Alicji Kraina Czarów – recenzja. Po co dorosłym Alicja?

popkulturowcy.pl 1 rok temu

Powstało już mnóstwo filmów animowanych i fabularnych oraz spektakli na bazie powieści Lewisa Carrolla. Zdaje się, iż wszyscy doskonale znają przygody Alicji. Okazuje się jednak, iż można je jeszcze odczytać w zupełnie nowym kontekście. Inscenizacja muzyczna Alicji Kraina Czarów Sławomira Narlocha w Teatrze Narodowym w Warszawie jest pięknym, wzruszającym i mądrym spektaklem, który powinni zobaczyć przede wszystkim dorośli.

Alicji Kraina Czarów jest próbą zatrzymania czasu. Robimy to sami za każdym razem, kiedy przypominamy sobie nasze dzieciństwo. Zdrowo podsycana wyobraźnia potrafi przemienić zwykłe, codzienne czynności w coraz to nową przygodę. Świat dziecka wypełniony jest cudami i dziwami. Bajki czytane do snu nagle ożywają. Wspólne zabawy zmieniają się w kosmiczny bal a na zupę pomidorową wpadają flamingi, kraby i żółwie. Okazuje się również, iż wyobraźnia potrafi pomóc w trudnych do zniesienia chwilach i przemóc nieubłaganie biegnący czas. Pan Czas, jeżeli go poprosić, może być łaskawy, mamy przecież jeszcze tutaj ważne sprawy:

„Trochę cukru do kupienia,
Kromkę z masłem do zjedzenia,
Kilka nocy do płakania,
Kilka świtów na rozstania
I guziki do przyszycia.
No i jeszcze trochę czasu
Trochę czasu do przeżycia.”

(fragment tekstu piosenki ze spektaklu, aut. Sławomir Narloch)

No właśnie. Alicja (Ewa Konstancja Bułhak) ożywa przez historie z dzieciństwa opowiadane przez jej Syna (Cezary Kosiński). Wspomina jak grali w krokieta z Królową (Anna Lobedan) i Królem Kier (Hubert Paszkiewicz). Słuchali dziejów Niby Żółwia (Oskar Hamerski), staczali potyczki słowne z Humpty Dumptym (Grzegorz Kwiecień) czy próbowali pocieszyć Komara (Robert Czerwiński). W tym fantazyjnym świecie wciąż jest żywa i wesoła. Taka, jaką chciałby pamiętać jej syn, również po jej śmierci.

Sławomir Narloch pokazuje motyw odchodzenia, przemijania i bólu pomieszanego z tęsknotą i nadzieją, w przepiękny, metaforyczny sposób. W zasadzie tylko jeden raz, pod koniec pierwszego aktu, pada dosłowny komentarz: „Pewnego dnia mama powiedziała, iż jest bardzo chora i niedługo umrze.” Reszta to czysta poezja z muzyką i obrazem. Spektakl jest wypełniony genialnymi piosenkami ze słowami Narlocha i muzyką Jakuba Gawlika. Każda z nich jest hitem samym w sobie. Nie sposób nie bujać nogą czy głową do rytmu a choćby nucić refreny wraz z bohaterami Alicji.

Fot. Marta Ankiersztejn

Wiele razy w czasie drugiej części miałam w oczach łzy wzruszenia. Najpiękniejszym momentem spektaklu jest dla mnie duet w wykonaniu Królowej Kier i Alicji. Królowa, zamiast sukni godnej monarchini, nosi długą, szpitalną koszulę, na której namalowano serca. Jest łysa i trzyma w ręku swoją koronę. Alicja natomiast ma na głowie kolorową perukę. Piosenka, wykonana w oszczędnej scenografii na tle zasłoniętej kurtyny, wybrzmiewa jeszcze mcniej. Mówi o wycieńczonym cierpieniem ciele ludzkim: „zwykły worek ze skóry/zwykły worek ciepłej skóry”. Nasuwają się skojarzenia z chorobą nowotworową, ale przedstawioną w sposób bardziej przejmujący niż kiedykolwiek.

Alicji Kraina Czarów to pokaz znakomitego aktorstwa na czele z główną rolą Ewy Konstancji Bułhak. Jej fenomenalne interpretacje piosenek nie raz przyprawiały mnie o gęsią skórkę. Postać Syna w wykonaniu Cezarego Kosińskiego jest bardzo skromna, zwykłe na uboczu choć jest tak naprawdę poruszycielem tej historii. Jednocześnie na scenie mamy Synka. Grający go Mikołaj Wachowski jest bardzo utalentowany i znakomicie śpiewa. Mam wrażenie, iż bardziej zapada w pamięć niż Kosiński, mimo iż ten pierwszy znika ze sceny prawie na cały drugi akt. Zastanawiam się tylko, czy postać Synka w ogóle była w tej inscenizacji potrzebna. Dużo ciekawsze byłoby obserwowanie jak dorosły aktor wchodzi i wychodzi z roli Synka do Syna i na odwrót.

Fot. Marta Ankiersztejn

Jest jeszcze cała masa mniejszych ról, które co chwilę pojawiają się i znikają na scenie. To wspaniałe kreacje, dzięki którym ta historia mogła tak pięknie zaistnieć. Nie sposób wszystkich wymienić. Tym bardziej, iż przy tej produkcji praktycznie każdy z aktorów i aktorek (poza głównymi rolami) ma do zagrania trzy czy cztery postaci i jeszcze do tego grają w Orkiestrze Szalonych Kapeluszników. Wielkie chapeau bas!

Wielka scena domaga się wielkiej scenografii i kostiumów. Alicji Kraina Czarów nie zawodzi również w tym aspekcie. Martyna Kander wykreowała wielobarwny, fantastyczny świat, w który zanurzamy się z wielką przyjemnością razem z jego mieszkańcami. To spełnienie dziecięcych fantazji.

Fot. Marta Ankiersztejn

Mimo to, iż względu na ciężar przesłania spektaklu i bardzo delikatne potraktowanie tematu, uważam, iż powinna zostać podniesiona jego kategoria wiekowa. Twórcy zaznaczyli, iż inscenizacja jest odpowiednia dla publiczności już od 8. roku życia. Faktycznie sala była wypełniona w dużej mierze młodymi widzami w różnym wieku. Jednakże za mną siedziało dwóch chłopców mniej więcej w wieku 8-9 lat, którym się chyba raczej nudziło. Konsekwentnie mimo upomnień urządzali sobie konkurs machania nogami do celu – mojego fotela.

Alicji Kraina Czarów w reż. Sławomira Narlocha to spektakl, na który chętnie jeszcze wrócę. Mimo słusznych skojarzeń z krainą beztroski, fantazji, przygody i zabawy nie jest pozbawiony głębszych znaczeń. Dlatego nie jest to spektakl tylko dla dzieci. A przecież w końcu w każdym z nas jest dalej to maleńkie dziecko, które trzeba utulić i pocieszyć.

„Ten obrażony,
Ten z marzeniami,
Ten zasmarkany,
Ten rozkrzyczany,
To ja,
To ja.
Wszystko to ja.
To ja.
Ile we mnie mnie,
Nie doliczę się.”

(fragment tekstu piosenki ze spektaklu, aut. Sławomir Narloch)

Fot. Marta Ankiersztejn
Idź do oryginalnego materiału