Jakub Żulczyk to pisarz, którego Wypada Znać w gronie PT Komcionautów. W jego książkach coraz więcej mamy inteligentnej diagnozy społecznej.
„Informacja zwrotna” to powieść o warszawskim alkoholiku. Dużo tutaj prawdy o Warszawie i prawdopodobnie także dużo o alkoholizmie, choć tutaj muszę uwierzyć autorowi na słowo – chyba przez całe studia nie wypiłem tyle, ile jego bohater potrafi wytrąbić w ciągu jednego akapitu.
Wierzę mu też, iż tytuł nawiązuje do rytualnego momentu podczas terapii grupowej, gdy już wszyscy opowiedzieli swoje historie, i teraz pozostali uczestnicy grupy dzielą się uwagami. Jak to u Żulczyka, tytuł wraca do nas kilkakrotnie.
Na początku po prostu widzimy bohatera/narratora podczas terapii i dowiadujemy się, iż ma ona taki etap. Pod koniec uświadamiamy sobie, iż wszystkie opisane tu wydarzenia były właśnie niewerbalną informacją zwrotną konieczną, by wreszcie się ogarnął.
To jest trochę jednak thriller, więc ostrzegam przed spojlerami. Czytałem nie wiedząc nic ponad lakoniczne streszczenie z okładki.
Rozwój wydarzeń parę razy mnie zaskoczył i te zaskoczenia, jak to w kryminale, poczytuję autorowi na plus. Bez spojlerów powiem na przykład, iż w scenie, powiedzmy, „pobicia J. przez nieznanego sprawcę”, nie domyśliłem się tożsamości – narrator nas tu zwodzi, iż może ten, może tamten, a kiedy się to w końcu wyjaśnia: to byłem zaskoczony, a jednocześnie jak wzorcowy czytelnik kryminału musiałem narratorowi przyznać, iż niczego nie ukrywał, po prostu nabrałem się na red herringa.
To nie jest kryminał w takim sensie, w jakim są nimi „Wzgórze psów” czy „Ślepnąc od świateł”. Intryga sensacyjna jest dobrze przygotowana, ale mimo wszystko drugorzędna wobec wątku, nazwijmy to, psychospołecznego.
Szczególnie spodobał mi się ten społeczny. „Ślepnąc od świateł” pokazywała Warszawę jako miasto rządzone przez kokainę – co mi zgrzytało fałszem, jak te portalowe opowiastki o „dealerze gwiazd”.
Często słyszę ten frazes, iż „łatwiej w Warszawie kupić narkotyki niż mleko”, ale to bzdura. Najłatwiej kupić to, co jest w Żabce, bo w Warszawie Żabka jest na każdym rogu (zdumiewa mnie opłacalność tego modelu).
Gdybym miał kupić kokainę, choćby nie wiedziałbym, do kogo zadzwonić. Jedyna osoba w moim bąbelku, którą podejrzewam o takie koneksje, mieszka akurat w Chorzowie.
Warszawa od stuleci jest jednak wielkim przekrętem nieruchomościowym. To przekleństwo wszystkich miast, które „odniosły sukces” (definiowany jak w SimCity) – Los Angeles, Nowy Jork, Londyn, Paryż (itd) też mają swoje historie o „czyścicielach kamienic” i „działkach cudów”.
W Warszawie nie ma przed nimi ucieczki. Problemy mogą cię dopaść także na przedmieściach, także w nowej deweloperce. Wszędzie się może odnaleźć stuletni spadkobierca. Zawsze się może okazać, iż kupiłeś nieruchomość od przestępców, a akt notarialny ma wady prawne.
Bohater wkręcił się w aferę z tej branży niechcący – nie miał głowy do sprawdzania detali. To było jeszcze zanim poszedł na pierwszą terapię.
„To nie jest film Patryka Vegi”, mówi ktoś w tej książce. Tu najgroźniejszymi bandziorami nie są dresiarze o pretensjonalnych ksywkach typu „Gebels” czy „Metyl”, tylko prawdziwa elita, prawdziwa klasa wyższa.
Morawieckiemu udało się dyskusję o podziale klasowym wpuścić w kanał bezsensownych rozważań „przy jakich zarobkach jest klasa średnia”. Zasada jest prosta: dopóki twoje zarobki mają dla ciebie znaczenie, to choćby jeżeli są zacne, nie jesteś w klasie wyższej, najwyżej w wyższej średniej (UMC).
Szlachta nie pracuje. Elitą jesteś, gdy siedzisz – jak wspomniany Morawiecki – na kilkudziesięciu milionach, które zagwarantują ci dostatnie życie z wynajmu czy z dywidend niezależnie czy coś „zarabiasz” czy nie.
Dlatego zresztą nie wierzę w mit „socjalnego PiSu”. W swoim rdzeniu to partia establishmentu III RP, uwłaszczonego na prywatyzacjach i likwidacjach.
Nie wierzę, żeby ta partia mogła realnie zagrozić interesom tego establishmentu. Dorobek „komisji reprywatyzacyjnej” jest mizerny, oficjalna wersja sprawy Brzeskiej to ciągle „samobójstwo przez wywiezienie do lasu i podpalenie”. Rządzą od 6 lat, więc już tylko najciemniejszy lud kupi usprawiedliwienie „a bo potężny układ nas blokuje”.
To nie jest powieść o polityce, ale polityka jest w tle. Sądząc po wywiadzie z Nogasiem, dla autora ważniejszy jest wątek psychologiczny, więc może nie spodobałaby mu się blogonotka skupiająca się na przesłaniu społecznym – no ale powieść po prostu inspiruje rozważania o jednym i drugim.
Słowem – jest wielowarstwowa. Ale czy to źle?