Czy „Stawkę większą niż życie” równie dobrze by się oglądało bez charakterystycznego muzycznego motywu autorstwa Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza? Czy dopingowalibyśmy równie mocno Rocky’ego, gdyby po schodach do filadelfijskiego muzeum sztuki biegł bez akompaniamentu piosenki „Gonna Fly Now”, śpiewanej przez DeEttę West i Nelsona Pigforda z orkiestrą pod dyrekcją jej kompozytora, Billa Contiego (słowa: Carol Connors i Ayn Robbins)?
Najlepsza muzyka ilustracyjna w filmie to taka, której się nie zauważa. Ma bowiem stwarzać odpowiedni nastrój i – tam, gdzie trzeba – budować napięcie. Jest więc ważnym składnikiem ekranowej produkcji, ale nie powinna dominować.
Nie mniejsze znaczenie dla obrazu kinowego mają piosenki. Te z kolei nie tylko komentują obraz i uatrakcyjniają przekaz, ale też powodują, iż ekranowe historie pozostają dłużej w pamięci widzów. Po kinowej premierze najlepsze nagrania zaczynają żyć samodzielnie, niekiedy pnąc się wysoko na listach przebojów. Przykładem hit „The Sound Of Silence” z filmu „Absolwent” oraz utwory zdobiące serię filmów o przygodach Jamesa Bonda, agenta 007.