"Nie ma róży bez ognia": słynna komedia Stanisława Barei. Pokazywała absurdy PRL-u
W PRL-u wszystko było możliwe, a absurdalne sytuacje mnożyły się w najmniej oczekiwanych momentach. O tym właśnie starano się opowiedzieć w produkcji "Nie ma róży bez ognia" z 1974 roku.
Scenariusz do filmu Stanisław Bareja napisał ze znanym już wówczas satyrykiem Jackiem Fedorowiczem, który wcielił się również w głównego bohatera. U jego boku mogliśmy podziwiać Halinę Kowalską, która dała się poznać szerszej publiczności w filmie "Nie lubię poniedziałku". Reklama
Produkcja opowiada o nauczycielskim małżeństwie, Janie i Wandzie Filikiewiczach, które zmuszone jest do goszczenia w swoim ciasnym mieszkaniu wielu osób, przez co ich codzienne życie mocno się komplikuje. Fabuła zderza bohaterów z bezduszną biurokracją i życiem, w którym uczciwość nie zawsze popłaca.
"Nie ma róży bez ognia": kultowy polski film miał mieć inny tytuł. Dlaczego doszło do zmiany?
Tytuł filmu "Nie ma róży bez ognia" jest skrzyżowaniem dwóch polskich przysłów: "nie ma róży bez kolców" i "nie ma dymu bez ognia". Miał on odpowiadać humorystycznym i niedorzecznym zdarzeniom, jakie przytrafiają się głównym bohaterom.
Mało kto jednak wie, iż produkcja była zatytułowana w zupełnie inny sposób. Przez długi czas projekt nosił nazwę "Lawina" i miał nawiązywać do eskalacji absurdów w życiu bohaterów. Scenariusz zawierał wtedy również wątek ojca Lusi, który ma kłopoty z urzędem skarbowym i podczas jednej z rozmów wypowiada hasło "domiar". Po dłuższym namyśle twórcy zmienili swój pomysł, ponieważ cenzura nie pozwoliłaby na użycie tego słowa. W ten sposób dyskusję o domiarze zastąpiono w tekście sceną z pożarem. Po tej zmianie twórca wpadł na nowy tytuł, który jeszcze lepiej komiczny charakter filmu.
Zobacz też:
Aktorstwo to za mało. Gwiazda znowu stanęła po drugiej stronie kamery

















