną, krzepiącą wbrew wszystkiemu, bajkę o zwycięstwie dobra i z trudem osiągniętej szlachetności nad pazernym złem szklanych biurowców i deweloperskich osiedli. Nie mogę się oprzeć, gdy bajkę tę opowiada takim bogactwem środków, bo kocham jego dialogi, a w „Anieli” zachwycają też kadry i montaż, dopasowanie muzyki, pomysłowość tytułów odcinków i plansz tytułowych, łączenie tekstów kultury tak odległych jak Wyspiański, Ranko Ukulele i rap. Poza tym opowiada nam Demirski to wszystko w niesamowitej obsadzie.
Aniela – czy warto oglądać serial Netfliksa?
O ile o „Udarze” pisałam (Udar – recenzja serialu), iż „często Jacek jako katalizator okazuje się bardziej interesujący niż Jacek sam w sobie”, o tyle Aniela to fantastyczny punkt nowego serialu. Demirski napisał, a Kożuchowska brawurowo, z cudownym wyczuciem tragikomizmu, zagrała kobietę, którą się uwielbia wbrew jej wadom. Tak, fabularnie mam zastrzeżenia do iluś nadmiarowych wątków, ale całkowicie rozumiem, czemu wszyscy bohaterce łatwo wybaczają. Owszem, to kobieta czasem intensywnie uciekająca od odpowiedzialności (Lena stwierdzi: „Na różne sposoby unikałam rzeczywistości. Ale nigdy samolotem”). Gdy jednak Aniela się już z rzeczywistością konfrontuje, to należy współczuć rzeczywistości. A ja już nigdy nie będę miała pierwszego skojarzenia Kożuchowskiej z Hanką Mostowiak lub Natalią Boską.

Drugi plan też jest zresztą pełen genialnych ról. Wracając do wątku siły kobiet: cenię to, co robi tu młode pokolenie, portretując emocjonalnie przekonującą, a estetycznie celowo teatralną praską część tej historii. Ale obok Kożuchowskiej wspomnieć muszę przede wszystkim o Muskale i Dancewicz. Pierwsza w roli bliźniaczek jest przekomiczna. Druga, chociaż nie ma aż tylu scen, wygrywa samą mimiką, z jaką Zofia podchodzi do tego, co się wokół niej dzieje – równocześnie tę świadomość absurdu rodzinnej sytuacji Jana łącząc z totalnym brakiem samoświadomości (w 4. odcinku warto poczekać na teledysk po napisach).
Nie wiem, czy serial kupi netfliksowa publiczność szukająca przyjemnej obyczajówki (a wbrew fabularnemu zarysowi i Kożuchowskiej w głównej roli „Aniela” chyba ma kilka wspólnego z TVN-owską „Drugą szansą” sprzed paru lat). Nie wiem, czy sięgnie po niego zainteresowana rapem młodzież. To w końcu Demirski, a więc pięćset warstw dyskursu, tysiąc poziomów ironii wobec tegoż dyskursu, milion nawiązań i dwa miliony przekleństw – a na tym dopiero budująca historia o kobiecie odzyskującej swoje życie. Ale mimo wątpliwości, narastających w trakcie oglądania, gdy produkcja miała problemy z tempem i fabułą, chętnie wybaczam serialowi pewien bałagan. Ze względu na zalety „Anieli”, w tym głównie wyrazistość stylu, liczę, iż ta nowość się jednak netfliksowo przyjmie, poniesie, choćby miała wywołać skrajne reakcje.