„Zmartwychwstanie” – Powolnie topniejący wosk | Recenzja | Nowe Horyzonty 2025

filmawka.pl 2 dni temu

Choć chiński reżyser Bi Gan ma w swoim dorobku zaledwie trzy pełne metraże, to już zyskał sobie znaczącą rozpoznawalność na festiwalach filmowych. Jego najnowsze Zmartwychwstanie (2025) miało swoją premierę w Cannes, gdzie spotkało się z ciepłym przyjęciem. Nic więc dziwnego, iż jest to jeden z głośniejszych tytułów tegorocznej edycji MFF BNP Paribas Nowe Horyzonty. Niespełna trzygodzinna wędrówka przez historię kina zachwyca inscenizacyjnym rozmachem i pozostaje silnie osadzona w narracyjnych oraz tematycznych schematach typowych dla kina arthouse’owego.

Dwa poprzednie dzieła Bi Gana – Kaili Blues (2015) i Długa podróż dnia ku nocy (2018) – są sztandarowymi przykładami współczesnego azjatyckiego slow cinema. Znakiem rozpoznawczym reżysera stały się przede wszystkim długie i złożone mastershoty. Dzięki skomplikowanym choreografiom aktorów widzowie zyskiwali szczególny wgląd w upływ ekranowego czasu. Charakterystyczny dla tych obu produkcji był także oniryzm – protagoniści trafiali do tajemniczych miejscowości, w których wspomnienia ulegały swoistej materializacji, umożliwiając ich ponowne przepracowanie. Jednocześnie najważniejszym tworzywem tych filmów była sama rzeczywistość: na ekranie widzieliśmy chińską prowincję, małe kluby bilardowe, przychodnie, drogi i tunele na obrzeżach miast. Choć twórczość ta znakomicie wpisywała się w formuły popularne wśród filmów festiwalowych, nosiła zarazem autorskie znamię i rozpoznawalną fantasmagoryczną adekwatność.

Zmartwychwstanie kontynuuje wątki podjęte we wcześniejszych dziełach Bi Gana, czyni to jednak w odmienny sposób. Film składa się z sześciu części, których akcja toczy się w różnych epokach kinematograficznych. Całość opowiada o krainie przyszłości, w której ludzie nie umierają – pod warunkiem, iż nie będą spać. Tych, którzy pomimo wszystko decydują się na śnienie, nazywa się fantastami. Bohaterem filmu jest jeden z nich. Za Fantastą podąża natomiast kobieta reprezentująca „antysenny” reżim, próbująca przywrócić linearny bieg czasu obowiązujący na jawie. W tym celu instaluje rolkę taśmy filmowej w ciele mężczyzny, który zaczyna przeżywać serię przygód, opartych na różnych etapach rozwoju kinematografii. Każdej nowelce przypisany jest też osobny zmysł. Tak więc najpierw widzimy czysto wizualny segment, związany z kinem niemym i nawiązujący do niemieckiego ekspresjonizmu. Później przeskakujemy do lat 40., a fabuła à la film noir obraca się wokół walizki z eterofonem. Dwadzieścia lat później Fantasta odbywa rozmowę z Duchem Gorzkości w buddyjskiej świątyni, a w kolejnym fragmencie wciela się w iluzjonistę, uczącego dziewczynkę sztuczki z rozpoznawaniem kart po zapachu. Akcja piątej części toczy się w sylwestra pod koniec tysiąclecia. Pojawiający się tam młodzi bohaterowie przywodzą na myśl postacie z azjatyckiego kina młodzieżowego tamtego okresu, choć ze względu na czas akcji najbliższym skojarzeniem byłoby Millenium Mambo (2001) Hou Hsiao-Hsiena. Całość zamyka fragment, którego akcja toczy się z powrotem w dystopijnej krainie. Kobieta odprawia tam specyficzne obrzędy nad Fantastą, a według Bi Gana, segment ten związany jest z umysłem.

Pod względem formalnym Zmartwychwstanie stanowi nowość w dorobku reżysera, który prowadzi każdą z części w nieco inny sposób. W efekcie niektóre z nowelek wydają się być nieco mniej angażujące niż inne. Najpowolniejsze pozostaje spotkanie z Duchem w świątyni. Bohater w pewnym momencie decyduje się tam wręcz na drzemkę – podobnie zresztą jak część publiczności na moim seansie. Z kolei najbardziej żywy jest fragment poświęcony nocy sylwestrowej, nagrany w kilkudziesięciominutowym mastershocie. Uwagę zwraca fragmentaryczność tych opowieści: narracja zataja wiele informacji, rzucając widza w środek wydarzeń. Bi Gan próbuje więc nowych rozwiązań, niekoniecznie rezygnując ze swoich ulubionych zabiegów. przez cały czas widać zainteresowanie podobnymi tematami – samym kinem, jego związkami ze snem i pamięcią.

Można wskazać wcześniejsze produkcje operujące podobną strukturą. Przykłady można by mnożyć, od Atlasu Chmur (2012) Wachowskich po Holy Motors (2012) Caraxa. Ideowo bliższy zdaje się być tajski zwycięzca Złotej Palmy – Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia (2010) Apichatponga Weerasethakula. Ten film także podzielony był na kilka segmentów, nawiązujących do różnych formuł estetycznych. Ponadto Bi Gana i Apichatponga zajmują dość podobne kwestie, takie jak kino czy przemijanie. Oba związane są szczególnie z narracją o „śmierci kina”, popularną jakiś czas temu. W Zmartwychwstaniu postępujące przemijanie zostaje podkreślane przez powracający motyw spalających się woskowych świec. Wymowne, iż to właśnie z wosku zrobiona jest makieta kina, pojawiająca się w szóstym segmencie filmu. W jednym z wywiadów Bi zaznaczał też, iż obrzędy wykonywane na Fantaście oparte są na tradycyjnych chińskich rytuałach pogrzebowych.

Motyw przemijania filmowych form zarysowany jest wyraźnie, nastręcza jednak wiele pytań. Czym dokładnie miałaby się tu objawiać „śmierć kina”? Czy można ją przezwyciężyć? Gdzie zapowiadane w tytule zmartwychwstanie? Bi Gan nie udziela bezpośrednich odpowiedzi, umożliwiając widzom różne odczytania. Jednym z tropów może być refleksja nad odbiorem sztuki filmowej. Przynajmniej na to zdaje się wskazywać przepracowywanie zmysłów. Zmartwychwstanie, podobnie jak wiele współczesnych filmów, eksploruje sensualność, wpisując się w szersze humanistyczne zainteresowania (czego wyrazistym przykładem może być chociażby Pięć diabłów z 2022 roku). W pewnym momencie dzieła Bi Gana zarysowana zostaje najważniejsza różnica między kobietą a Fantastą. Wydarzenia, które „dla niej trwały 2,5 godziny, mężczyzna odbierał jako 100 lat”. Chociaż bohaterka także ma wgląd w sny protagonisty, to przeżywa je na nieporównywalnie płytszym poziomie, niejako rozumiejąc ich sztuczność. Fantasta natomiast konfrontuje się z kolejnymi historiami „całym sobą”. W tym sensie można by Zmartwychwstanie poczytywać za manifest kina haptycznego, oddziałującego na widza na wielu płaszczyznach. W czasach gdy każdy film może zostać gwałtownie streszczony przez AI, podkreślona zostaje wartość głębokiego zaangażowania w ekranowe historie. Czy ma ono potencjał wskrzeszenia tego co przeminęło? Być może, a przynajmniej na to zdają się wskazywać ostatnie sceny filmu.

To oczywiście tylko jedna z wielu możliwych ścieżek interpretacyjnych. Bi Gan nie zajmuje jasnego stanowiska. I choć ktoś mógłby zarzucać celowe odnoszenie się do modnych tematów kina artystycznego, to Zmartwychwstanie pozostaje filmowym monumentem, zapewniającym całą paletę kinowych doświadczeń.

Korekta: Anna Czerwińska

Idź do oryginalnego materiału