Żegnajcie, Anglicy!

ekskursje.pl 4 lat temu

Po brexitowym referendum odświeżyłem sobie „Mechaniczną Pomarańczę” Kubricka. Teraz trochę nie mam zdrowia, ale tak sobie mniej więcej wyobrażam postbrexitową Wielką Brytanię – a raczej to, co z niej zostanie po niewykluczonej secesji Szkocji i Irlandii Północnej.

Film jest, jak wiadomo, tak przerażający, iż sam Kubrick wycofał go z dystrybucji. Jednocześnie wywarł potężny wpływ na popkulturę – ruch punkowy i nowofalowy na różne sposoby odwoływał się do niego.

Heaven 17, weterani synthpopu, zaczerpnęli swoją nazwę z listy przebojów, którą widzimy w sklepie muzycznym (razem z inspirowanymi rosyjskim grupami „Johnny Zhivago” i „Goggly Gogol”). Makabryczny soundtrack Wendy Carlos przyczynił się do popularyzacji syntezatorów (wcześniej wykorzystywanych raczej w widowiskach science-fiction).

Film jest okrutną parodią brytyjskiej lewicy i prawicy. Główny bohater Alex mieszka na osiedlu komunalnym, ucieleśniającym modernistyczne ideały „miasta bez ulic”. Jego adres to „Municipal Flat Block 18A, Linear North”.

To nawiązanie do powojennej labourzystowskiej utopii „nowych miast”, budowanych po drugiej wojnie światowej dookoła zniszczonych bombardowaniami metropolii. Lewicujący urbaniści marzyli o uwolnieniu ludzi od zepsucia i niezdrowego życia w wielkich miastach.

Jednym z tych miast było Basildon pod Londynem, miejsce narodzin Depeche Mode i Yazoo. Życie w nich było nieznośnie nudne, o czym opowiada wczesna piosenka depeszów „Something To Do”.

Pół biedy, kiedy ta nuda inspirowała młodych ludzi do zakładania zespołów. Częściej jednak pchała do przestępczości, jak w „Mechanicznej pomarańczy”.

Lewicę, która niby chce dogodzić prostemu człowiekowi, ale tak naprawdę ma go gdzieś, symbolizuje w tym filmie kilka postaci – przede wszystkim Pisarz, który pada ofiarą Alexa.
Ale równie bezwzględnie prostym człowiekiem gardzi prawica, jak minister, którego ofiarą pada Alex.

W brytyjskiej polityce do dzisiaj dominują absolwenci elitarnych szkół, którzy z klasą średnią czy ludową nie mają żadnych relacji towarzyskich czy rodzinnych. Ludzi takich jak my znają tylko jako podwładnych albo usługodawców.

To dotyczy także herosów lewicy, takich jak Clement Attlee, którego rząd dał klasie robotniczej być może największe zdobycze, jakie kiedykolwiek ta dostała w historii UK od kogokolwiek. Ale trudno się oprzeć wrażeniu, iż dbał o ludzi pracy tak jak ogrodnik dba o kwiatki.

Oczywiście, prawicy to też dotyczy. W serialu „Peaky Blinders” widzimy na przykład inne niż zwykle oblicze Churchilla.

Popkultura pokazuje go zwykle z sympatią – jako równego gościa, którego jedyną wadą był alkoholizm. Ale z zimną krwią podejmował on decyzje, o których wiedział, iż zabiją wielu ludzi – czasem dla błahej korzyści politycznej. Śmierć „proli” zdawała się nie mieć dla niego moralnego znaczenia, przycinał ich jak ogrodnik kwiatki.

Attlee niestety robił to samo. Jego decyzje dotyczące kolonii miały skutki mierzone w megatrupsach.

Brytyjska polityka jest skażona utylitaryzmem. „Może i ludzie od tego zginą, ale posuniemy jakąś sprawę naprzód”. Ja wolę kontynentalne podejście z konsekwentnym „pulling the lever is murder”.

Jak wiadomo, Wielka Brytania nie ma spisanej konstytucji, a więc nie bardzo można się odwołać do jakiegoś nadrzędnego dokumentu, gdy demokratyczne władze chcą zrobić coś zbrodniczego (powiedzmy, jakąś małą masakrę w Derry). Dopóki byli w Unii, taką możliwość stwarzały unijne traktaty o prawach człowieka, ale czarno to widzę poza Unią.

No cóż, nie ma tego złego… Teraz łatwiej będzie wymuszać unijne prawa człowieka w ramach samej unii. Gdy zabraknie brytyjskich komisarzy i europosłow, uda się przeforsować ostrzejsze regulacje działalności korporacji technologicznych (i nie tylko).

Dla nas to powinien być sygnał do mobilizacji, by zatrzymać tych, którzy nas prowadzą w stronę Polexitu/Wypierpolu. A prowadzą nas tam wszyscy ci, którzy kwestionują zasadę nadrzędności prawa unijnego nad krajowym.

Jestem zwolennikiem tej zasady niezależnie od tego, kto rządzi – Platforma czy PiS. Gdyby kiedyś rząd premiera Zandberga wszedł w kolizję z TSUE, też będę za respektowaniem wyroku TSUE (nawet jeżeli mi się nie będzie podobał).

Żegnajcie, Anglicy. Będziemy się czasem odwiedzać, ale pójdziemy swoimi drogami. Ja wam waszej nie zazdroszczę.

Idź do oryginalnego materiału