Zmarła aktorka Ewa Dałkowska. Nie bała się prowokacji, umiała wznieść się ponad podziały

polityka.pl 5 godzin temu
Zdjęcie: Simona Supino / Forum


Jej osobowość i aktorstwo uformowała dwoistość: z jednej strony konserwatywny dom, z drugiej szalony teatr studencki, uczący, iż sztuka może być dziwna, nieoczywista i jest najważniejsza. W wieku 78 lat zmarła Ewa Dałkowska, aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna. Od 2008 r. była aktorką Nowego Teatru w Warszawie, ta scena niedawno straciła inną gwiazdę: Jadwigę Jankowską-Cieślak. Aktorki studiowały na jednym roku w ówczesnej warszawskiej PWST, jeszcze w marcu wspólnie grały tytułową bohaterkę w „Elizabeth Costello”, najnowszym spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego.

Czytaj też: Jadwiga Jankowska-Cieślak, aktorka taktowna. Talent miała większy niż karierę

Ponad podziałami

Wielu dziwił ten mariaż: liberalny reżyser, aktorzy otwarcie protestujący przeciw niedemokratycznym rządom PiS, szczuciu polityków związanych z tą partią na osoby LGBT+. Oraz aktorka, która od dwóch dekad głośno wspiera PiS (także w ostatnich wyborach prezydenckich) i zagrała Marię Kaczyńską w filmie „Smoleńsk”, propagującym tezę o zamachu smoleńskim. Jednak i zespół, i aktorka najwyraźniej potrafili się wznieść ponad podziały polityczne i ideologiczne. „Tak długo, jak różnice polityczne nie przeszkadzają nam w pracy, tak długo nie widzę żadnego problemu” – mówił przed laty pytany o Dałkowską Warlikowski.

A i prywatnie lubili się i wspierali. „Dzisiaj odeszła Ewa Dałkowska, wspaniała aktorka, Przyjaciółka. Od początku tworzyła zespół Nowego Teatru, współtworzyła jego sens. Będziemy pamiętać jej wielkie role: Ryfkę, Gonerylę, Elizabeth Costello, Henię Gelertner, Izoldę Regensberg. Jeszcze w kwietniu pracowała nad nową rolą” – napisał na swojej stronie Nowy Teatr.

Samą Dałkowską to stanie w rozkroku, po obu stronach jednocześnie, wyraźnie cieszyło. Nie bała się prowokacji. Propisowskie poglądy nie przeszkadzały jej w graniu odważnych, nagich scen u Warlikowskiego czy w filmie „Body/Ciało” w reż. Małgorzaty Szumowskiej. Pamiętam spektakl wyreżyserowany przez choreografa i twórcę związanego z teatrem Krzysztofa Warlikowskiego, Claude’a Bardouila, „Exhausted/Wyczerpani”, w którym Dałkowska z wyraźną przyjemnością odgrywała rolę Marleny Dietrich, diwy adorowanej przez gejowskich performerów. Z łotrzykowskim uśmiechem eksponowała piękne, smukłe nogi na obcasach i efektownie zaciągała się papierosem na kanapie. Z drugiej strony w „Matce Joannie od aniołów” w reż. Jana Klaty w tym samym Nowym wychodziła na koniec, w stroju zakonnicy i z powagą odmawiała „Ojcze nasz”, jako kontra do pokazanego wcześniej kościelnego szoł pychy.

Czytaj też: Klata, Kleczewska i nowe rządy w teatrach. Wszyscy wyciągnęli wnioski z katastrofy

Kochany Janek

Wcześniej przez lata, od 1974 do 2008, była aktorką Teatru Powszechnego w Warszawie, gdzie wśród wielu ról w rozmaitym repertuarze znalazła się tytułowa w stylizowanej na ponury sen „Antygonie” w reż. Helmuta Kajzara w 1982 r., czy Laura w „Kordianie” w reż. Bohdana Cybulskiego. Do Powszechnego przeszła z Teatru Śląskiego w Katowicach, dokąd zaraz po warszawskiej szkole pojechała z częścią roku za swoim profesorem Ignacym Gogolewskim, który został tam dyrektorem. Została tylko dwa lata, ale zagrała duże role, choć u mniej znanych reżyserów, m.in. Rachel w „Weselu” czy Abigail w „Czarownicach z Salem” Millera.

W stanie wojennym współtworzyła, m.in. z Emilianem Kamińskim, Teatr Domowy, grający w prywatnych mieszkaniach. Występowała do niedawna w Kabarecie Pod Egidą Jana Pietrzaka. Dwa lata temu w wywiadzie w „Gazecie Wyborczej” opowiadała, jak jakiś czas wcześniej stała na scenie „z moim ukochanym Jankiem Pietrzakiem”, któremu publiczność życzyła stu lat na estradzie.

Czytaj też: Z kogo śmieje się Jan Pietrzak?

To nie wypada?

Zaczynała w studenckim Teatrze Kalambur w rodzinnym Wrocławiu. Zainteresowania artystyczne miała od zawsze, ale rodzice uznali, iż panience z dobrego domu nie wypada studiować aktorstwa, więc poszła na polonistykę. Potem, gdy potajemnie dostała się do szkoły teatralnej, a rodzice to zaakceptowali, studiowała równolegle dwa kierunki i jest podwójną magistrą. Rodzice ją wspierali, mama uszyła jej kostiumy do filmu „Bez znieczulenia” Wajdy. Jej osobowość i aktorstwo uformowała ta dwoistość: z jednej strony konserwatywny dom, z patriotycznym i katolickim etosem, z drugiej – szalony teatr studencki, uczący, iż ciało jest narzędziem, a sztuka może być dziwna, nieoczywista i jest najważniejsza.

Na ekranie Dałkowska debiutowała w „Nocach i dniach” Jerzego Antczaka rolą niewielką – Olesi Chrobotównej – ale niejednoznaczną, budzącą niechęć i zapadającą w pamięć jednocześnie. Tajemniczość, siła i niejednoznaczność to cechy łączące wiele z jej postaci. Taka była m.in. jej kreacja Rity Gorgonowej w opartej na faktach „Sprawie Gorgonowej” w reż. Janusza Majewskiego z 1977 r. W 1984 poruszająco zagrała Andzię Cichalską-Solską w „Kobiecie z prowincji” Andrzeja Barańskiego. W „Korczaku” Andrzeja Wajdy w 1990 była bohaterską Stefą Wilczyńską. A po drodze były prostytutki, kilka medium, lekarki... Wiele ról, a za nimi niejednoznaczna aktorka, która nie bała się mieć własnego zdania i potrafiła współpracować z ludźmi, którzy nie bali się mieć innego niż jej.

Idź do oryginalnego materiału