Niegdyś wraz z zespołem PIN tworzył hity, które nuciła cała Polska, a dziś to ceniony artysta operowy. W jednym z wywiadów opowiada o wierze i swojej relacji z Bogiem. "Przeżyłem kilka burzliwych momentów. Muszę uderzyć się w pierś i otwarcie powiedzieć, iż jestem grzesznikiem", mówi Andrzej Lampert.
Andrzej Lampert poruszył temat wiary
Jest dla niego drogowskazem w codzienności i nie wstydzi się mówić wprost o wierze. Udział w koncertach o charakterze religijnym to dla Andrzeja Lamperta naturalna konsekwencja duchowej postawy. I jak podkreśla, jego relacja z Bogiem nie zależy od zawirowań wokół Kościoła. Dla wokalisty kapłani to przede wszystkim ludzie – omylni, jak każdy z nas. Ceni tych, którzy potrafią przyznać się do błędów. I dodaje z wdzięcznością, iż na swojej drodze spotykał głównie takich duchownych, którzy swoją postawą wzmacniali jego wiarę, a nie ją osłabiali. „Żadne zawieruchy dotyczące Kościoła nie mają na nią wpływu. Wierzę w Boga, a nie w księży. […] Kościół jednak to nie tylko duchowni, ale wszyscy ochrzczeni. Kościół to ludzie. Czasem warto się zastanowić, gdzie dziś jesteśmy i co dla tego Kościoła robimy?”, wyznaje w wywiadzie dla Plejady.
Artysta nie kryje, iż bywa postrzegany jako „kościółkowy”, ale komentarze tego typu nie robią na nim wrażenia, a jego duchowa tożsamość sięga dzieciństwa. „Byłem wychowywany w rzymsko-katolickiej wierze i od dziecka była mi ona bliska”, tłumaczył Michałowi Misiorkowi.

Andrzej Lampert o relacji z Bogiem
Choć dziś Andrzej Lampert z pełnym przekonaniem mówi o swojej wierze, to z nauką Kościoła i prawdami wiary nie zawsze było mu po drodze. „Przeżyłem kilka burzliwych momentów. Muszę uderzyć się w pierś i otwarcie powiedzieć, iż jestem grzesznikiem”, mówił. W pewnym momencie zaczął intensywniej niż kiedykolwiek wcześniej poszukiwać Boga. Choć od dziecka był częścią Kościoła, przyszedł moment refleksji, który postawił wszystko pod znakiem zapytania. Jednak w pewnej chwili przeszedł głęboką przemianę duchową.
„Był moment, kiedy bardziej niż zwykle poszukiwałem Boga. Miałem wtedy dwadzieścia kilka lat. Zastanawiałem się, czy Kościół, do którego należę, to mój Kościół. Zdałem sobie bowiem sprawę z tego, iż nauczyłem się pewnego powtarzalnego rytuału, ale mogło w nim nie być Boga. I wtedy nastąpił przełom w moim życiu. Pomógł mi w tym sakrament pokuty i pojednania. […] To sprawiło, iż wyzbyłem się lęku i wstydu. Stanąłem w prawdzie i wyznałem swoje grzechy. Był to dla mnie moment wielkiego oczyszczenia. Procentuje on we mnie do dziś”, opowiada w rozmowie z Plejadą.
Choć Andrzej Lampert otwarcie mówi o duchowej przemianie, nie kreuje się na ideał. Wręcz przeciwnie – podkreśla, iż jego droga wiary to nieustanna walka i codzienne zmagania. Ta szczerość porusza, bo ukazuje wiarę nie jako statyczny stan, ale proces – pełen trudności, upadków i ciągłego podnoszenia się. „Ale to nie tak, iż nagle stałem się święty. przez cały czas błądzę, przez cały czas zmagam się z różnymi słabościami. Nie jestem żadnym wzorem, mimo iż niektórzy ludzie mnie tak postrzegają. Jestem taki jak wszyscy. Cały czas walczę o swoją wiarę”, mówi z pokorą. A w dalszej części rozmowy dodawał: "Ponadto, gdybym stwierdził, iż wszystko zawdzięczam wyłącznie sobie, byłbym na straconej pozycji. Oznaczałoby to, iż sam jestem dla siebie bogiem. Wszystko otrzymałem za darmo".
Źródło: Plejada
