W ostatnich latach platformy streamingowe produkują świąteczne filmy taśmowo – co z jednej strony cieszy, bo zawsze jest coś zimowego do odpalenia, a z drugiej… cóż. Większość to przesłodzona, przewidywalna papka, która choćby nie próbuje udawać nowego "To właśnie miłość".
Zwłaszcza Netflix (zaraz po Hallmarku) uwielbia ten gatunek: świąteczne romanse, które niby są koszmarnie kiczowate i przesłodzone, a mimo to bez wahania klikamy play. Magia świąt może i nie polega na jakości scenariusza, tylko na tym, iż przez 90 minut świat robi się uroczo prosty i pełen światełek, ale przyznaję – nie obraziłabym się, gdybyśmy w końcu dostali nowego klasyka na miarę "Holiday" albo "Kevina".
Nowe świąteczne filmy na Netflix. Tak złe, iż aż dobre
Netflix jak co roku szaleje przed świętami i już teraz podrzucił cztery nowe tytuły, a przed nami jeszcze hiszpańsko-meksykańska kontynuacja "Listu do Świętego Mikołaja" oraz coś zupełnie z innej bajki – "Żegnaj, June". To świąteczny dramat w reżyserii Kate Winslet, z Toni Collette i Helen Mirren, o rodzinie zmagającej się w święta z pogarszającym się zdrowiem matki. Na ten ostatni bardzo czekam i mam wielką nadzieję, iż się nie zawiodę, bo zapowiada się znakomicie.
Trzy świąteczne filmy Netfliksa na 2025 rok już obejrzałam. Na razie ominęłam jedynie nowość z 3 grudnia — zapowiadającą się iście krindżowo komedię romantyczną "Miłość w prezencie" (samotna mama, doczepiona broda, ech...). Ale czy warto zobaczyć pozostałe? Sprawdzam!
Szampańskie święta
Film z tytułem jak piosenka Taylor Swift "Champagne problems" (przypadek?), scenariuszem jak z kalki i twistem, który zgadniesz w pięć sekund. "Szampańskie święta" to podręcznikowa wersja "przewidywalne, ale świąteczne, więc wybaczam".
Sydney (Minka Kelly), pracoholiczka w garsonce i z ambicjami, wpada do Francji wykupić markę szampana. W Paryżu poznaje przystojnego Henriego. Uroczy wieczór, makaroniki, romans… a następnego dnia bum: okazuje się, iż to syn właściciela firmy, którą Sidney ma przejąć. Czy można to przewidzieć? Oczywiście. Czy ma to znaczenie? Zero.
Film ratują Minka Kelly, która jest tak urocza, iż człowiek zapomina o logice scenariusza oraz francuski aktor Tom Wozniczka, który ma z gwiazdą "Friday Night Lights" naprawdę przyjemną chemię. Przepiękna francuska sceneria to kolejny plus, chociaż uprzedzam, iż "Szampańskie święta" wypadają lepiej jako komedia niż romans. Nic przełomowego, ale obejrzysz i nie będziesz narzekać – przynajmniej nie głośno.
2. Święta z eks
"Święta z eks" to film znacznie gorszy niż poprzedni – ale jednocześnie taki, który odpalisz po pracy i stwierdzisz: "no głupie, ale słodkie". Gwiazda "Clueless" Alicia Silverstone gra Kate, świeżo po rozwodzie i desperacko pragnącą udowodnić, iż da się zorganizować normalne, rodzinne święta z byłym mężem (Oliver Huddson). Niestety ten przyjeżdża z nową młodszą dziewczyną (Jameela Jamil), więc Kate na złość byłemu wdaje się we flirt z 28-latkiem.
Fabuła jest głupawa i przewidywalna, humor bywa bardziej przypadkowy niż zamierzony, ale dawno niewidziana Silverstone jest świetna i dla niej samej warto to obejrzeć. Miło też zobaczyć na ekranie bohaterów w średnim wieku, którzy dostają prawo do romansu i chaosu, a nie tylko bycia "rodzicami nastolatków". Guilty pleasure na wieczór, ale ostrzegam: dawka krindżu jest naprawdę spora.
3. Świąteczny skok
Zamiast małego miasteczka wielki londyński dom towarowy. Zamiast pieczenia pierniczków – plan napadu. Niby brzmi oryginalnie, ale Netflix i tak robi z tego romans.
Sophia (Olivia Holt) pracuje w sklepie, ledwo wiąże koniec z końcem i czasem "pożycza" coś z półek, żeby opłacić leczenie mamy. Nick (Connor Swindells), były technik bezpieczeństwa, przyłapuje ją i… nie zgłasza kradzieży, tylko proponuje wspólny napad na sklep. Bo czemu nie. Oboje są zdesperowani, a im bardziej kombinują, tym bardziej się dogadują. Reszty się domyślisz.
"Świąteczny skok" to produkcja z USA, ale byłaby o wiele lepsza jako brytyjski film – brakuje tu ironii wyspiarzy i tego ich charakterystycznego, słodko-gorzkiego sznytu. Jednak para głównych bohaterów ma fajną chemię, a historia jest odświeżająca jak na świąteczny tytuł. Logiki nie ma tutaj za grosz, ale cóż… kto jej szuka w świątecznych filmach?
Film jest lekki, zabawny i w sam raz na wieczór pod tytułem "włączę, żeby nie myśleć". Dla mnie osobiście najfajniejszy z całej trójki, ale o tym musisz przekonać się już sam/sama. Bo i tak wiem, iż obejrzysz wszystkie te filmy, choćby jeżeli się nie przyznasz.















