gdy się spotkamy udowodnię,
że najwięksi fajterzy to de facto frajerzy,
bo jedyna sensowna walka, jaką trzeba podejmować,
to ta o szczęście. przytulaski zamiast referendów
i partii politycznych, nagość wzniesiona
na barykady, lizanie zamiast papierów wartościowych!
tak, kochana, tylko to się liczy: mizianie. każdy,
kto twierdzi inaczej, jest ciężkim idiotą. no dobrze,
jeszcze neologizmy są istotne, grzebanie językiem we
własnym języku, te wszystkie cudaczne wygrzebiny typu
wychucić, minetransport, łechtango.
ty w moich ramionach. i niech płoną miasta,
walą się w gruzy Ukrainy i Kremle, krwiożercze ogry Putina
gwałcą co się da, choćby telewizory i fotele biurowe!
nic nie ma znaczenia, poza rozkosznie zdrowym
hedonizmem, chwilami wykrojenia siebie
z entropijnej, wszystkoniszczącej pustyni arktycznej.
nie chcę pieniędzy, forda bronco, choćby
Mony Lisy na rykowisku. ty jesteś dziełem...
tfu - całą sztuką. jej najwłaściwszą odmianą.
ups, chyba przepanegirykowałem. ale co zrobić, jak tak
czuję, w moim sercu zagnieździły się
piksele twoich selficząt.
niewydzieralna jesteś, nieodsklepialna. jakie to piękne.