Zmierzając z determinacją do kochanki męża, odnalazłam coś niespodziewanego.

twojacena.pl 2 dni temu

Nazywam się Jadwiga, i jeszcze kilka miesięcy temu byłam przekonana, iż wiem wszystko o życiu, małżeństwie i zdradzie. Ale jedna wizyta przewróciła moje myślenie do góry nogami i zmusiła mnie, bym spojrzała na wszystko inaczej. Teraz, gdy ból już nieco przytłumł, chcę opowiedzieć, jak pojechałam do kochanki mojego męża, gotowa wydrzeć jej włosy z głowy… a skończyło się na przyjaźni.

Dwa miesiące temu mój mąż Czesław odszedł. Po prostu spakował torbę i powiedział, iż nie może już żyć w atmosferze wiecznych pretensji. Byłam w szoku. Żyliśmy razem dziesięć lat, i choć między nami dawno już nie było ani namiętności, ani bliskości, nie sądziłam, iż odważy się odejść. A przede wszystkim – nie sądziłam, iż nie odchodzi w nicość, ale do innej kobiety.

Gdy odkryłam adres tej Haliny – tak miała na imię – coś we mnie pękło. Byłam jak napięta struna. Serce waliło w piersi, ręce się trzęsły. Pojechałam do jej domu na obrzeżach Lublina, wściekła, upokorzona, gotowa rzucić się na nią jak ostatnia przekupka. Chciałam wykrzyczeć wszystko, co we mnie kipiało, prosto w jej twarz. Chciałam odzyskać męża. Albo chociaż zrozumieć – dlaczego ona?

Drzwi otworzyła drobna kobieta około czterdziestki. Nie uśmiechała się. W jej oczach widać było tylko zmęczenie i jakąś stłumioną melancholię.

— Więc to ty… — powiedziałam od progu. — To ty zabrałaś mi męża?

— Jestem Halina — odpowiedziała spokojnie. — A Czesław pojechał pomóc mojemu bratu naprawić dach. Wróci jutro. Wejdź. Chcesz herbatę? A może mleko? Właśnie wydoiłam krowę.

Zaniemówiłam. Jechałam tu walczyć, a ona częstuje mnie mlekiem! Weszłam do środka i rozejrzałam się. Wszystko w domu było schludne, skromne, ale czułeś, iż żyje się tu z sercem. Pachniało ziołami, leżały czyste pościele, na półce stały książki, albumy, a w kącie kosz z włóczką.

— Jakim cudem go zdobyłaś? — rzuciłam ostro. — Porzucił miasto, mieszkanie, wygodę, pracę… dla tego?

— Zapytaj go sama. Przyszedł z własnej woli. Ja go nie wzywałam.

— Ach, nie wzywałaś?! — prawie krzyknęłam. — A sama pewnie padłaś mu do nóg, gdy zobaczyłaś, iż facet z pensją, z samochodem…

Halina spojrzała na mnie ze smutkiem:

— Jadwigo, sama wychowałam dwoje dzieci. Męża nie mam od lat. Umiem harować i nie żyję złudzeniami. Ale umiem też szanować człowieka, którego kocham. Może to właśnie przyciągnęło Czesława.

— Pewnie tylko na mnie narzekał! A ty to wykorzystałaś, żeby wślizgnąć się do naszego życia!

— Nie narzekał — odparła łagodnie. — Opowiadał. Jak wracał do domu, a ty co wieczór wyliczałaś, ile ci jest winien. Jak upokarzałaś go przed znajomymi, jak urządzałaś awantury. A on chciał tylko ciszy. Chciał, żeby ktoś na niego czekał. Bez pretensji.

Zamilkłam. Nagle poczułam niesmak. W Halinie nie było złości, ani nieszczerej goryczy. Tylko prawda.

— Ty też jesteś zmęczona, Jadwigo — kontynuowała. — Masz w sobie żal, ból. Ale nie kłóćmy się. jeżeli zdecyduje odejść – ja go puścię. Nie trzymam go na siłę. U nas jest po prostu… spokój.

Po raz pierwszy od wielu miesięcy nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Usiadłam przy stole i zaczęłyśmy pić herbatę. Postawiła przede mną placek, przyniosła miód, domowy twaróg.

A potem powiedziała:

— Zostań u mnie na noc. Już ciemno. A jeszcze mamy o czym rozmawiać. Pościelę ci w pokoju syna, on mieszka na studiach.

Zostałam. Tej nocy prawie nie spałam. W głowie wirowały mi słowa Haliny, wspomnienia kłótni z Czesławem, tego, jak przerzucałam na niego swoje rozgoryczenie życiem, jak krzyczałam, oskarżałam, użalałam się nad sobą… a nie widziałam, jak on obok mnie gaśnie.

Rano wstałam cicho i zostawiłam jej kartkę:

„Halino, przyjechałam do ciebie jak do wroga. A wyjeżdżam – z szacunkiem. Dziękuję, iż nie upokorzyłaś mnie, nie nakrzyczałaś, nie wyrzuciłaś. jeżeli los da ci szansę na szczęście – wykorzystaj ją. A jeżeli kiedyś będziesz w Lublinie – wpadnij. Chociażby na herbatę.”

Wyszłam. Bez histerii. Bez awantury.

Czesław nie wrócił. Ale ja już nie chAle w moich myślach zostawił mi najcenniejszy dar – zrozumienie, iż czasem cisza mówi więcej niż krzyk.

Idź do oryginalnego materiału