ALICJA JONASZ • O kapliczce przy drodze z Dzięciołów

osme-pietro.pl 2 miesięcy temu
pamięci Biernata, mieszkańca Dzięciołów zamordowanego w czasie wojny przez niemieckiego żandarma
fr.1
Czart Olbina lubił szwendać się po puszczy i słuchać śpiewu ptaków, które zwykły dawać najpiękniejszy koncert o poranku tudzież o zmierzchu, kiedy słońce nisko nad horyzontem, a krople rosy przyjemnie łechcą w stopy. Czasem kładł się na pniu zwalonej przez wiatr wierzby i przymknąwszy ślepia, delektował się odgłosami lasu.
— A to ci muzyka! Delicje dla uszu!— cmokał z zadowoleniem, jakby smakował poziomki wygrzane w letnim słońcu, pachnące i słodkie.
Musisz wiedzieć, drogi czytelniku, iż dla naszego wisusa słuchanie dźwięków puszczy równe było smakowaniu najwykwintniejszych potraw. Niosło tę samą przyjemność, miłe rozleniwienie i nutkę czegoś, czego nie mógł rozeznać, a co delikatnie kąsało go w środku, nie raz nie dwa wyciskając łezkę.
— Ohooo, to dzięcioł stuka w pień sosny! Najprzedniejszy z niego kowal w puszczy! Tam znowuż sójka udaje jastrzębia! A to ci przechera! I dobrze, niech kuna trzyma się z daleka od jej gniazda! — chichotał, trafnie odgadując dochodzące doń odgłosy. — A kto tak pogwizduje? Aaaaa, to kos! Tego flecistę rozpoznam zawżdy! Nudzić się przy nim nie sposób! A to? Tak, to rudzik! Pewnie przeszukuje liście w poszukiwaniu dżdżownic…
Mógłby tak leżeć i słuchać ptasich treli przez cały dzień albo i dłużej, gdyby nie huk wystrzału, który rozbrzmiał w puszczy tak niespodzianie, iż ptaki, zdjęte nagłą trwogą, umilkły, a on, wyrwany z błogiego letargu, podskoczył i sturlał się z pnia między leśne maliny.
— Auć… Auć… — jęknął z cicha i zaczął szamotać się w kolczastych pędach niby zając w sidłach.
Czuł wściekłość, ale czym mocniej ją okazywał, tym boleśniej ostre ciernie malin przypominały mu, by ją okiełznał. Dlatego też gwałtownie stłamsił w sobie gniew i wyswobodziwszy się powoli z niespodziewanych więzów, począł rozglądać się i wsłuchiwać w puszczę. Wokół panowała nieznośna cisza. Nie zakwilił ani jeden ptak, choć jeszcze przed chwilą cały las rozbrzmiewał ich cudownym śpiewem, nie zabrzęczał ani jeden owad, a przecież brzęczały zawżdy o tej porze. Wiatr ucichł w gałęziach drzew, zwierzęta zaś widać umknęły głęboko w knieję, gdyż nie doszedł go najmniejszy ich ruch czy szelest.
— Musiało stać się coś złego… — szepnął ze zgrozą i nie zwlekając, pognał co sił w kulasach w stronę, skąd rozległ się odgłos wystrzału, który był wypłoszył wszystką zwierzynę i ptactwo, a jego wpędził w bolesne tarapaty.
Jedyną istotą, która mogła wywołać to zamieszanie, był człowiek. On jeden od wieków siał zamęt z taką łatwością, iż żaden czart z piekła rodem nie był mocen go prześcignąć w tym dziele. On jeden z dnia na dzień pogrążał świat w coraz większej ciemności, odbierając innym stworzeniom nadzieję. Olbina, chociaż niejedno już widział w swym długim żywocie, wciąż nie mógł się nadziwić, ile skrajności może się pomieścić w jednym człowieku – nieprzebrane pokłady dobra i tyleż samo zła. Tym razem zło przeważyło szalę i zatriumfowało!

Statystyki: autor: Alicja Jonasz — 31 sty 2025, 15:14


Idź do oryginalnego materiału