Spektakl „Wczoraj byłaś zła na zielono” zdobył trzy nagrody 18. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia. – Publiczność tego festiwalu jest specyficzna. Mam wrażenie, iż to przede wszystkim pasjonaci teatru otwarci na różnorodne gatunki – mówi KRKNews Marianna Linde, aktorka Teatru Dramatycznego im. Gustawa Holoubka w Warszawie oraz współtwórczyni zespołu KIKIBUBA.
Spektakl „Wczoraj byłaś zła na zielono” w reżyserii Anny Augustynowicz został uhonorowany trzema nagrodami indywidualnymi „za stworzenie spójnej, oryginalnej formy łączącej dźwięk, obraz i światło.” Międzynarodowe jury doceniło pracę Marka Brauna (scenografia), Wojciecha Kapeli (światło i video art) oraz Jacka Wierzchowskiego (muzyka).
W rozmowie z KRKNews Marianna Linde opowiada o doświadczeniu grania na festiwalu, różnicach w odbiorze spektaklu przez krakowską i warszawską publiczność, o specyfice pracy nad adaptacją prozy Elizy Kąckiej – lauretaki Literackiej Nagrody Nike, a także o balansowaniu między działalnością teatralną a muzyczną.
Klara Weichönig: Czy zauważasz różnice w odbiorze waszych spektakli przez krakowską publiczność festiwalową a widzów Teatru Dramatycznego w Warszawie?
Marianna Linde: Tak, zdecydowanie. Publiczność Boskiej Komedii jest specyficzna. Mam wrażenie, iż to przede wszystkim pasjonaci teatru otwarci na różnorodne gatunki. Ale warto dodać, iż Teatr Dramatyczny programowo jest dziś w rozkroku. Przez lata był to inny teatr niż ten, który zaproponowała w tej chwili nowa, ale także poprzednia dyrekcja.
W efekcie repertuar jest bardzo zróżnicowany, a razem z nim publiczność. To są często zupełnie różne oczekiwania i wrażliwości. Część widzów przychodzi po lżejszą, bardziej rozrywkową propozycję, inni szukają teatru bardziej wymagającego.
Jakie emocje towarzyszą Ci podczas grania na festiwalach? Jest w tym więcej ekscytacji czy stresu?
– Zdecydowanie ekscytacja. Nowe miejsce, nowa przestrzeń, inna publiczność ale także nobilitacja – występ na Boskiej Komedii to jednak duże wyróżnienie.
Scena MOS Teatru Słowackiego, na której graliście „Wczoraj byłaś zła na zielono”, znacząco różni się od Małej Sceny Teatru Dramatycznego. Czy w nowej przestrzeni spektakl „pracuje” inaczej?
– Oczywiście mówimy te same słowa, ale za każdym razem jest to inne doświadczenie, szczególnie w nowej przestrzeni, w innym anturażu. Zmienia się bardzo dużo, na przykład akustyka, która mocno wpływa na słyszenie siebie nawzajem i osadzenie w postaciach.
Zazwyczaj lekkie utrudnienia traktuję to jako element pozytywny, chyba iż warunki do grania są bardzo trudne i na przykład nie sposób przedrzeć się przez muzykę do partnerki scenicznej (śmiech) W tym spektaklu mamy muzykę na żywo, skrzypce Marii Wieczorek, i bez dobrego odsłuchu może być problematycznie. Tak było w przypadku prób na Scenie MOS – przestrzeń jest większa, inna, i musieliśmy trochę nad tą słyszalnością popracować.

Spektakl powstał na podstawie książki Elizy Kąckiej. Czy autorka uczestniczyła w procesie twórczym?
– Tak, Eliza była z nami w procesie. Wspólnie z reżyserką zdecydowaliśmy się na stworzenie własnej adaptacji; wybraliśmy nasze ulubione fragmenty książki. Eliza zgodziła się na takie rozwiązanie, dała nam pełne przyzwolenie na selekcję materiału.
Po tym, jak książka zdobyła Nagrodę Nike, zauważyliście większe zainteresowanie spektaklem?
– Tak, zdecydowanie. Gramy częściej, ludzie są ciekawi spektaklu. Mam też wrażenie, iż publiczność przychodzi już bardziej świadoma. Mniej więcej wie, czego się spodziewać. Dla nas granie zawsze jest spotkaniem z widzem i wytwarzaniem energii. Kiedy publiczność jest interesująca i otwarta, ten przepływ jest po prostu lepszy – i to naprawdę robi różnicę.
Muszę przyznać, iż Twoja postać jest dla mnie mało uchwytna. Możesz opowiedzieć o niej coś więcej?
– Każde z nas jest aktem myślenia Elizy – matki Rudej. choćby jeżeli pojawiają się zdania wypowiadane przez inne osoby, przez Rudą czy głosy z zewnątrz, to one i tak są filtrowane przez jej sposób myślenia i patrzenia na świat. Ten zabieg wynika z samej struktury tekstu. To nie jest klasyczna narracja dramatyczna, tylko raczej zapis doświadczeń głównej bohaterki. Eliza Kącka nie próbuje przedstawić perspektywy swojej córki ani mówić za nią – mówi wyłącznie o swoich doświadczeniach i przeżywaniu tej relacji.
Poza pracą etatową w Teatrze Dramatycznym współtworzysz z Kubą Buchnerem zespół KIKIBUBA. W październiku graliście koncert w Hevre. Czy planujecie wrócić do Krakowa w najbliższym czasie?
– Planujemy koncert w Teatrze Barakah w niedalekiej przyszłości – jesteśmy w tej chwili na etapie rozmów. 26 stycznia zagramy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie w ramach cyklu Horyzonty; tego samego dnia ukaże się także nasza pełnowymiarowa płyta. No i oczywiście planuję dalszą pracę z Kubą, z którym znamy się jeszcze z liceum, ale jestem też otwarta na nowe kierunki. Może w przyszłości pojawią się utwory bardziej liryczne, spokojniejsze, z mniejszą aranżacją muzyczną? Zobaczymy.

Z jakiej działalności czerpiesz w tej chwili większą satysfakcję – tworzenia muzyki i koncertowania, czy jednak z grania w teatrze?
– To są zupełnie różne doświadczenia. W teatrze czuję się swobodniej, jest mi bardziej znany – mam za sobą lata szkoły i doświadczenie grania w różnych teatrach. To pomaga. I mimo tego, iż muzyka była moją pierwszą pasją, występowanie z własnym materiałem jest dla mnie bardziej krępujące niż mówienie cudzymi słowami, przez postać w teatrze.
To może jeszcze na koniec zdradzisz swoje najbliższe plany teatralne?
– Teraz mam chwilę przerwy, ale w kwietniu zaczynam pracę nad nowym spektaklem w Teatrze Dramatycznym, w reżyserii Daty Tavadze. To będzie spektakl zamykający sezon. Roboczy tytuł to Anioł Zagłady.
Rozmawiała Klara Weichönig














