Reprinty, duble, powtórki - nie ma znaczenia, kto jak je nazywa, ale chodzi o historie wcześniej wydane po polsku, które po jakimś czasie ponownie pojawiają się w ramach innego wydania. Niektórzy uznają je za największe zło i przy każdym wydaniu liczą, ile jest nowych historii, a ile powtórek, i tylko na podstawie tego oceniają, czy jest dobrze, czy źle. Inni natomiast twierdzą, że reprinty to nic złego, a skoro przeciętny czytelnik ma dziesięć lat, to można powtarzać komiksy choćby po pięciu latach. Prawda jednak leży pośrodku, i żeby komiksy Disneya w Polsce dalej mogły się rozwijać, trzeba to zrozumieć.
Polska perspektywa na reprinty jest dość specyficzna w świecie komiksów
Disneya, ponieważ przez lata byliśmy jedynym na świecie rynkiem, na którym
wydano stosunkowo dużo historyjek z kaczkami i myszami, wiele z nich więcej
niż jeden raz, a jednocześnie wiele największych klasyków nie było znanych
polskiemu czytelnikowi. Wynikało to z tego, iż oferta publikacji w Polsce była
najczęściej odbiciem tego, co wychodziło w Skandynawii i w Niemczech, z
pominięciem najciekawszych publikacji. Doprowadziło to do sytuacji, iż jakiś
przeciętny włoski komiks pojawił się u nas trzy razy, a najznamienitszych
historii nigdy po polsku nie wydano.
W ciągu ostatniej dekady sytuacja jednak zaczęła się poprawiać, nie jest jeszcze idealnie, ale nastąpił wyraźny krok naprzód. Największą zmianą było pojawienie się edycji kolekcjonerskich, głównie kolekcji poświęconych komiksom Barksa i Rosy. W tym wypadku fani, choć niektórzy z oporami, zrozumieli, że jeżeli wydaje się pełną kolekcję historii danego twórcy, to logiczne, iż w tomach znajdą się reprinty. A jeżeli jest to kolekcja chronologiczna, to liczba reprintów pomiędzy tomami może się bardzo różnić i wydawnictwo nie ma żadnego wpływu na zawartość.
Tylko co dalej? Kolekcja Rosy się skończyła, kolekcja Barksa skończy się za
rok. Wiadomo, będą dodruki, ale czy komiksy Barksa powinny być dostępne tylko
w kolekcjonerskiej formie. Czy powinniśmy je zamykać przed najmłodszymi fanami
kaczek? Czy pojawienie się komiksu Barksa w
Kaczorze Donaldzie powinniśmy traktować jako reprint, czy może jako
przestawienie świetnej historii nowemu pokoleniu? A pewnie za parę lat pojawi
się temat, by podobnie jak w Niemczech i w Norwegii, wydać komiksy Barksa w
budżetowej formie Giganta. Z perspektywy fana byłby to 100% reprint,
ale dla dzieciaków być może najprzystępniejsza forma zapoznania się z klasyką.
Zresztą ta dyskusja już raz się w Polsce przetoczyła, choć w trochę innej sytuacji. W tym roku z okazji 90. urodzin Donalda pojawił się tom Nasz wielki Donald. Przedruk zagranicznej edycji mającej swoje bolączki, ale dla części polskich czytelników problemem było, iż w tomie znalazły się komiksy Barksa i Rosy. Można krzyknąć: reprinty. Tylko iż obecnie każdy komiks Barksa i Rosy jest reprintem. Trzeba jednak pamiętać, iż tego typu rocznicowy tom dotrze do trochę innej publiki niż liczące po wiele tomów pełne kolekcje, a jego głównym celem było zaprezentowanie przekrojowego przeglądu historii z Donaldem z ostatnich dekad. Pominięcie dwóch najsłynniejszych twórców nie byłoby najlepszym pomysłem.
Co oczywiście nie oznacza, iż można przedrukowywać komiksy Barksa i Rosy bez ładu i składu, ponieważ zawsze ma to sens. Było takie wydawnictwo, zwało się Egmont Comic Collection, które po sukcesie podobnego wydania jak Nasz wielki Donald rozpoczęło publikację innych tego typu tomów w twardej oprawie. Kolejne wydania, choć zawierały zawsze jakieś historie Barksa i Rosy, były układane coraz to bardziej niedbale, zniknął też efekt nowości. w tej chwili w Niemczech wychodzi mniej kolekcjonerskich wydań komiksów Disneya niż w Polsce, ponieważ rynek został zalany nieprzemyślanymi publikacjami. Dlatego nasz Egmont powinien uważać, co będzie wydawał w ramach ostatnio zapowiedzianej serii antologii, bo w pewnym momencie fani już wszystkiego nie łykną.
Sytuacja z włoskimi komiksami wydawanymi w Gigantach jest bardziej skomplikowana, ponieważ tam trzeba dość jasno podzielić tomy na dwa rodzaje. Są tomy tematyczne jak MegaGiga, Galaxy czy świąteczne wydania, a są te tomy skupiające się ściśle na poszczególnych cyklach, jak np. Kwantomas czy Doubleduck. W Polsce do tej pory mieliśmy do czynienia tylko z tymi pierwszymi, dlatego najpierw skupię się na nich. W przypadku tego typu tomów sprawa reprintów jest zwykle dość prosta - jeżeli są dobre i nie ma ich za dużo, to nic w tym złego, jeżeli są słabe i jest ich za dużo, to zaczynają stanowić problem. Oczywiście czym innym jest powtórka komiksu, który był wydany trzy lata temu, czym innym powtórka historii sprzed 30 lat, ale tu raczej większych sporów nie ma.
Problemem tak naprawdę jest to, iż w Niemczech poziom Gigantów spadł w ciągu ostatnich kilku lat dramatycznie. Wynika to po części z tego, iż obecnie na rynku niemieckim wychodzi ponad 60 tomów rocznie, więc nie każde wydanie może zawierać najlepsze komiksy, ale mam też wrażenie, iż czasem redakcji po prostu nie chce się za bardzo starać i zamiast przypominać ciekawsze, starsze historie, sięgają po to co jest na wierzchu. Było to widać w wydanym także w Polsce Gigancie Poleca Extra - Wszystkiego najlepszego, Donald!, który jak na rocznicowy tom był bardzo przeciętny. Problemem często choćby nie jest to, iż w tomach jest wiele reprintów, tylko iż są po prostu wydawane słabe komiksy. Ale tak naprawdę to tylko wierzchołek góry lodowej.
Rok temu w Niemczech rozpoczęto wydawanie serii Lustiges Taschenbuch Abenteuer, która na pierwszy rzut oka nie różni się od Agentów i detektywów czy Dookoła świata. Po prostu kolejny zbiór tematycznych komiksów. Tylko tym razem tomy w 100% składają się z powtórek z ostatnich 5-15 lat. Jako iż w Polsce nie każdy Gigant wychodzi, to nie jest tak źle, ale np. w 1. tomie 70% historii to komiksy wydane po polsku w Gigancie Poleca między 2009 a 2018 rokiem. Czyli mówimy o tomach składających się prawie w całości z wydań, które ledwie dwa czy trzy lata temu leżały w pakietach dostępnych w Empikach. I to jeszcze nie o zbiorze najlepszych historii, tylko o dość losowej antologii. Może w Niemczech to jeszcze w ogromie wydań przechodzi, ale wątpię, żeby w Polsce to wypaliło.
Tym bardziej iż przykład płynący z Norwegii pokazuje, co może się stać w dłuższej perspektywie, jeżeli zaleje się rynek słabej jakości tematycznymi tomami. W Norwegii Tema Pocket, czyli odpowiednik polskiego MegaGiga, w pewnym momencie tak dobrze się sprzedawał, iż postanowiono zrobić z niego miesięcznik. Jednak wówczas ktoś pomyślał, iż zamiast od postaw tworzyć nowe tomy, można wziąć pół starego tomu, dodać jakieś inne komiksy i to wypuścić. Jeden taki tom wyszedł w Polsce pod tytułem Legenda o wyspie skarbów i mocno na niego narzekałem przed premierą. Historia skończyła się w taki sposób, iż Tema Pocket w tym roku przestał być wydawany po ponad ćwierć wieku publikacji. Czytelnicy nie nabrali się na tak układane tomy, ponieważ czymś zupełnie innym jest publikacja zawierająca różne historie od tomu wprost opartego na starszym wydaniu.
Jednak rynek się zmienia, nie tylko w naszym regionie, ale także we Włoszech i w tej chwili tamtejsi redaktorzy coraz bardziej stawiają na dłuższe historie i cykle składające się z wielu komiksów. W Polsce też można zauważyć, iż taki Doubleduck czy Kwantomas trochę przyćmiewają popularnością samego Giganta. W przypadku polskich wydań pojawia się jeszcze dodatkowy aspekt, ponieważ nie wszystkie zagraniczne Giganty są przedrukowywane u nas, i przez to często jakaś większa seria jest publikowana z dziurami. Nie jest to jednak najważniejsze. bardziej chodzi o to, iż nie każdy jest zainteresowany kupowaniem zbiorków różnych historii, a już tomy poświęcone danej serii są dla niego ciekawą propozycją.
Popatrzmy chociażby na wydany w Niemczech w ramach Lustiges Taschenbuch Premium tom zbierający pierwsze komiksy z serii Zdumiewający Kwantomas - złodziej dżentelmen. Wydanie w 90% zawiera historie, które opublikowano w Gigancie Poleca pomiędzy 2014 a 2021 rokiem. Więc czym to się różni od wspomnianego wcześniej Abenteuer? Wszystkim. jeżeli ktoś chce przeczytać różne przygodowe historie z Donaldem, to może kupić dowolny tom z ostatnich lat, a redakcja może znaleźć coś lepszego niż Abenteuer, ale jeżeli ktoś chce poznać historię Kwantomasa od A do Z, to nie ma innej opcji, musi już kupić kilkanaście archiwalnych Gigantów. Tom zbierający wszystko w jednym wydaniu wydaje się być wówczas dużo bardziej kuszącą propozycją.
Trzeba też pamiętać o tym, iż polski rynek komiksów Disneya powoli, ale jednak się starzeje. Zdumiewający Kwantomas może nie jest najlepszym przykładem, ponieważ wychodzi od "zaledwie" 10 lat, ale już Doubleduck jest publikowany od 15 lat, komiksy z Centralną Agencją Paranormalną ponad dwie dekady, a niektóre historie Vicara, Rota, Van Horna z lat 90. ostatni raz były wydane w Polsce prawie trzy dekady temu. Jeśli chcemy, żeby nowe osoby wskakiwały do pociągu fanów kaczych historii, to nie możemy od nich na starcie oczekiwać, iż będą w antykwariatach czy bibliotekach szukać starych tomów.
Z przytoczonych przykładów może płynąć tylko jeden wniosek. Reprint sam w sobie nie jest zły, a wszystko zależy od sytuacji. jeżeli jest zapotrzebowanie na dany komiks, to nie można go zamykać w sejfie, ponieważ wąskie grono długoletnich fanów ma go w kolekcji. Może istnieć wydanie w 100% składające się z powtórek, które będzie lepszym tomem, posiadającym większy potencjał sprzedażowy, niż wydanie skupiające się w pełni na premierowych komiksach. Jednak wszystko musi być robione z głową. jeżeli pójdziemy drogą niemiecką czy norweską i na polski rynek będą trafiać nieprzemyślane publikacje, które tylko rozgniewają starszych czytelników, a nie przyciągną nowych, to daleko na tym nie zajdziemy. Żeby osiągnąć pełnię sukcesu, trzeba tak balansować, by najwięksi fani aż tak nie utyskiwali na powtórki. a nowi mieli łatwy dostęp do najlepszych historii.
Źródło ilustracji: materiały prasowe - Egmont, Disney Publishing Worldwide