"Żegnaj, panie Szekspir!” to dynamiczna komedia, która zabiera widza do XVII-wiecznej Werony. Młody dramaturg Willy Szekspir, w poszukiwaniu lepszych warunków twórczych trafia w sam środek odwiecznej waśni dwóch rodów. Zamiast spokoju, zderza się z miłosnymi intrygami, nieporozumieniami i... zupełnie innymi wersjami bohaterów znanych z najsłynniejszego dramatu w historii literatury. W rozmowie z Ewą Wencel, dyrektorką Teatru Kwadrat, dowiadujemy się, jak powstawało to nietuzinkowe przedstawienie, pełne humoru, tańca i szermierki.
Jakie były Pani pierwsze wrażenia, gdy przeczytała Pani sztukę „Żegnaj, panie Szekspir!”?
Byłam zachwycona, podniecona na myśl o możliwości zrealizowania jej w naszym teatrze i zaskoczona rozmachem przedstawionego świata. Rzecz dzieje się po prostu w wielu miejscach w XVII-wiecznej Weronie, gdzie przyjeżdża początkujący dramaturg Willy, znany w historii literatury jako William Shakespeare.
Raz jesteśmy na głównym placu w Weronie, raz na cmentarzu, a kiedy indziej w pałacu księcia Eskalusa. Taki sposób opowiadania historii odnajdujemy też u prawdziwego Szekspira – raz jesteśmy w komnacie zamkowej, raz na statku płynącym do Anglii, raz na cmentarzu.
Sztuka "Żegnaj, panie Szekspir” jest wierną imitacją szekspirowskiego stylu – w języku, w narracji, w konstrukcji. Żeby ją zrealizować, trzeba było znaleźć konwencję pozwalającą przezwyciężyć techniczne ograniczenia teatru – nie mamy przecież sceny obrotowej, itp. To właśnie była moja pierwsza myśl: czy uda się znaleźć taki sposób inscenizacji, żeby oddać rozmach i bogactwo tej szekspirowskiej sztuki Michaela Kelly’ego.
Wyzwanie mogła stanowić również warstwa werbalna sztuki: spektakl to komedia kostiumowa, ale napisana szekspirowskim językiem. Czy było to dla Pani aktorskim wyzwaniem?
Język jest rzeczywiście dodatkowym bohaterem spektaklu. W oryginale sztuka jest napisana angielszczyzną z czasów Szekspira, z wykorzystaniem charakterystycznych dla niego zwrotów i metafor. Liczne są także odniesienia i cytaty z innych jego sztuk, dopasowane do komediowego kontekstu.
Polski przekład posługuje się bardzo sprawnie tradycyjnymi przekładami tego autora, które utrwaliły się w naszej tradycji: Paszkowskiego i Ulricha. Dla aktora zawsze jest wyzwaniem osiągnięcie naturalności przekazu dzięki białego wiersza, szczególnie dla młodszego pokolenia.
Postać Signory Kapulet, którą Pani gra: jak ją Pani interpretuje? Czy łatwo było wejść w tę szekspirowską, a jednocześnie przewrotną konwencję?
W naszym przedstawieniu ogromną rolę odgrywa forma: specjalny język stworzony na potrzeby sztuki, styl kostiumów oraz minimalistyczna scenografia. W takim otoczeniu jest szczególnie trudno zachować prawdę psychologiczną postaci, a to przecież decyduje o tym czy widzowie będą z zainteresowaniem śledzić ich perypetie.
Moja rola, czyli pani Kapulet, została znacznie „dopełniona” przez autora w tej wersji szekspirowskiej opowieści. Oryginalna matka Julii byłą jedynie tłem całej intrygi, natomiast w sztuce Kelly’ego jest w zasadzie jej osią.
Czy przygotowania do tej roli różniły się od innych? Wydaje nam się, iż znamy Szekspira, ale tu przecież poznajemy go z zupełnie innej strony.
Sztuka swobodnie bawi nas Szekspirem zarówno od strony języka, jak historii. Jednocześnie jest bardzo przystępna dla szerokiego widza. Nie jest konieczne trafne rozpoznawanie tropów i cytatów, żeby podążać za młodym dramaturgiem z Anglii, który wikła się w waśń rodową w słonecznej Italii. Nasze przygotowania były rzeczywiście bardziej skomplikowane niż zazwyczaj. Obejmowały szermierkę, taniec, choreografię ruchu. Próby trwały wiele miesięcy.
"Żegnaj, panie Szekspir!” to prapremiera światowa: jakie emocje towarzyszą Pani przy wprowadzaniu tytułu na scenę?
Każda premiera niesie ze sobą lęk i niepewność. Zwłaszcza iż od pewnego czasu staramy się w „Kwadracie” za każdym razem próbować czegoś nowego – w języku, w formie, w obsadzie. Zdaję sobie sprawę, iż to ryzykowne, zwłaszcza w gatunku komediowym. Lubimy przecież te melodie, które już słyszeliśmy – żeby zacytować znane prawo inżyniera Mamonia.
Z drugiej strony podaż przedstawień komediowych stała się tak ogromna, iż wszystkie stają się do siebie podobne. choćby plakaty mają niemal identyczne. W tym kontekście nasze przedstawienie „Żegnaj, panie Szekspir”, odznacza się pewną świeżością. Dodam, iż autorem plakatu do sztuki jest sam mistrz Rafał Olbiński. Mam nadzieję, iż widzowie to docenią.
Od września 2023 roku jest Pani dyrektorką Teatru Kwadrat, ale związana jest Pani z tą sceną od 1986 roku. Co się przez te lata zmieniło, a co pozostało niezmienne?
Zmieniła się otaczająca nas rzeczywistość, zmieniły się potrzeby i oczekiwania widza, zmieniła się moja funkcja i zadanie, jakie mam teraz do spełnienia w teatrze. Ale moja potrzeba istnienia w teatralnym świecie przez cały czas trwa.
Teatr Kwadrat przez dekady był synonimem świetnej komedii. Czy widzi Pani potrzebę redefinicji jego repertuarowego profilu, czy raczej pielęgnacji tradycji?
Obchodzimy w tym roku 50-lecie, więc jest to doskonała okazja, żeby spojrzeć na naszą historię. W jej trakcie nie było wielkich rewolucji repertuarowych.
Teatr Kwadrat został „sformatowany” przez Edwarda Dziewońskiego i trwa do dzisiaj w bardzo podobnym stylu, jeżeli chodzi o repertuar. Nazwałabym ten profil „szlachetną rozrywką” i nie widzę powodu, żeby od niego odchodzić. Przeciwnie, staramy się pielęgnować go przy wyborze każdej kolejnej pozycji repertuarowej.
Teatr przeszedł wiele trudnych momentów, jak chociażby utrata siedziby przy Czackiego. Czy dziś, w odnowionej siedzibie przy Marszałkowskiej, czujecie się już „u siebie”?
Mogę odpowiedzieć jedynie za siebie - po tylu latach, po tak wielu zagranych na tej scenie przedstawieniach, tak właśnie tutaj czuję się„u siebie”. I mam wrażenie, iż większość moich kolegów (aktorów) oraz pracowników poszczególnych działów ma podobne odczucia. Zwłaszcza iż znaczna część dołączyła do zespołu już po zmianie siedziby.
Kwadrat słynie z długo granych tytułów. Co według Pani stanowi o „żywotności” spektaklu? Co decyduje o tym, iż dane przedstawienie zostaje z widzami na lata? Czy "Żegnaj, panie Szekspir!” ma taki potencjał?
W moim odczuciu wspomniana sztuka ma taki potencjał. Wierzę w to, w przeciwnym razie nie zdecydowała bym się na tak wymagającą produkcję. Miałam też zespół, który zapewnił mi niemal pełną obsadę i twórców, których udało mi się pozyskać do realizacji tego przedsięwzięcia. Ale na końcu o tym, na jak długo sztuka pozostaje w repertuarze, zawsze zadecyduje widz.