15 grudnia 1939 r. widzowie po raz pierwszy zobaczyli poruszającą historię Scarlett i Rhetta. I choć w filmie iskrzyło, odtwórcy głównych ról… nie przepadali za sobą. Vivien Leigh narzekała na nieświeży oddech Clarke’a Gable’a, on nisko cenił sobie jej intelekt. Jak więc układała im się kooperacja na planie „Przeminęło z wiatrem”?
Pansy – tak pierwotnie miała mieć na imię bohaterka powieści „Przeminęło z wiatrem”. Na szczęście jej autorka, Margaret Mitchell, posłuchała rad wydawnictwa i stworzoną postać przechrzciła na o wiele subtelniejszą Scarlett. Losy niepokornej panny O’Hary zrobiły prawdziwą furorę, więc kwestią czasu było zainteresowanie ze strony filmowców. Mitchell jednak w to wątpiła: – Nie widzę możliwości przerobienia tej powieści na film, chyba iż książka zostałaby podzielona – mówiła. Była pewna, iż nikt się nie odważy. A jednak…
Zaledwie miesiąc po wydaniu „Przeminęło z wiatrem”, książka zaintrygowała producenta Davida O. Selznicka, który za bagatela 50 000 dolarów, nabył prawa do jej ekranizacji. Dotąd, nigdy nie wydano takiej sumy na taki cel. Nad scenariuszem pracowało aż 17 osób, a jego wstępna wersja powstała po 2 latach. Do czasochłonnych zadań należał także wybór obsady…
Scarlett w 1400 odsłonach
Rolę Rhetta, w pierwszej kolejności zaproponowano Garemu Cooperowi. On jednak nie był zainteresowany. Twierdził, iż film „będzie największą klapą w historii” i nie chce brać w tym udziału. Po jego odmowie zwrócono się do niezwykle popularnego wtedy Clarka Gable’a. I on nie padł na kolana w podziękowaniach za ofertę. Skutecznie zachęciła go jednak premia w wysokości 50 tys. dolarów, tym bardziej iż pilnie potrzebował pieniędzy na rozwód z drugą żoną. W sumie zarobił na filmie ponad 120 tys. dolarów.
Także typowany do roli Asleya – Leslie Howard, nie pałał entuzjazmem gdy mu ją zaproponowano. Ranny w czasie I wojny światowej aktor, swój zawód traktował jako lekarstwo na problemy emocjonalne i traumę, jakiej doświadczył. Rolą ukochanego Scarlett nie zainteresował się na tyle, by przeczytać powieść. Ponadto narzekał, iż będzie musiał nosić stroje „hotelowego portiera” i jest za stary do tej roli. I tu miał mocne argumenty. Mając 46 lat na karku, musiał wszak wcielić się najpierw w 20-latka, a później 32-latka. Bez peruk i makijażowych tricków się nie obeszło.
Z filmową żoną Ashleya nie było aż takich problemów. Do roli Melanie pierwotnie przymierzano Joain Fontaine. Ta jednak poleciła… swoją siostrę Olivię de Havilland. Spodobała się.
No i jeszcze główna rola!
Powiedzieć, iż poszukiwania odtwórczyni Scarlett były wielką inwestycją to za mało. Pochłonęły one bowiem 105 tysięcy dolarów, czyli tyle ile starczyłoby na wyprodukowanie przeciętnego filmu. Przy zdjęciach próbnych wykorzystano 45,5 tysiąca metrów taśmy czarnobiałej i 400 m kolorowej. Aby znaleźć ukochaną Rhetta przesłuchano aż 1400 aktorek, w tym m.in. Bette Davis, Katharine Hepburn czy Barbarę Stanwyck. „Tylko” 400 pań miało szansę odczytania tekstu. Niektóre z nich zwracały się choćby o polecenie, do Margaret Mitchell. – Łowcy talentów przeczesali całe południe, pod uwagę brano niemal każdą z hollywoodzkich gwiazd i wiele z nich odbyło choćby próby, a jednak po dwóch i pół latach kamery miały ruszyć bez Scarlett – opisuje to biografka gwiazd, Anne Edwards. Gdy rozpoczęły się nagrania (pożar Atlanty), do gry weszła piękna choć mało znana Brytyjka, Vivien Leigh…
Aktorce bardzo zależało na roli Scarlett. Ujęła ją książka Michell, wiele czytała też o wojnie secesyjnej. Producentowi filmu miał przedstawić ją jego brat Myron. Początek był obiecujący… – Mój Boże, pani jest Scarlett!! jeżeli znam mego brata tak dobrze jak mi się wydaje, to się zgodzi – powitał ją Myron. Z entuzjazmem zabrał Leigh na plan, gdzie kręcono pożar Atlanty i przyprowadził do Davida O. Selznicka.
– Gdy przedstawił mnie Vivien Leigh, płomienie oświetlały jej twarz. Rzuciłem tylko jedno spojrzenie i wiedziałem, iż to ona; iż jest dobra, iż odpowiada przynajmniej mojemu wyobrażeniu o tym, jak wyglądała Scarlett O’Hara. Nigdy się nie otrząsnę z tego pierwszego wrażenia – wspominał producent.
Oczywiście nie zatrudnił jej od razu, jednak gwałtownie zorganizował spotkanie z reżyserem Georg’em Cukorem. I on uległ jej czarowi, ale aktorkę czekały jeszcze ostateczne próby z udziałem trzech innych konkurentek. Okazała się najlepsza!
„Nieświeże” pocałunki
Prace przy produkcji ruszyły z rozmachem. Wspomniane sceny pożaru Atlanty, które miała okazję zobaczyć Vivien, były pierwszymi i jednymi z najtrudniejszych. Wykorzystane stare dekoracje filmowe (m.in. z „King Konga”), paliły się tak dobrze, że… wywołały panikę wśród okolicznych mieszkańców. Zatrwożeni, myśląc, iż mają do czynienia z prawdziwym zagrożeniem, dzwonili po pomoc, skutecznie blokując linie telefonicznie. Nie ma co im się dziwić – płomienie sięgały 500 metrów! Wszystko było jednak pod kontrolą, bo w pobliżu czuwało m.in. 10 jednostek straży pożarnej i 50 strażaków. Nagranie tej sceny kosztowało twórców 25 tys. dolarów. Warto dodać, iż kręcono ją aż z siedmiu, czyli wszystkich dostępnych wtedy kamer hollywoodzkiego Technicoloru.
Pełne ręce roboty mieli nie tylko realizatorzy, ale i aktorzy. Praca na planie była mocno stresująca – szczególnie dla Vivien Leigh, która ponoć spalała 4 paczki papierosów dziennie. O jedną więcej niż Clark Gable.
Między odtwórcami głównych ról, którzy tak pięknie prezentowali się na ekranie, prywatnie nie zaiskrzyło.
Ogromnym problemem dla Vivien, szczególnie w scenach miłosnych, okazał się… nieświeży zapach, jaki miał wydobywać się z ust filmowego Rhetta. Jego przyczyną były sztuczne zęby aktora. Ponadto, odtwórczyni Scarlett uważała Clarke’a za „leniwego, niezbyt lotnego i pozbawionego umiejętności adekwatnego reagowania aktora”.
– Nie rozumiała, jak mógł opuszczać plan punktualnie o osiemnastej, zupełnie jakby pracował w biurze. Sama wychodziła ze studia przed ósmą lub dziewiątą wieczorem i pracowała sześć, a często choćby siedem godzin w tygodniu – czytamy w biografii aktorki. Nic dziwnego, iż gdy jej filmowy partner wraz z reżyserem decydowali o przerwie na odpoczynek, krzyczała wzburzona: „O czym wy pieprzycie?!”.
Clark Gable też nie był oczarowany swoją partnerką. Owszem, był wobec niej „szarmancki i miły”, jednak dość nisko cenił sobie jej intelekt oraz oddanie pracy.
Reżyser nie wytrzymał
Sama aktorka była niezmordowana. Dodatkową trudnością było, iż jednego dnia musiała grać 16-latkę, innego – 27-latkę. – Pewnego razu pracowała dwadzieścia dwie godziny bez przerwy nagrywając słynna scenę, gdy Scarlett pada na kolana na polach Tary, przysięgając sobie, iż już nigdy nie będzie głodna. Spała potem cztery godziny, a następnie wróciła do studia, by zagrać trzpiotowatą Scarlett, która na początku wojny odwiedza ciocię Pitty – opisuje Anne Edwards w „Vivien Leigh przeminęła z wiatrem”.
Największe problemy zaczęły się dla aktorki, gdy zwolniono dotychczasowego reżysera, z którym świetnie się dogadywała, a zatrudniono szorstkiego w obyciu Victora Fleminga. kooperacja z nim do miłych nie należała. Kiedyś, w jej obecności zakomunikował kostiumologowi: – Na miłość Boską, zróbmy coś, żeby cycki tej dziewczyny jakoś wyglądały.
W efekcie Vivien musiała owiązać piersi taśmą, by były uniesione i bliżej siebie. Nietrudno się domyśleć jak wściekła była aktorka. Trzeba jednak przyznać, iż w słynnej burgundowej sukni prezentowała się pięknie.
Leigh musiała też toczyć batalię o wizerunek swojej bohaterki: – Dni często kończyły się łzami aktorki i wściekłością reżysera. Vivien czuła, iż ten chce zredukować Scarlett do jednowymiarowej postaci: kurewki bez żadnej motywacji. Przez cały czas miała ze sobą powieść Margaret Mitchell i sprzeciwiała się wszelki zmianom oryginalnej, książkowej postaci Scarlett – podkreśla Edwards. Po wielu ostrych konfrontacjach reżyser nie wytrzymał i opuścił plan. Film dokończył Sam Wood.
Rhett nie może płakać!
Jednak nie tylko Vivien zmagała się z problemami na planie. Jakie miał Clark Gable?
Aktor niemal odszedł z filmu, bo w jednej ze scen musiał… zapłakać. Dla amanta jego pokroju było to mało męskie.
Z kolei w scenie, gdzie mógł wykazać się męskością, nie mógł tego zrobić. W tym przypadku był to jednak dowcip jego kolegów planu. Przed sceną, w której miał nieść na rękach chorą Melanię, w obszernej sukni aktorki ukryto… ciężarki. Gable, ku swojemu zdziwieniu żadną miarą nie mógł podnieść filigranowej Olivii de Havilland.
Odtwórczyni Melanii bardzo zaangażowała się w produkcję. By doskonale oddać trud rodzenia, aktorka spędziła wiele godzin na porodówce w jednym ze szpitali. Pozwoliła się też szczypać reżyserowi po palcach u stóp. Nie musiała więc udawać bólu. Olivia chętnie pomogła też Vivian w scenie powrotu Scarlett do zdewastowanej Tary, gdzie podczas wykopywania rzodkiewek, bohaterka dostaje torsji. Odgłosy wymiotne, z którymi miała problem Vivian, odtworzyła właśnie „Melania”.
Nawet mała Cammie King Colon, grająca córkę Rhetta i Scarlett miała pewne trudności na planie. Otóż, w scenie pogrzebu Bonnie nie mogła zachować powagi. Ostatecznie założono aktorce maskę na twarz.
Ciężka praca aktorów i filmowców nie poszła jednak na marne. Imponująca liczba Oscarów i tłumy śledzące z wypiekami na twarzy losy bohaterów dały temu najlepszy dowód. Czy jednak odtwórczyni panny O’Hara wzięłaby udział jeszcze raz w produkcji, gdyby wiedziała, iż będzie ją ona kosztowała aż tyle nerwów?! Pewnie mogłaby odpowiedzieć niczym Scarlett: „Pomyślę o tym jutro”…
Źródła inf.: Anne Edwards „Vivien Leigh przeminęła z wiatrem”, Ellen F. Rown i John Wiley Junior, „Przeminęło z wiatrem. Od bestselleru do filmu wszech czasów”, filmweb.pl, fdb.pl