Wspaniała jest to beletrystyka, w kończącym się roku poleciłem ją niezliczonym osobom. Maciej Marcisz, w swym książkowym debiucie wciąga nas w wir rodzinnych relacji. Pogmatwanych i niejednoznacznych. Pełnych żalu, pretensji i fałszywego uprzywilejowania.
Oto Marcin, 30 letni zadłużony artysta, który zraził do siebie rodziców i rodzeństwo, wykorzystując taśmy rodzinne do swojego performance’u, wyrusza w podróż by posklejać familijne relacje. Czy robi to szczerze? Czy ta sprawa ma w ogóle szanse powodzenia? Czy głębokie, wielopokoleniowe rany, którą ta sytuacja wyciągnęła na powierzchnię, mogą się zabliźnić?
Ta opowieść to sentymentalny powrót do Polski, jaką pamiętamy z lat 90 i 00. To także momentami zabawny, a w innych miejscach mroczny wgląd w więzi międzyludzkie wystawione na próbę pędzącego turbokapitalizmu tego okresu. Czy można było w tym czasie wzbogacić się zachowując duszę? Czy rollercoster społecznego awansu jest w ogóle możliwy do przeprocesowania za życia jednego pokolenia? Jakże dojmującą, dziecinną nieporadność widzimy czasami w naszych rodzicach. Czy wolno nam ją oceniać?
Maciej Marcisz zadaje nam trudne, ale niezwykle trafne pytania. Wysyła nam też prosty sygnał. Jakkolwiek myślisz, iż Twoja sytuacja rodzinna jest pogmatwana, patologiczna i wyjątkowa, prawdopodobnie nie wyróżnia się ona znacząco na tle ogółu.
Bardzo serdecznie polecam. Warto.