Andromeda’s Edge – recenzja gry planszowej. Solidny tytuł bez efektu wow

popkulturowcy.pl 9 godzin temu

Andromeda’s Edge to jedna z nowości od Lucky Duck Games, która zrobiła wokół siebie dużo pozytywnego szumu jeszcze przed premierą. Od samego początku bowiem, tytuł ten przyciągał do siebie zarówno wizualnie jak i mechanicznie. jeżeli dodatkowo lubicie klimat odkrywania kosmosu oraz zarządzania swoją flotą (w tym walkę), to powinniście być kupieni. W moim przypadku było podobnie, choć nie obyło się bez małych zgrzytów, o czym przeczytacie w poniższej recenzji.

Krawędź – położona na rubieżach galaktyki Andromeda – to miejsce starcia. Starcia o zasoby, planety, księżyce, a także przemysł, handel i naukę. Rozpoczynasz z zaledwie jedną stacją, kilkoma statkami i garstką zasobów. Dzięki umiejętnemu rozmieszczaniu swoich statków będziesz zbierać zasoby, zdobywać księżyce, rozwijać swoją stację i zabudowywać planety. Staw czoła przeciwnikom i poprowadź swą cywilizację ku supremacji!

Powyższy opis pochodzący od wydawcy przedstawia nam ogólny zarys Andromeda’s Edge. W moim odczuciu jest to miszmasz gatunkowy, ponieważ mamy tutaj zarówno elementy area control, rozbudowę swojego silniczka, walkę w oparciu o rzuty kośćmi, zarządzanie zasobami czy też rozwijanie się na torach postępu. Wszystko to współgra ze sobą idealnie, choć na początku może się wydawać skomplikowane – rozegranie paru tur rozjaśnia wszystkie wątpliwości. Jest to zatem gra skierowana dla średnio-zaawansowanych graczy, jednak na tyle przystępna, iż ze zrozumieniem zasad nie powinno być najmniejszego problemu.

źródło: materiały prasowe

Jak więc wygląda sama rozgrywka? Zaczynamy grę wybierając swoją frakcję (których jest aż 12 w podstawowej wersji gry), a co za tym idzie pobieramy początkowe zasoby oraz statki. Główna plansza gry podzielona jest na regiony, które składają się z planet, baz sojuszu oraz mgławic. W swojej pierwszej turze musimy wystrzelić się swoim statkiem na jeden z takich regionów, aby wykonać w nim akcję. W kolejnych turach możemy zdecydować się na dalsze wystrzelenia lub powrót statków do swojej stacji. Należy przy tym zaznaczyć, iż o ile wystrzelimy się na kafelek, na którym znajduje się wróg, po wykonaniu akcji następuje faza walki. Nie brzmi to skomplikowanie, prawda? Oczywiście po drodze jest sporo różnych obostrzeń i mikrozasad, których nie będę tutaj opisywał, gdyż zależy mi na tym abyście poznali trzon rozgrywki, a nie szczegółowe zasady gry.

Wysyłając swoje statki na planszę, będziemy zdobywać zasoby, budować budowle, pobierać moduły do rozbudowy swojej planszetki, a przy tym podnosić swój znacznik na torze postępu, który reprezentuje rozwój stacji gracza. Wszystko to w końcowym rozrachunku będzie miało znaczenie przy punktacji. Zwycięża gracz, który zdobędzie ich najwięcej na koniec gry.

Jeżeli jesteście zaprawionymi w bojach graczami, to powyższy opis nie wyda Wam się oryginalny. Wszystko to co opisałem widzieliście już w wielu innych grach euro/area control i Andromeda’s Edge nie wyróżnia się na ich tle niczym szczególnym. Jest to jednak pozycja solidna i na pewno zostanie w mojej kolekcji, przede wszystkim dlatego, iż jej próg wejścia nie jest aż tak wysoki jak np. przy recenzowanym przeze mnie Voidfall. Jest to świetne połączenie kilku mechanik, które nie przytłaczają swoją złożonością. Moim zdaniem będzie to idealna gra dla osób zaznajomionych z rodzinnymi grami planszowymi, ale chcącymi spróbować czegoś więcej, czegoś trudniejszego.

Wydanie gry jest bardzo solidne. Kafle regionów, plansza główna, żetony – są wykonane z grubej tektury. Figurki statków mogłyby mieć więcej szczegółów, ale nie jest źle. Jak zwykle przyczepię się natomiast do cienkich planszetek graczy oraz plansz frakcji – to już standard przy moich recenzjach. Łatwo tutaj o wygięcia, jeżeli nieostrożnie się z nimi obchodzimy.

Wizualnie gry wymiata. Czuć, iż przemierzamy kosmos. Ikonografia na kartach jest czytelna i z czasem nie musimy choćby zaglądać do podpowiadajek. Zaznaczam, iż oceniam grę podstawową, natomiast w sprzedaży dostępny jest również pakiet usprawnień do tej gry, który sprawia, iż wszystkie komponenty są dużo lepszej jakości i wizualnie prezentują się jeszcze lepiej.

Regrywalność tytułu jest jego mocną stroną. Mamy 12 frakcji z różnymi umiejętnościami. Mamy kilkanaście usprawnień statków. Regiony układamy w losowej kolejności i w trakcie rozgrywki tworzymy naszą planszę dokładając kolejne kafelki. Księżyce, które zdobywamy poprzez plądrowanie planet i mgławic mają różnorodne, losowe efekty. Kart modułów jest bardzo dużo i choć niektóre są do siebie zbliżone, przy każdej rozgrywce możemy obrać inną taktykę i skupić się na zupełnie innym torze postępu. Dochodzą do tego jeszcze karty taktyki, które potrafią obrócić o 180 stopni sytuację na planszy. Wszystko to co opisałem powyżej dostajemy w grze podstawowej, a są jeszcze dodatki, które umożliwiają grę solo bądź drużynową i rozbudowują grę o kolejne frakcje. Jednym słowem regrywalność na 5+.

źródło: materiały prasowe

Wielość kart wiąże się niestety z dużą losowością. Najbardziej widać to po kartach taktyki, gdzie jeden z graczy może dostać wiele kart ułatwiających walkę, zaś drugi np. zwyczajną naprawę statku. Nie zrozumcie mnie źle, każda karta działa na naszą korzyść ale są lepsze i gorsze w zależności od sytuacji i czasami potrafi to wkurzyć. Walka również jest losowa, gdyż rzucamy w niej kostkami i gracz z najwyższym wynikiem w całej bitwie wygrywa starcie. Można w tę losowość ingerować, ulepszając swoje statki czy też eskalując konflikt i dołączając do niego innymi figurkami. Jednak i tak wielokrotnie zdarzało się tak, iż ja rzucając jedną kostką pokonywałem swojego przeciwnika, który miał ich aż 3 lub 4.

W moim odczuciu jednak walka jest tutaj tylko dodatkiem, a nie clue gry i zniszczenie naszych statków, nie jest aż tak brzemienne w skutkach jak mogłoby się wydawać. Łatwo tutaj o ich naprawę i ponowne wysłanie na planszę gry. Podoba mi się również to, iż walka następuje na końcu tury danego gracza, przez to choćby o ile wystrzelimy się do regionu zajętego przez przeciwnika, to jesteśmy pewni w 100%, iż wykonamy akcję z tego kafelka. Wielokrotnie zdarzyło mi się wlecieć do regionu, byle tylko zrobić to co zaplanowałem nie licząc się z konsekwencjami bitwy. Dużo jest tu niuansów, jednak walka w Andromeda’s Edge nie powodowała w moich współgraczach nadmiernego entuzjazmu ani wypieków na twarzy. Porażka i utrata statków często kończyła się wzruszeniem ramionami i podążaniem dalej za swoją taktyką.

źródło: materiały prasowe

Podsumowując, Andromeda’s Edge to solidna planszówka, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Na pewno nie jest to gra dla osób, które chcą mieć pełną kontrolę nad przebiegiem gry i minimalną losowość. Trzeba się tutaj nastawić na to, iż podczas walki, ktoś może wyciągnąć asa z rękawa lub po prostu będzie miał większe szczęście w rzutach kośćmi. Karty taktyki również dzielą się na mocniejsze i słabsze i to, iż ciągle dobieramy takie, które nie przydają nam się aż tak bardzo potrafi zirytować. Pomimo tego jest to gra, która wybacza błędy i choćby przy niekorzystnej sytuacji na początku gry, wszystko na końcu może się odwrócić. Dla mnie fun płynący z rozgrywki jest na tyle duży, iż przeważa nad tymi małymi niedociągnięciami.


Fot. główna: materiały prasowe (Lucky Duck Games)

Idź do oryginalnego materiału