Ałbena Grabowska: to była intensywna praca i jeszcze nie udało mi się wrócić do rzeczywistości

ohme.pl 3 tygodni temu

Autorka bestsellerowych sag rodzinnych po raz kolejny udowadnia, iż potrafi odnaleźć się w każdym gatunku literackim. W książce „Nóż w sercu. Sprawa chirurga” Ałbena Grabowska wciąga czytelnika w intrygującą historię. Połączenie wątków kryminalnych, medycznych i osobistych sprawia, iż nie można oderwać się od lektury. Czytając, wkraczasz w świat autorki, która jest nie tylko pisarką, ale również lekarzem, a jej proza często bliska jest literaturze faktu. Czy ten kryminalny debiut to początek kolejnych sukcesów pisarki i ekranizacji, podobnie jak w przypadku jej sagi „Stulecie winnych”?

Dlaczego zdecydowała się pani napisać kryminał? Czy praca lekarza, która uczy innego spojrzenia na ludzkie historie i dramaty, miała na to wpływ?

Napisałam kryminał z miłości do kryminałów. Bardzo lubię czytać ten gatunek. Uwielbiam gmatwanie akcji, mylenie tropów i nade wszystko zaskoczenie, które muszę dostać na ostatniej stronie. I takie wrażenie, które mam przy dobrym kryminale: „no tak, przecież to było jasne od początku, znów dałam się oszukać”. Nie cierpię domyślać się zakończenia wcześniej. Kocham tajemnice, które się wyjaśniają. Ten chwyt stosowałam już wcześniej, chociażby w „Coraz mniej olśnieni”, „Lady M.”, czy też w „Kościach proroka”. A to nie są kryminały. Nie napisałabym kryminału „ogólnego”. Wydaje mi się, iż wiedza, którą mam jako lekarz obliguje mnie do wprowadzenia medycyny do powieści. Zresztą ja w ogóle czuję się lepiej używając wiedzy, którą dobrze znam.

Kryminał otwiera łacińska sentencja: „Medice, cura te ipsum” (Lekarzu, ulecz samego siebie). Jaki jest klucz do tego motta?

Ten cytat wydał mi się bardzo odpowiedni, ponieważ ma wiele znaczeń. Z jednej strony chodzi o dosłowność, czyli to, iż według pacjentów, my lekarze powinniśmy stanowić przykład zdrowia fizycznego i psychicznego. Co do pierwszego, zdrowia fizycznego – po części zgadzam się. Są pewne choroby którym możemy zapobiegać prowadząc zdrowy tryb życia, odżywiając się prawidłowo i śpiąc osiem godzin na dobę. Możemy być zatem dla pacjenta przykładem. Ale już na zdrowie psychiczne nie mamy tak zasadniczego wpływu. Zresztą od lat apelujemy do społeczeństwa aby nie postrzegano nas jako herosów, mamy swoje bolączki, często pracujemy kosztem zdrowia psychicznego, płacąc ogromną cenę psychiczną za dźwiganie procesu diagnostycznego i terapeutycznego pacjentów.

Tak jak inni, mamy depresję, czy lęki. Nie znaczy to wcale, iż nie potrafimy leczyć. Inne znaczenie to właśnie synteza, łączenie wiedzy z empatią, pamiętanie o tym, iż człowiek, który szuka u nas pomocy nie składa się tylko z wątroby czy jelit. Jest całością. Istotą nad którą pochylamy się nie tylko przepisując recepty.

Intryga kryminalna w książce „Nóż w sercu. Sprawa chirurga” rozpoczyna się od morderstwa dilera narkotykowego, w które zamieszany jest ceniony chirurg. Śledztwo ujawnia kolejne warstwy tajemnic, prowadząc do coraz mroczniejszych sekretów. Czy tworzenie takich wielowątkowych historii przypomina w czymś pracę lekarza, który rozwiązuje skomplikowane „zagadki” medyczne?

Dokładnie tak. Często kluczem do zrozumienia istoty danej choroby jest dokładne prześledzenie pojawiania się objawów w jednostce czasu, odpowiedź na pytanie co było pierwsze, a co następne, czy był jakiś czynnik wyzwalający objawy, czy też pojawiły się „znikąd”. Często się okazuje, iż problem nie leży w organie, który boli czy też gorzej pracuje, ale w innym miejscu, często w całym ciele. Co do chorób psychosomatycznych, czy autoimmunologicznych, jest ich coraz więcej. Lekarz musi wykazać się niezwykła precyzją, aby ustalić czy ma do czynienia z rozwijającą się patologią w konkretnej części ciała, czy też powinien skupić się na szukaniu przyczyny w trybie życia czy psychice pacjenta. Błąd na początku drogi może spowodować wieloletnie leczenie „nie tego co trzeba”, podobnie jak błąd w pracy policyjnej może doprowadzić na ławę sądową niewłaściwą osobę.

Książka to istny labirynt pełen mylnych tropów. Pisząc taką siatkę akcji, rozrysowuje ją pani na kartce?

Dużo myślę o fabule. I zwykle to wystarczy. Nie rozpisuję niczego na kartce, nie pomaga mi to w pracy. Całą intrygę mam w głowie. Kryminał jest dla mnie bardzo trudnym gatunkiem. W powieściach obyczajowych, historycznych zwykle najtrudniejszy jest research, który mnie przychodzi łatwo i wykreowanie bohaterów. W kryminale musi być precyzja tropów, gmatwanie akcji, piętrzące się tajemnice i zaskakujące zaskoczenie. To jest trudne. Tytułowy chirurg to postać o niezwykle skomplikowanym życiu, przypominająca momentami bohatera literatury faktu.

Skąd czerpała pani inspirację? Czy przy tworzeniu tej postaci konsultowała się Pani z kolegami z branży?

Nie konsultowałam się. Wszyscy chirurdzy, których znam są zwyczajnymi (w najlepszym tego słowa znaczeniu, lekarzami). O ile mi wiadomo, nie dźwigają tajemnic, nie mają trupów w szafach ani też nie ścigają ich historie, które posłużyłyby mi jako inspiracja do kryminału. Zatem mojego bohatera musiałam wymyśleć od początku do końca, stworzyć go i wykreować dla niego tło. Mam nadzieję, iż jest wiarygodny. A miarą tej wiarygodności są właśnie pytania na kim wzorowana jest ta postać.

Postać Mai z książki „Nóż w sercu. Sprawa chirurga”, obdarzona rozległą wiedzą medyczną i fotograficzną pamięcią, została zainspirowana pani doświadczeniem zawodowym?

Zawsze broniłam się przed takimi porównaniami. Przyznaję się do jednej bohaterki, która jest mną. To Alicja Księgopolska z „Alicji w krainie czasów”. Ma moje cechy charakteru, wyglądamy podobnie, choćby numer buta nosimy ten sam. Wiele tropów z życia Alicji prowadzi do mnie. Aby jeszcze bardziej podkreślić związek między mną a bohaterką, wystąpiłam na okładkach książki, wcielając się w Alicję.

Co do Mai, to ona nie jest mną, ale ma bardzo dużo moich umiejętności i cech charakteru. Ja także mam bardzo dobrą pamięć i wiedzę medyczną, którą jestem w stanie zweryfikować i rozwinąć. Ale ma tez i inne różniące nas cechy. Na przykład uwielbia operę, a ja nie jestem wielbicielką tego gatunku. Przeciwnie, kocham musicale, jak Franciszek Stawicki, o co Maja nieustannie się z nim spiera.

W książce pojawia się dość krytyczne zdanie o policji – iż „nie są specjalnie wyrafinowani ani mądrzy jak w amerykańskich filmach”. Czy jest to celowy element krytyki wymiaru sprawiedliwości , czy raczej narzędzie literackie, by uwypuklić pewne aspekty historii?

Zdecydowanie narzędzie literackie. Nie chcę spojlerować, ale podobna pycha gubi bohatera. Bo to stereotyp. Uważa się, iż inne są kryminały, jeszcze inne seriale kryminalne, a rzeczywistość pracy policyjnej, czy detektywistycznej jest mało romantyczna i frapująca. Trudne warunki, brzydkie i nudne sprawy, mała wykrywalność przestępstw, ograniczenia budżetowe. Uważam, iż prawda zdecydowanie leży gdzieś pośrodku. To zdanie to trochę taki kij w mrowisko, który wkładam nie ja jako autorka, a bohater mojej książki, który wypowiada te słowa.

Realizm scen reanimacji i analiz dowodów kryminalistycznych zachwyca swoją dokładnością i wciąga bez reszty. To prawdziwa uczta dla miłośników gatunku, choć można przypuszczać, iż stworzenie tak złożonej fabuły było nie lada wyzwaniem dla autorki. Jak udawało się pani wrócić do codzienności po tak intensywnej pracy twórczej?

Dziękuję. Starałam się nie zgubić realiów przy konstruowaniu fabuły. To była rzeczywiście niezwykle intensywna praca i jeszcze nie udało mi się wrócić do rzeczywistości. Jeszcze nie zaczęłam pisać nowej książki a „Nóż w sercu” oddałam we wrześniu. Nie ma się jednak do czego spieszyć. Muszę całkiem zrzucić tę historię, odpocząć od niej i zdecydować czy warto kontynuować ten cykl. A jak wracam do siebie i do myślenia o kolejnej powieści? Dużo czytam (nie tylko kryminały, ale też inne powieści, które tworzą stosik przy łóżku), oglądam seriale, które zawsze mnie inspirują fabularnie, ale przede wszystkim „włączam myślenie w tle”. Zaraz się z tego narodzi nowy pomysł.

Pani książki często stają się materiałem filmowym. „Nóż w sercu. Sprawa chirurga” zawiera sceny, które naprawdę mrożą krew w żyłach. Która z nich była najtrudniejsza do napisania?

Wbrew pozorom nie sceny są trudne, ale ich konstrukcja. Chodzi właśnie o to, żeby miały filmowy charakter. Żeby od razu ogniskowały uwagę czytelnika, żeby czytając widział bohaterów, pościgi, walki, sceny seksu. Żeby sobie wyobrażał który aktor może zagrać danego bohatera. Ja sama tak czytam i takie założenie przyjęłam pisząc. Staram się ponadto, aby rozpocząć tak, żeby czytelnik od razu mógł zdecydować czy wchodzi w mój świat i specyficzną konstrukcję powieści czy też mu to nie odpowiada. Bo nie każda książka jest dla wszystkich.

Którą z postaci w swojej książce lubi Pani najbardziej? Ich losy przypominają puszkę Pandory – wydają się sympatyczni, a za chwilę…

Lubię parę detektywów, Maję i Franciszka. Oni cały czas są fajni, tak mi się przynajmniej wydaje.

Idź do oryginalnego materiału