Nędza duszy: Historia Małgosi z Poznania
Małgosia wyrosła jak chwast przy drodze — nikomu niepotrzebna, zdziczała. Nikt jej nie wychowywał, nie rozpieszczał, nie żałował. Ubrania nosiła po kimś, czasem zwykłe szmaty, przez które widać było chude kolana. Buty zawsze za duże i podziurawione. Matka strzygła jej włosy „pod miseczkę”, by nie tracić czasu w czesanie, ale i tak sterczały na wszystkie strony, jakby buntowały się przeciwko obojętności.
Do przedszkola Małgosia nie chodziła — rodzice mieli ją gdzieś. Ich jedyną troską było zdobycie alkoholu. Ojciec — brutalny pijak, matka — Bronka, wiecznie w oparach papierosów i z kacem. Dziewczynka chowała się w klatce schodowej, gdy w domu rozpoczynała się awantura. Ucieczka oznaczała uniknięcie razów. jeżeli nie zdążyła — później zakrywała siniaki. Sąsiedzi wzdychali, kręcili głowami: „Bronka zawsze była lekkomyślna, a gdy związała się z kryminalistą — już się całkiem stoczyła”. Małgosi żałowali. Przynosili jedzenie, stare ubrania. ale lepsze rzeczy matka natychmiast przepijała. Tak więc dziewczynka wciąż chodziła w łachmanach.
Gdy przyszła pora iść do szkoły, Małgosia, mimo wszystko, chwyciła się nauki jak tonący brzytwy. Czytanie stało się jej światem, ucieczką, gdzie nikt nie bił, nie krzyczał, nie upokarzał. Pochłaniała książki, przesiadywała w bibliotece, odpowiadała na lekcjach i podnosiła rękę, mając nadzieję, iż ktoś usłyszy jej głos — cichy, ale stanowczy.
Lecz dzieci bywają okrutne. Zwłaszcza wobec tych, którzy się różnią. Biednie ubrana, dziwna dziewczynka z niezdarną fryzurą gwałtownie otrzymała przezwisko — „Nędzara”. A potem było tylko gorzej. Rodzice kolegów zakazywali z nią zadawać: „Córka alkoholiczki? To niebezpieczne”. Nauczyciele, choć widzieli w Małgosi zdolną uczennicę, milczeli. Łatwiej było przymknąć oko niż bronić dziewczynkę bez rodziny i wpływów. Tak więc Małgosia rosła — samotna przeciwko całemu światu.
Jej schronieniem stał się stary dąb w parku nad stawem. Pod jego koroną urządziła sobie kryjówkę. Tu przynosiła książki, czytała, marzyła. Czasem choćby nocowała, gdy w domu było szczególnie źle. Słuchały ją tylko bezdomne psy i koty — jedyne istoty, które jej nie zdradziły.
Ojciec umarł, gdy Małgosia miała czternaście lat. Zamarzł w zaspie po kolejnej libacji. Na pogrzebie były tylko Bronka i córka. Dziewczynka nie czuła smutku. Tylko wstyd i ulgę. Matka po tym całkiem się rozpadła. Ataki wściekłości przeplatały się z otępieniem. Nie pracowała od lat. Małgosia, by nie umrzeć z głodu, zaczęła sprzątać klatki schodowe. Za kilka złotych kupowała używane podręczniki medyczne — marzyła, by zostać lekarzem. Chciała wyciągnąć matkę z otchłani, w której ta utonęła.
Lecz w szkole prześladowania nie ustawały. Pewnego dnia, gdy spóźniła się na lekcję, upuściła książkę z psychiatrii. Na nieszczęście, obok stała Kinga — klasowa królowa i największa jędza. Podniosła książkę, przeczytała tytuł i wykrzyknęła:
— O, psychiatria! To ty nie tylko nędzara, ale jeszcze psychiczna, jak twoja matka!
Małgosia nie wytrzymała. Z płaczem wybiegła z klasy, przemknęła przez podwórko do swojego dębu. Tam, padając w śnieg, rozpłakała się na dobre. „Dlaczego są tacy okrutni? Czym im zawiniłam?” — szeptała, tuląc się do pnia.
Wtedy zauważyła psa na stawie. Zwierzę szło po cienkim lodzie i nagle wpadło pod wodę. Dziewczynka krzyknęła i rzuciła się na ratunek. Rozłożyła się na lodzie, pełznąc do psa. Dotarła, chwyciła go — i w tej samej chwili sama zanurzyła się w lodowatej wodzie. Zimno ścisnęło jej serce, oddech zaparło. Walczyła — o psa, o siebie, o wszystkich, których kiedykolwiek kochała.
Gdy już nie miała sił, a lód wydawał się nagrobkiem — wyciągnięto ją. To był Krzysztof. Nowy uczeń, niedawno przeniesiony z Krakowa. Przystojny, mądry, opanowany. Dziewczyny za nim szalały. A on wyciągnął rękę do Małgosi.
— Chodź. Zamarzniesz. Moja matka jest lekarzem, pomoże ci.
Zabrał też psa. Oboje znaleźli schronienie. Następnego dnia wszedł do klasy razem z Małgosią. Kinga rzuciła się do niego:
— Ty na poważnie?! Ona jest nędzarą!
— Nędzna bywa tylko dusza — odpowiedział spokojnie. — Jej nie ukryjesz za strojami ani makijażem. Im bardziej chcesz ją zakryć, tym bardziej widać.
Kinga zbladła i uciekła. W klasie zapanowała cisza. A Małgosia pierwszy raz poczuła, iż nie jest już sama. Miała teraz przyjaciela. I psa Burego, którego uratowała. A przede wszystkim — szansę. Szansę na nowe życie.