„100 dni do matury” – Wilk w owczej skórze [RECENZJA]

filmawka.pl 1 tydzień temu

Dawno, dawno temu marketingowcy i pijarowcy zaczęli postrzegać nastolatków jako potencjalnych klientów. Rynek produktów skierowanych dla młodszych odbiorców rośnie rokrocznie. Za czasów mojej „młodości” te tendencje kanalizowane były głównie przez zalewanie sklepów setkami badziewnych gadżetów z twarzą głównej bohaterki kolejnego serialu na Disney Channel. Czas ma jednak to do siebie, iż nie da się go zatrzymać, a główną cechą kapitalizmu jest jego zdolność do adaptacji. Tak więc, dorobiliśmy się kinowego filmu opartego o markę najpopularniejszej w tej chwili grupy influencerów w Polsce.

Przyrównanie Ekipa Holding, czyli firmy stojącej za wszystkim związanym ze 100 dni do matury, do Disney Channel jest nieprzypadkowe. Tak jak machina Myszki Mickey, firma, której twarzą niewątpliwie pozostaje Karol „Friz” Wiśniewski to zbiór wielu podmiotów działających w przeróżnych branżach. Analogicznie: gdy Hannah Montana doczekała się po trzech sezonach kinowego filmu, tak samo, po niespełna czterech latach od wypuszczenia pierwszego klipu na Youtube, na wielkim ekranie debiutują członkowie Genzie.

Głównym bohaterem jest Kapsel grany przez Bartka „Świeżego” Laskowskiego. Pragnie pozostać rok dłużej w liceum. Od razu warto zaznaczyć, iż „Świeży” dobrze sprawuje się w tej roli. Jego postać jest nie tylko świetnie napisana, ale i zagrana. Rozterki dotyczące decydowania o własnej przyszłości i strach przed zostaniem w tyle, gdy już grupa znajomych rozjedzie się po świecie – to tematy uniwersalne i powtarzalne. Do schematów w tym filmie trzeba się jednak przyzwyczaić. Przez to, jak marginalną rolę odgrywają przyjaciele Kapsla, nie otrzymali oni przywileju posiadania jakiejkolwiek osobowości.

„100 dni do matury” / materiały prasowe Next Film

Między studniówką a próbnymi egzaminami maturalnymi w życiu Kapsla pojawia się jego dziadek, grany przez Jacka Komana, który jest stereotypowym, zawodowym złodziejem. To on będzie mentorem dla maturzysty. Ten rok ma być przełomowy nie tylko dla maturzystów, ale także dla samej formuły egzaminów dojrzałości. Za sprawą reformy wprowadzonej przez Ministrę Edukacji arkusze maturalne zostaną sprawdzone w ciągu dwudziestu czterech godzin przez nowatorski system informatyczny. Postać grana przez Laskowskiego postanawia wtedy włamać się do Ministerstwa i zmienić wyniki swoim przyjaciołom, aby mogli rok dłużej wieść beztroskie, licealne życia.

Mamy już naszą Śnieżkę, jednakże do brawurowego napadu potrzebna będzie wyspecjalizowana szajka krasnoludków. Dzięki temu na ekranie pojawiają się kolejne twarze znane z Internetu. Niestety w ich przypadku limit cech osobowości wynosi jeden (a i tak nie każdy go wykorzystuje). Obronną ręką wychodzi hackerka Sara, w którą wciela się Pola Sieczko. Jej suchy humor i trzeźwe myślenie kontrastuje z bezdennie głupimi pomysłami i żartami jej kolegów i koleżanek. Otrzymujemy tutaj kolejną porcję schematów. Poznajemy osiłka-kapitana drużyny futbolu amerykańskiego, „bananowego himbo”, niespełnioną aktorkę i zdołowaną programistkę. To ich losy będziemy śledzić przez większość filmu.

Punktem startowym projektu było powołanie do życia grupy z członków Twojego 5 Minut – reality show organizowanego przez Friza. Skład paczki ciągle się zmienia. Dla osób niezorientowanych, pozostających poza orbitą internetowego uniwersum Ekipy, rozróżnienie kto jest kim i kto ostatecznie należy do Genzie może okazać się trudne. Jest to także jeden z podstawowych problemów tego filmu. Skomplikowana sieć powiązań, mnogość obecnych i byłych członków postawiła niemałe wyzwanie przed debiutującym scenarzystą, Łukaszem Zdanowskim. Struktura fabuły sprawia wrażenie, jakby według twórców wskaźnikiem sukcesu było pojawienie się na ekranie jak największej ilości znanych twarzy w jak najkrótszym czasie. Uwagę przykuwają zdjęcia. Odpowiedzialny za nie Cezary Stolecki dał się poznać w hitach Netflixa, Wszyscy moi przyjaciele nie żyją i W lesie dziś nie zaśnie nikt. Wybory muzyczne potrafią zaskoczyć, szczególnie użycie utworu Soulja Boya wywołało spory uśmiech na mojej twarzy. Niestety jeden z niewielu podczas tego seansu.

„100 dni do matury” / materiały prasowe Next Film

Problemem tego filmu zdaje się być brak dedykowanej mu wizji. Pomimo interesującego punktu wyjścia i próby zawarcia w tej przygodzie wątków coming-of-age, całość rozmywa się gdzieś w trakcie. 100 dni… jest zaprojektowane pod odbiorcę, dla którego będzie to jego pierwszy seans. Wątek zagubienia i niepewności związanej z nowym etapem w życiu prowadzony jest w bardzo powierzchowny sposób. Bohaterowie poprowadzeni są w taki sposób, iż nie jest nam dane zajrzeć do ich głów. Przez dwie godziny oglądamy maturzystów, granych przez dorosłych ludzi, którzy operują myśleniem na poziomie siódmej klasy szkoły podstawowej. Głównym złoczyńcą (bo tego potrzebuje każda baśń) okazuje się być wiceministra grana przez Małgorzatę Foremniak. Jest zagorzałą przeciwniczką nowoczesnej technologii, lubi guziki w windach i sama sobie opowiada swój złowieszczy plan. Planuje w dniu matur wkraść się do firmy, która zarządza sprawdzaniem prac egzaminacyjnych i oblać wszystkich uczniów w całej Polsce. Foremniak wyciska z postaci wszystko, co możliwe. Widać, iż granie sprawia jej przyjemność, a sama jej postać jest źródłem większości z niewielu zabawnych momentów tego filmu. Idealnie wpasowuje się w stereotyp karykaturalnie złowieszczej osoby, a przy tym odnajduje się w scenach z niedoświadczonymi aktorami. Mamy tu także nawiązanie do klasycznego hollywoodzkiego motywu. Jak na kino noir przystało każda „zła kobieta” musi otrzymać karę za swoje czyny.

Ciekawiej robi się natomiast na tle ideologicznym i ideowym. W tej płaszczyźnie 100 dni do matury siedzi w rozkroku na metaforycznym płocie. Z jednej strony rozwiązaniem problemu, poruszanego w głównym wątku, jest utrzymanie status quo. Sprawy polityczne i tak w magiczny sposób ułożą się same. Z drugiej promowane jest branie życia we własne ręce i, tu cytat, „reagowania, gdy świat nie wygląda tak jakbyście chcieli”. Sam Karol Wiśniewski, multimilioner i prezes zarządu wielu firm, stawia się tutaj po stronie bohatera o „antyestablishmentowych” skłonnościach. Jednakże w ogólnym rozrachunku twórcy przyjmują raczej postawę sprzeciwu wobec jakiejkolwiek idei zmian. Dziadek Antoni, którego z opałów wyciąga Friz, staje się twarzą walki z systemem. Postać Jacka Komana poza swoimi rewolucyjnymi skłonnościami okazuje się znudzonym cynikiem, który nie ma żadnych pobudek ideowych. Każde jego działanie jest motywowane chęcią rozrywki. Ta informacja jest szokiem dla Kapsla. Chłopak orientuje się, iż to nie wpływanie na rzeczywistość, a przyjaźń i moralność są najważniejsze. Zdaje on sobie sprawę z tego, iż jego działania mogą realnie zaszkodzić jego przyjaciołom. Dlatego w dniu egzaminu z języka polskiego postanawia ponownie dołączyć do grupy, którą jakieś piętnaście ekranowych minut wcześniej postanowił zostawić. Jednak tym razem chce on ratować świat (i wyniki maturalne swoich znajomych), a nie włamywać się do firmy informatycznej przez własny egoizm. Takie powierzchowne zwieńczenie wątku to wszystko z czym przyjdzie nam tutaj obcować.

Jaki jest więc morał tej historii? Niech żyje status quo (i cyfrowa rewolucja)! Wracamy do punktu wyjścia. Wszystko wraca do normy, z tą tylko różnicą, iż Kapsel orientuje się, iż nie może rujnować życia swoich przyjaciół tylko dlatego, iż mają oni pomysł na swoją przyszłość. Dziadek ucieka z domu opieki. Nerd zaprasza nerdzicę na randkę. A my tak adekwatnie nie wiemy, czy ekipa, która pomogła głównemu bohaterowi w napadzie zdała swoje matury.

„100 dni do matury” / materiały prasowe Next Film

Częstym argumentem w dyskusji na temat kina familijnego i kina dla młodych odbiorców jest to, iż nie powinno się go oceniać metrykami „poważniejszego” kina dla starszych. Kontrowersyjnym nie powinno być, iż każdy zasługuje na jakościowy, skończony i kompletny film. Warto przypomnieć, dzieci nie są głupie, ani nie są obywatelami drugiej kategorii. Ba, twórcy zdają sobie z tego sprawę. Film roi się od aluzji politycznych skierowanych w jedną konkretną stronę spektrum. Mamy do czynienia z całą gamą żartów ze złych socjalistów, czy obśmiewania dyrektora szkoły, który posługuje się inkluzywnym językiem i jest przedstawiony jako przewrażliwiona osoba, której nikt poza Oliwką nie szanuje. Nawiązania do rzeczywistości nie kończą się tutaj. Uśmiechem do widza jest, przedstawiona niezbyt pozytywnie, Ministra Edukacji Barbara Bogacka.

Ekipa Holding świadomie bądź nieświadomie wyprodukowała film, który podprogowo, kreuje sobie idealnego widza i konsumenta swoich licznych przedsięwzięć. Gwiazdy ze świata influencerów schodzą na chwilę z piedestału, aby stać się choć przez chwile regularną Sarą, Julkiem, czy Marcelą. Jednak iluzja uszyta jest bardzo grubymi nićmi. Zastanawiające jest też antagonizowanie przeciwników sztucznej inteligencji. Mamy przekazane wprost, iż „dobrze” w uniwersum Genzie znaczy „zgodnie z duchem czasu”. Co interesujące w świecie rzeczywistym pompowanie bańki sztucznej inteligencji i digitalizacji przynosi korzyści głównie firmie odpowiedzialnej za ten film. choćby biorąc pewną poprawkę na możliwość nadinterpretacji, spoglądam na tę decyzję fabularną krzywym okiem. Intencje twórców są niemożliwe do sprawdzenia. Jednakże programowanie sobie odbiorców i sztuczne napędzanie potrzeb nie jest obce branży filmowej. Ani tak naprawdę żadnej innej branży w systemie kapitalistycznym. Niewątpliwie jest to inwestycja, która się zwróci. Można teraz wyprodukować więcej filmów, gadżetów, lodów i zareklamować więcej produktów na ekranie. Jednym z subtelnych lokowań jest wybranie na szkolny sport akurat futbolu amerykańskiego. Okazuje się bowiem, iż Ekipa jest właścicielem drużyny Kraków Kings, a jej logo pojawia się także na koszulkach drużyny w 100 dni do matury.

Dobra baśń wchodzi pod strzechy i zostaje wśród nas na pokolenia. 100 dni to Andersen na miarę późno kapitalistycznej, neoliberalnej Polski. Najprostszym porównaniem i jednocześnie konkurencją dla filmu Genzie jest seria Pieprzyć Mickiewicza. Zestawienie tych dwóch produkcji byłoby jednak, moim zdaniem, dość krzywdzące dla naszego narodowego wieszcza. choćby gdy odejmiemy wszystkie podobieństwa między dwoma produkcjami w Mickiewiczu pozostanie oryginalność. Pomimo, iż humor filmów o Stowarzyszeniu umarłych wyznawców Dawida Ogrodnika bywa momentami dość żenujący to filmy te mają w sobie pewien urok nie do podrobienia. jeżeli Matura wyznacza kierunek, w którym zmierza polskie kino młodzieżowe to, cytując bohaterkę graną przez Foremniak, mamy nieźle przesrane.

Korekta: Magda Wołowska

Idź do oryginalnego materiału