Zygmunt Krauze dla „Polityki”: Kompozytorzy trochę się siebie wstydzą. Trudno się obnażyć | Zawsze czułem się wolny

polityka.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: Andrii Kotelnikov


Dużo szczęścia i siły daje mi to, iż rano siadam i gram preludia Bacha – mówi Zygmunt Krauze, wybitny polski pianista i kompozytor. DOROTA SZWARCMAN: – Ostatnio w odstępie 10 dni miał pan prawykonania dwóch oper: „Bona Sforza” w Operze Krakowskiej i „Ślub” w poznańskim Teatrze Wielkim. Imponujące. Czy pisane były też tak blisko siebie?
ZYGMUNT KRAUZE: – Tak, jedna za drugą. Mam już w dorobku 10 oper, wszystkie po 90–100 min lub więcej, na orkiestrę, chór, solistów. Tylko „Gwiazda” była z początku kameralna, ale potem zrobiłem wersję symfoniczną, którą wystawiono we Wrocławiu w 1994 r. Śpiewała Jolanta Żmurko, a jej córka Aleksandra Kurzak wzięła udział w filmowej wersji opery. Myślę, iż bycie kompozytorem oper zawdzięczam prawie 10-letniemu pobytowi w Paryżu i współpracy z wybitnym reżyserem Jorgem Lavellim. Pisałem muzykę do Comédie-Française, do Théâtre National de la Colline, robiliśmy projekty w Lyonie, Madrycie, Barcelonie, i w Paryżu oczywiście. Przesiedziałem na próbach setki godzin, patrząc, jak powstaje spektakl teatralny. To mnie nauczyło budować formę operową jako dramat, w którym postaci rzeczywiście mają coś do powiedzenia i przeżycia, każde słowo i zdanie ma w muzyce emocjonalny wyraz.

Teraz pisze pan utwór dla Filharmonii Łódzkiej na jej 110. urodziny, poświęcony ważnej postaci związanej z Łodzią – Władysławowi Strzemińskiemu, którego koncepcję unizmu próbował pan zastosować w muzyce.
Złapałem się idei unizmu, odkąd zacząłem komponować. To co prawda utopia, bo nie można stworzyć dzieła całkowicie pozbawionego kontrastów, natomiast dążenie do tego zmusza do poszukiwania rozwiązań formalnych. Ograniczanie się jest trudne, bo komponując, mamy do dyspozycji dźwięki elektroniczne i komputerowe, instrumenty egzotyczne, instrumenty naszej kultury – wszystko jest możliwe i wszystkie style są możliwe.

Idź do oryginalnego materiału