Adrien Brody wcielił się w "The Brutalist" w żydowsko-węgierskiego architekta, ocalałego z Holokaustu, który po II wojnie światowej emigruje do Stanów Zjednoczonych. Amerykański sen gwałtownie okazuje się jednak koszmarem.
51-letni aktor wygrał z Timothée Chalamet ("Kompletnie nieznany"), Colmanem Domingo ("Sing Sing"), Ralph Fiennes ("Konklawe") i Sebastianem Stanem ("Wybraniec").
Dodajmy, iż to drugi Oscar dla Adriena Brody'ego. W 2003 roku otrzymał nagrodę za rolę pianisty Władysława Szpilmana w "Pianiście". Kolejną statuetkę otrzymał więc dokładnie po 22 latach po swoim oscarowym debiucie.
– Czuję się ogromnie szczęśliwy. Aktorstwo to bardzo delikatny zawód. Wydaje się niezwykle glamour i czasami rzeczywiście takie jest, ale jedną z rzeczy, które zyskałem, mając przywilej ponownego znalezienia się tutaj, jest pewna perspektywa. Bez względu na to, na jakim etapie kariery jesteś, bez względu na to, co osiągnąłeś – wszystko może nagle zniknąć – mówił wzruszony Brody ze sceny.
Na zakończenie Brody poruszył również temat polityczny: "Po raz kolejny stoję na tej scenie, by przypomnieć o trwających traumach i konsekwencjach wojny, systemowej opresji, antysemityzmu, rasizmu i wykluczania".
– Modlę się o zdrowszy, szczęśliwszy i bardziej inkluzywny świat. Wierzę, iż jeżeli przeszłość może nas czegoś nauczyć, to tego, iż nie możemy pozwolić, by nienawiść pozostawała bez odpowiedzi. Walczmy o to, co słuszne, uśmiechajmy się, kochajmy się nawzajem. Odbudujmy ten świat razem – powiedział aktor.