Anna zdecydowała się na wspólne życie, ale rzeczywistość zniszczyła jej marzenia
Anna zawsze była osobą, którą wszyscy kochali, jednak jej los sprawił, iż pozostała samotna. W młodości poświęciła się książkom i zdobywaniu wiedzy, które jej rodzice, zwłaszcza matka, traktowali jak skarb. Dorastała w małym miasteczku niedaleko Krakowa, otoczona ciszą i stronami starych powieści, daleko od zgiełku i światowych namiętności.
Pewnego dnia w jej życie wkroczył mężczyzna — przystojny, zamożny, z ujmującym uśmiechem. Zabiegał o jej względy z zapałem, i ślub wydawał się nieunikniony, jak świt po nocy. Jednak los zadał jej okrutny cios: nagła śmierć ojca i ciężka choroba matki zniszczyły wszystkie plany. Anna została, by opiekować się chorą matką, a narzeczony, nie mogąc znieść próby czasu, zniknął z jej życia jak duch, pozostawiając jedynie gorycz zdrady.
Lata później, po śmierci matki, Anna nagle zdała sobie sprawę, jak bardzo brakuje jej ciepła drugiej osoby. Widziała, jak jej przyjaciółki zyskują wolność po rozwodach, jak rozwijają skrzydła, a mimo to w jej sercu tliło się pragnienie bliskości, kogoś, kto podzieli jej samotność. I oto przypadek zetknął ją z wdowcem, Sebastainem. Był człowiekiem podobnym do niej — kochał literaturę XIX wieku, cytował Słowackiego i Mickiewicza, a ich rozmowy przy kominku stały się iskrą, z której wybuchł romans. Mimo ostrzeżeń bliskich — „Po co ci to w tym wieku? Żyj dla siebie!” — Anna i Sebastian zdecydowali się na małżeństwo, wierząc, iż miłość pokona wszystko.
Ale rzeczywistość okazała się zimna i bezlitosna. Wspólne życie nie było idyllą, ale codziennym wyzwaniem. Sebastian, z jego przyzwyczajeniami do chaosu, stał się dla Anny prawdziwym koszmarem. Jej świat, gdzie wszystko miało swoje miejsce, gdzie każda książka stała równo na półce, a każda filiżanka znała swoje miejsce, rozsypywał się pod naporem jego bałaganu. Każdy dzień zamieniał się w walkę o cierpliwość, o próbę znalezienia choćby kropli harmonii w tym chaosie.
Próbowała z nim rozmawiać, otwierając przed nim swoje serce, błagając, aby podzielił się odpowiedzialnością za ich wspólny dom. Ale jej słowa ginęły w próżni — Sebastian pozostawał głuchy na jej prośby, na jej ból. Po kolejnej sytuacji, gdy znalazła swoje ukochane książki porzucone w kącie, a kuchnię zasypaną brudnymi naczyniami, Anna nie wytrzymała. Łzy dławiły ją, gdy powiedziała: „Chcę odejść. Odzyskać spokój”. Marzyła o cichym, samotnym życiu, gdzie nikt nie wdzierałby się w jej świat, gdzie byłaby panią swojego losu.
Ale Sebastian, powołując się na swoje zajęcia, poprosił o czas, by „się odnaleźć”. Pozostał w jej domu, co tylko pogłębiało jej cierpienie. Każdy jego krok, każdy dźwięk jego obecności ranił ją jak nóż. Dziewięć miesięcy — tyle trwała ta agonia, to małżeństwo, które stało się dla niej klatką. Wreszcie rozwód został sfinalizowany, i Anna odzyskała wolność.
Powróciwszy do swojej samotności, poczuła, jak jej płuca wypełniają się powietrzem, a dusza — dawno zapomnianą radością. Ściany jej małego mieszkania znów stały się jej schronieniem, jej twierdzą. Siedziała z filiżanką herbaty, patrząc przez okno na jesienny deszcz, i po raz pierwszy od długiego czasu uśmiechnęła się — szczerze, od serca. Wolność, którą odzyskała, była cenniejsza niż jakiekolwiek iluzje o szczęściu we dwoje. Anna zrozumiała: jej życie należy tylko do niej, i nigdy więcej nikomu nie pozwoli zakłócić tego kruchego, ale tak cennego spokoju.