4. sezon „Wiedźmina” wjechał na Netflixa i już robi zamieszanie. Liam Hemsworth w roli Geralta to najmniejsze zaskoczenie!

glamour.pl 3 godzin temu

4. sezon „Wiedźmina” już jest dostępny online!

Już otwierająca scena nowego 4. sezonu „Wiedźmina” zdradza, iż twórcy w końcu postanowili „dopiąć zbroję”. Geralt staje do starcia z potworem i zamiast standardowego „wejścia, machnięcia, wyjścia”, dostajemy dobrze zaprojektowaną, intensywną walkę. Akcja gwałtownie przenosi nas w rejony „Chrztu ognia”, gdzie bohater zaczyna kompletować swoją bandę wyrzutków — ludzi, którzy zamiast trzymać się z dala od wojny, wchodzą w sam środek chaosu, by odnaleźć Ciri. I tu, gdy historia idzie tropami książek, serial nabiera rozpędu. Dialogi brzmią lepiej, relacje między bohaterami wreszcie mają sens, a sceny — emocjonalny ciężar. Czy można? Tak, ale szkoda, iż dopiero po sześciu latach ktoś przyznał, iż Sapkowskiego nie trzeba „poprawiać”, żeby działał na ekranie.

Niestety, każde zejście z książkowej ścieżki to powrót starych grzechów. Chaos polityczny bez ładu i składu, wątki „na docisk”, magiczne starcia pozbawione logiki, postacie, które mają tylko „być”, a nie opowiadać historię. Serial prawdopodobnie miał być mądrą, współczesną opowieścią o moralności, wojnie, sile kobiet i inności. Problem w tym, iż robił to z gracją tarana, upraszczając, zamiast pogłębiać. Paradoks? Ogromny. Materiał źródłowy ma w sobie feministyczną, nieoczywistą perspektywę, oryginalne spojrzenie na przemoc, władzę i lojalność. Tyle iż produkcja dawno odjechała od tej wizji — i teraz nie potrafi do niej wrócić. Rezultat: fabuła momentami nie tyle brnie, ile jest dopychana łokciem. I to boli najbardziej.

„Wiedźmin”: Liam Hemsworth w roli Geralta

Nie ma co ukrywać, zmiana aktora wcielającego się w Geralta, była dla wielu widzów jak otwarcie portalu do innej rzeczywistości. Jednak po kilku minutach oglądania nowego sezonu… przestaje się o tym myśleć. Liam Hemsworth jest zupełnie inny niż Henry Cavill, ale wypada naturalnie, a gdy scenariusz daje mu coś więcej, niż jedno „hmm”, zaczyna świecić. Dosłownie i w przenośni. Laurence Fishburne jako Regis to ewidentnie elegancki dodatek. A Sharlto Copley jako Bonhart? Zupełnie inny niż książkowy, ale magnetyczny. I wtedy pojawia się odcinek piąty. Ognisko, wyznania, różne style narracji — mała perełka, która udowadnia, iż twórcy potrafią, jeżeli naprawdę chcą. Podsumowanie: najlepszy sezon… wciąż z potencjałem na więcej. Ten sezon to krok naprzód. Pierwszy raz od dawna czuć, iż ktoś naprawdę chciał zrozumieć, czym może być „Wiedźmin” jako serial. Czy to wciąż ekranizacja Sapkowskiego? Momentami. Ale najbardziej satysfakcjonuje wtedy, gdy przestaje próbować udawać książki na siłę. Czy to najlepszy sezon do tej pory? Tak, choć wciąż frustrująco nierówny. Czy da się to jeszcze naprawić? Teoretycznie tak, ale praktycznie… Netflixie, piłka po twojej stronie.

View oEmbed on the source website
Idź do oryginalnego materiału