Na ten koncert czekano w Polsce od trzech dekad. Alanis Morissette — artystka, której twórczość zdefiniowała brzmienie lat 90. — 19 czerwca 2025 roku po raz pierwszy wystąpiła dla polskiej publiczności. Warszawski Torwar stał się areną sentymentalnej podróży do czasów, w których muzyka miała nie tylko rytm, ale i przekaz. Artystka zaprezentowała pełen emocji i mocy koncert, który na długo zapisze się w pamięci fanów.
Choć Alanis Morissette zadebiutowała na światowej scenie w 1991 roku, jej pierwszy występ w Polsce miał miejsce dopiero teraz. Planowana na 2020 rok trasa koncertowa została wstrzymana przez pandemię — oczekiwanie wydłużyło się o pięć lat. I choć trudno w to uwierzyć, to właśnie tegoroczny koncert w Warszawie był jej pierwszym w naszym kraju.
Publiczność wypełniająca Torwar w znacznej większości składała się z osób 30-letnicj i starszych — przedstawicieli pokolenia, dla którego „Jagged Little Pill” było nie tylko albumem, ale także manifestem emocjonalnego dojrzewania. Zabrakło młodszej widowni, która z pewnością miałaby okazję poznać siłę twórczości jednej z najważniejszych artystek lat 90.
Koncert otworzyło dynamiczne „Hand In My Pocket”, które od razu ustawiło wysoką poprzeczkę. Alanis nie potrzebowała wiele, by porwać publiczność — wystarczyła jej obecność, charyzma i niezmiennie charakterystyczny, mocny głos.
Trzon setlisty stanowiły utwory z kultowego albumu Jagged Little Pill – w tym „You Oughta Know”, „All I Really Want”, „Right Through You”, a także nieśmiertelne „Ironic”, które artystka wykonała wspólnie z dwojgiem fanów zaproszonych na scenę. Ta interakcja, choć symboliczna, wniosła element wyjątkowej bliskości i podkreśliła osobisty charakter wydarzenia.
Jednym z najmocniejszych fragmentów koncertu był akustyczny set na scenie B. W kameralnym klimacie zabrzmiały „Rest”, „Mary Jane” oraz „Perfect” — w aranżacjach pozbawionych zbędnych ozdobników. Prosty akompaniament gitary i delikatna perkusja stworzyły przestrzeń, w której głos Morissette wybrzmiał z wyjątkową intensywnością. To był moment skupienia i intymności, który pozwolił słuchaczom zatrzymać się i doświadczyć muzyki w jej najczystszej formie.
Ważnym elementem koncertu były akcenty społeczno-polityczne, które towarzyszyły występowi. Na ekranach pojawiały się dane dotyczące przemocy wobec kobiet, a także apele o równość rasową i społeczną. Alanis Morissette od lat angażuje się w kwestie związane z prawami człowieka, zdrowiem psychicznym czy feminizmem — i nie zabrakło tego również na warszawskim koncercie. Był to świadomy przekaz, podany z klasą i bez moralizatorskiego tonu.
Choć od strony muzycznej występ był dopracowany i pełen pasji, nie sposób nie zauważyć, iż kontakt artystki z publicznością był bardzo ograniczony. Alanis nie prowadziła konferansjerki, nie opowiadała historii między utworami, a jedyny moment, w którym zwróciła się bezpośrednio do fanów, zakończył się drobną niezręcznością — podziękowała za „ponowne przyjęcie w Polsce”, mimo iż był to jej pierwszy występ nad Wisłą. Jednak ten brak słów nie zdołał przyćmić przekazu muzycznego. Wokalistka postawiła na repertuar, a jej zaangażowanie sceniczne, gesty, emocje i bezbłędny wokal mówiły więcej niż jakiekolwiek zapowiedzi. Koncert zakończyły dwa niezwykle ważne utwory. „Uninvited” – pełne napięcia, mroku i dramaturgii – oraz „Thank You”, w którym Morissette po raz kolejny pokazała swoją siłę interpretacyjną.
Czwartkowy koncert Alanis Morissette na warszawskim Torwarze był nie tylko spełnieniem wieloletnich oczekiwań, ale także doskonałym przykładem na to, iż klasyka może brzmieć aktualnie i świeżo. Artystka, która dla wielu jest ikoną emocjonalnej szczerości, udowodniła, iż przez cały czas potrafi poruszać i inspirować. To był wieczór pełen muzyki, prawdy i wzruszeń — i jeden z tych koncertów, które zostają w pamięci na długo.
Organizatorem wydarzenia było Live Nation.