Zenek Kupatasa na żywo w warszawskim Falconie
Dla mnie ten wieczór w Falconie zaczął się zupełnie bez oczekiwań. Zenek Grabowski i Kabanos to nigdy nie była moja naturalna ścieżka muzyczna — raczej nazwy, które „gdzieś się obiły”, niż coś, czego słuchałem regularnie. Przyszedłem z ciekawości. I to była dobra decyzja.
Już od pierwszych numerów — od „Serce”, przez „Balony”, „Butelkę” czy „Jednorożca” — było jasne, iż to nie będzie zwykły koncert, tylko spotkanie ludzi, którzy doskonale wiedzą, po co tu są. Publiczność znała teksty, reagowała natychmiast, śmiała się, krzyczała, żyła tymi piosenkami. Fani Zenka to osobny ekosystem: trochę punk, trochę kabaret, trochę terapia grupowa. Zero pozy, maksimum luzu.
Forma akustyczna tylko wzmocniła ten efekt. Cajon, prostota aranżacji i bezpośredni kontakt sprawiały, iż całość przypominała bardziej głośną, rozkręconą domówkę niż klasyczny koncert. Było miejsce i na absurd („Zupa kalafiorowa”, „Baleron w kartoflach pod keczupem”), i na momenty bardziej refleksyjne — wszystko podane z charakterystycznym dystansem i humorem.
Zabawa z każdą kolejną piosenką robiła się coraz mocniejsza. Pod sceną było ciasno, głośno i radośnie. Kulminacja przyszła na sam koniec, gdy poleciał Baranek Kultu. Zenek — już chyba tradycyjnie — zszedł ze sceny i wszedł w tłum. Spontaniczne pogo, uśmiechy, totalne rozluźnienie.
Wychodząc z klubu, miałem jedną prostą refleksję: muzycznie to przez cały czas nie do końca moja bajka. Ale energia, przekaz i ta bezpretensjonalna, szczera dobra zabawa są nie do podrobienia. I właśnie za to ten koncert zostaje w głowie.
Relacja Kacper






![[KONKURS] Wygraj bilety na koncert Elderwind](https://cityfun24.pl/wp-content/uploads/2025/12/gwa-elderwind-18-02_fb-1200x628-cover.jpg)








