Zero Osiem Progresywne Wojny (2): Coheed and Cambria - Vaxis Act II & Vaxis Act III (2022/2025)

lupusunleashed.blogspot.com 1 tydzień temu

Podziwiam konsekwencję z jaką Coheed and Cambria, niestrudzenie dowodzona przez Claudio Sancheza, tworzy swoją kosmiczną sagę. Nie licząc jednego skoku w bok, w ramach "The Armory Wars" grupa wydała włącznie z najnowszym dziesięć albumów studyjnych. Premiera trzeciego aktu "Vaxis", czyli obecnego rozdziału wielowątkowej historii pisanej przez amerykańską formację, to dobry moment, by zbiorczo przyjrzeć się zarówno najnowszej płycie, jak i drugiemu rozdziałowi - a zarazem kolejno dziesiątemu i jedenastemu albumowi w dyskografii tego nietuzinkowego zespołu.

Jeszcze krótkie wyjaśnienie i przechodzimy do interesujących nas w tym tekście płyt ekipy Claudio Sancheza. Jakoś dziwnie się złożyło, iż w czasie premiery drugiej części "Vaxis" kompletnie zapomniałem napisać recenzji tego poprzedniego rozdziału, więc postanowiłem, iż tak jak wcześniejsze albumy, teksty o tymże i o najnowszym tegorocznym albumie pojawią się w ramach cyklu Po Całości, które w tym wypadku swój tytuł zaczerpnęły od zbioru tekstów o Coheed Cambria, które kiedyś pojawiły się na blogu - do wszystkich dołączam odsyłacz pod tym artykułem, ale z pominięciem z racji objętościowych dawno nie widzianej na blogu nazwy cyklu czyli właśnie Po Całości. Sprawdźmy zatem jak wypada zarówno drugi, jak i trzeci rozdział "Vaxis". Czy Coheed and Cambria przez cały czas potrafi zachwycić swoim muzycznym światem oraz historią opowiadaną ze swadą godną Franka Herberta albo Edgara Rice'a Burroughsa?

1. Vaxis - Act II: A Window of the Waking Mind (2022)

Nad drugą częścią kolejnej odsłony "The Armory Wars" Claudio Sanchez zaczął pracować na chwilę przed wybuchem pandemii koronawirusa, a na płycie miał się choćby pojawić utwór zatytułowany "Hallelujah Quarantine", ale w obliczu prawdziwej pandemii zrezygnował z tego pomysłu. Sanchez oświadczył później także, iż kilka piosenek zostało jednak zainspirowanych pandemią COVID-19, podczas której nagrano album. Utwory poruszają więc tematykę wyzwań związanych z życiem w kwarantannie i zamknięciu („Comatose”, „A Disappearing Act”, „Love Murder One”, „The Liars Club”). Inne piosenki zostały zainspirowane morderstwem George’a Floyda („Ladders of Supremacy”) i relacjami Sancheza z jego synem („Blood”, „Rise, Naianasha (Cut the Cord)”) i żoną („Our Love”). Całość złożyła się na drugą część zaplanowanej na pięć rozdziałów historii, którą zespół opisał jako opowieść o „parze uciekającą przed siłami tyrana i ich tajemniczym nowym dodatku w rodzinie”.

Na "Vaxis - Act II" Coheed and Cambria kontynuuje nie tylko nową sagę, ale też trzyma się stabilnego stylu oraz brzmienia, w którym nie ma miejsca na eksperymenty czy poszukiwania środków wyrazu, które tak wyróżniły wcześniejsze albumy zespołu. Coraz bardziej odchodzące od metalu krótsze, piosenkowe formy mają zdecydowanie radiowy, przebojowy potencjał zgrabnie balansując między progresywnym rockiem, a alternatywą miejscami nasączonymi nowoczesną elektroniką i wręcz popowym zacięciem, co szczególnie słychać w świetnych wokalach Sancheza. Mimo to słychać też, iż Coheed and Cambria z powodzeniem czerpie ze swojej przeszłości, bo rewelacyjny "Shoulders" mógłby po drobnych zmianach znaleźć się na którejś z pierwszych płyt, a do tego jest cudownie zabarwiony stylistyką w duchu Muse. Mocnych, przebojów czy naprawdę kapitalnie wkręcających się w głowę momentów na tym albumie zresztą nie brakuje (znakomity flirtujący z ejtisami "A Disappearing Act", wpadający w ucho "The Liar's Club", cudownie bawiący się synth-rockiem "Bad Man", pokręcony i potężny zarazem "Ladders of Supremacy" czy najdłuższy, bo nieco ponad ośmiominutowy finałowy "Window of the Waking Mind" to zdecydowanie moje faworyty). Jest to także album jeszcze bardziej zwarty od swojego poprzednika, bo trzynaście utworów złożyło się na trwający pięćdziesiąt trzy minuty i dziewięć sekund krążek, którego słucha się naprawdę przyzwoicie. Dla fanów Coheed and Cambria oraz talentu Sancheza zdecydowanie pozycja obowiązkowa, a dla pozostałych paradoksalnie może być bardzo ciekawym i udanym punktem wejścia w dyskografię zespołu, choćby jeżeli to kolejna część wielowątkowej opowieści tworzonej - z jedną przerwą - od dwudziestu lat. Ocena: Pełnia


2. Vaxis - Act III: The Father of Make Believe (2025)

Jedenasty album CAC, a zarazem dziesiąty w ramach sagi "The Armory Wars" to także trzeci rozdział zaplanowanego na pięć albumów "Vaxis" i zarazem najświeższy w dyskografii amerykańskiej formacji niestrudzenie dowodzonej przez Claudio Sancheza, który zdradził, iż najnowszy album choć jest dalszym ciągiem opowieści jest także najbardziej osobistym albumem w jego karierze. W jednym z wywiadów podkreślił bowiem, iż to bardziej opowieść o kryzysie wieku średniego, aniżeli wyłącznie kolejna odsłona historii. Tematyka albumu koncentruje się też wokół straty, bowiem w utworze „Yesterday's Lost” Sanchez rozważa możliwość spędzenia czasu bez żony, a w kompozycji „Meri of Mercy” powracają postacie zainspirowane zmarłymi dziadkami muzyka.

W stosunku do swojego poprzednika wydany 14 marca krążek jest nieco dłuższy, bo czternaście numerów złożyło się na niecałe pięćdziesiąt siedem i pół minuty, z czego finałowy "The Continuum" to podzielona na cztery części suita (podobnie jak miało to miejsce na "Good Apollo, I'm Burning Star Vol.I/Vol. II" czy dylogii "The Afterman"). Co ciekawe, na winylowej wersji płyty znalazł się jeszcze jeden dodatkowy utwór, a mianowicie trwająca nieco pond dwadzieścia trzy minuty suita "The Omni-Voice", która tym samym rozszerza album do długości niemal osiemdziesięciu jeden minut. Na całym albumie dominują jednak krótsze formy, a brzmieniowo ponownie Sanchez i spółka kontynuują swoje lżejsze, zdecydowanie łagodniejsze oblicze, tu i ówdzie flirtując ze swoją przeszłością czy stylistyką tak progresywną, jak i alternatywną.

Przepięknie album otwiera wyciszony "Yesterday's Lost", który z początku ma nieco uwerturowy, orkiestrowy charakter, by następnie zaskoczyć i oczarować lekkim, rzewnym alt popowym klimatem rodem z Coldplay albo wczesnego (British) Sea Power. W "Goodbye Sunshine" przyspieszamy i jest ostrzej, choć przez cały czas w alternatywnym zabarwieniu, które panowie z CAC opanowali do perfekcji. Świetny jest także pulsujący elektroniką i gitarowymi riffami "Searching for Tomorrow" który może się kojarzyć z Muse, albo Bullet For My Valentine w alternatywno-popowym sosie. Po nim pojawia się utwór tytułowy, w którym jest równie soczyście, przebojowo, a skojarzenia mogą odrobinę płynąć ku The Dear Hunter. Spokojniejszy, choć przez cały czas fantastyczny jest "Meri of Mercy", który mieni się rzewnym pianinem, pulsującą perkusją i rozwinięciem w duchu U2, ale kapitalnie spięty znakomitym głosem Sancheza. Hard rockowa wręcz energia połączona z elementami hardcore'a z którego CAC wyrastał wraca w zaledwie dwu i pół minutowym (bez ośmiu sekund) "Blind Side Sonny", by następnie przejść do "Play the Poet" w którym znów miesza się alternatywa z progresywnymi dźwiękami, a melodyka i przebojowość nie chce wyjść z głowy. Równie udany i energiczny jest "One Last Miracle", ale już w "Corner My Confidence" do głowy może przyjść blues albo bluegrass, co jest w CAC swoistym novum i trzeba przyznać, iż brzmi to naprawdę świetnie. Następny jest "Someone Who Can" w którym wraca rockowa energia, a rytmika może przywodzić na myśl Imagine Dragons albo The 1975 i ponownie jest naprawdę świeżo oraz wciągająco. Ostatnim utworem na wersji podstawowej jest podzielona na cztery części bardzo dobra i zróżnicowana suita "The Continuum", która dzieli się kolejno na "Welcome to Forever, Mr. Nobody", "The Flood", "Tethered Together" oraz "So It Goes". Mamy tutaj romans z Ayreonem, miesza się elektronika, alternatywa, progresja i charakterystyczna, późna teatralność CAC i orkiestrową, filmową klamrę. Wersja winylowa zawiera jeszcze jeden utwór, ponad dwudziestotrzymuinutową suitę "The Omni-Voice" w której panowie z kolei bawią się ambientem i mroczną elektroniką mającą w sobie coś z Tangerine Dream, czy muzyki Jean Michel-Jarre'a i znów brzmi to niezwykle ciekawie oraz intrygująco, kapitalnie rozszerzając album o zupełnie inną perspektywę i zupełną nowość w twórczości Coheed and Cambria.

Trzecia odsłona "Vaxis" to album jeszcze lepszy od swojego poprzednika, a choćby byłbym skłonny powiedzieć, iż najlepszy z całej dyskografii CAC. Z powodzeniem kontynuuje on część drugą, ale także jeszcze śmielej eksploruje alternatywne rejony, tylko okazjonalnie wypuszczając się w progresywne naleciałości. To album dojrzały, wciągający i świeży, pełen przebojów i ciekawych rozwiązań, a przy tym jak na coś co jest określane jako ścieżka dźwiękowa do kryzysu wieku średniego, niezwykle żywiołowa, energiczna, a przy tym pełna emocji. Coheed and Cambria nie jest już tutaj zespołem poszukującym (może poza dodatkowym winylowym numerem), ale to nie znaczy, iż nie ma tutaj zaskoczeń. Sanchez wraz ze swoim zespołem żongluje odniesieniami i stylami, w każdym czując się swobodnie. Być może jest to też najbardziej przystępny krążek grupy, choć nie wiem jak odnajdą się w nim Ci, dla których będzie to pierwsze spotkanie z ich muzyką. Pozostali mogą mieć tylko za złe, iż czasem brakuje tutaj dawnej zadziorności i brudu. Wreszcie, to również album, którego w zestawieniach na koniec roku zabraknąć nie powinno i taki, do którego wraca się z przyjemnością. Ocena: Pełnia

Zero Osiem Progresywne Wojny (1) 2002 - 2015 - tutaj

Vaxis - Act I: The Unheavenly Creatures (2018) - tutaj

Idź do oryginalnego materiału