[ZDJĘCIA] Sting 3.0 wystąpił w Krakowie

cityfun24.pl 1 tydzień temu
Sting pojawił się w Krakowie, powrócił do Tauron Areny w ramach trasy koncertowej „Sting 3.0″. Krakowska hala do ostatniego miejsca wypełniła się fanami artysty, ciepło i żywiołowo reagującymi na kolejne kompozycje wykonywane przez muzyków. Koncert był wyprzedany, a tłumy fanów brytyjskiego wokalisty z każdą kolejną wykonaną kompozycją odlatywały coraz wyżej i reagowały coraz cieplej na dźwięki dochodzące ze sceny.

Sting powrócił do pierwotnej formuły rockowego trio – zresztą kojarzymy go właśnie z takim składem z początków kariery The Police, bandu, z którym podbili świat. Dziś, po latach występowania w rozbudowanych składach, wymiany muzyków i szukania nowych form wypowiedzi pan Gordon wraca do organicznej formy i oprócz jego głosu i basu na scenie pojawiają się w klasycznym trio tylko jego wieloletni współpracownik, gitarzysta Dominic Miller i wyśmienity bębniarz Chris Maas. Ten artysta jest dla mnie bardzo ważny, stanowi niejako soundtrack mojego życia, więc wybaczą państwo brak krytycznego spojrzenia na to show, ale Stinga dziś krytykować się nie godzi, należy się cieszyć jego ponowną wizytą w Polsce i radować się każdą zagraną i zaśpiewaną charakterystycznym głosem nutą.

Stinga w tej odsłonie miałem przyjemność już słuchać w tym roku podczas naszego ulubionego festiwalu Colours of Ostrava. Zaryzykuję i napiszę, iż tam panowie wykonali tam jeszcze lepszy koncert niż pod Wawelem, a to wcale nie oznacza, iż w Krakowie było jakoś odczuwalnie gorzej – po prostu inaczej. Sting z kolegami grywa koncerty tylko dobre i bardzo dobre. No ale tam, w Czechach, był plener w niecodziennych, przyjaznych okolicznościach letniej przyrody przed jeszcze większą i jeszcze radośniejszą publiką, więc miało ich co nieść. Na krakowski koncert szedłem jak na prywatkę do dobrego znajomego wiedząc, co mnie czeka, i iż panowie rewolucji w setliście nie zaproponują – po prostu usłyszę to, co chciałbym usłyszeć na koncercie 74-letniego artysty, który nic nikomu nie musi udowadniać, bo świat już parę razy podbił, za to może się bawić swoją muzyką i sprawiać euforia jej wykonywaniem wiernym polskim słuchaczom. I samemu sobie.

No i absolutnie się nie zawiodłem. Bez suportu panowie po prostu punktualnie o 20:30 wyszli na scenę i zaczęli grać. W organicznym rockowym trio, bez zbędnych klawiszy, saksofonów i chórków. Bez wyścigów, popisywania się, zbędnego harmideru na scenie, bez niepotrzebnego przymilania się słuchaczom – wręcz przeciwnie. Wiele było momentów wręcz intymnych, kojarzących się ze słynnym występem Stinga w ogródku przy grillu, tylko dziś przyszło o kilkanaście tysięcy ludzi więcej, aby posłuchać, jak panowie dziś grają piosenki, które wszyscy znamy i kochamy.

Zarówno hity z czasów The Police, jak i późniejsze numery z czasów solowej kariery Stinga zabrzmiały pięknie. Maas to motoryczny i zdyscyplinowany bębniarz, a Miller gra subtelnie, nie ścigając się z nikim, tym bardziej nie kopiując ani nie próbując „przeskoczyć” zagrywek Andy Summersa. W „Policowych” hitach ani nie usiłował pokazać, iż jest lepszy od pierwowzoru, ani nie kombinował na siłę, żeby je zagrać absolutnie inaczej. A nie ukrywam, iż jego estetyka bardzo mi odpowiada, więc jego podejście do zabetonowanych w moich uszach pierwowzorów przyjąłem przez jednoosobową aklamację.

Panowie zaczęli z grubej rury – „Message In the Bottle”, „Englishman In New York”, „Fields of Gold”. Wyluzowany Sting z mikrofonem nagłownym nie był przywiązany do konkretnego miejsca na scenie, gdzie stałby statyw, a Dominic skupiony i zgarbiony nad odrapanym Stratem w dłoniach pobudził się bardziej w okolicach „So Lonely”, „King of Pain” czy megahitu „Every Breath You Take”, i wtedy zaczął odwiedzać najdalsze zakamarki sceny, czasem choćby rockandrollowo postawił nogę na odsłuchu i pozdrawiał słuchaczy, uśmiechając się szeroko. Ale przede wszystkim kładł na gryfie piękne akordy odpowiednio wypełniające brzmieniem pracę sekcji rytmicznej.

Wizualnie też wodotrysków nie było, i słusznie – prawdziwa sztuka obywa się bez wulkanów sztucznych ogni i fajerwerków. Dobrze wyreżyserowane światła, zbliżenia muzyków na dwóch telebimach wiszących po bokach sceny i subtelne animacje do niektórych kompozycji wyświetlane na ledowych ekranach umieszczonych z tyłu sceny. Surowość trzyosobowego składu przez większość koncertu bardzo umiejętnie była wspomagana dodatkami aranżacyjnymi wcześniej zarejestrowanymi i odtwarzanymi z magicznych scenicznych urządzeń, jedynie podczas epickiego „Desert Rose” panowie odpalili mocniej z maszyny brzmienia wspomagające ich sceniczną pracę, bez których to brzmień akurat ta kompozycja zabrzmiałaby zdecydowanie bardziej ubogo.

Komplet wypełniającej Tauron Arenę publiczności został na koniec uraczony dwoma bisami – policyjnym „Roxanne” i cudowną wersją „Fragile”, podczas której dołączył do tria genialny perkusjonista, który to brał udział w oryginalnym nagraniu tego przeboju – Mino Cinelu. Jakoś podskórnie przewidywałem, iż on się tego wieczoru pojawi, bo właśnie koncertuje u nas w kraju z akordeonowymi wirtuozami z Motion Trio i dosłownie kilka dni wcześniej grał w oddalonym o może 4 kilometry od Tauron Areny Nowohuckim Centrum Kultury. Jego obecność nie dość, iż pięknie wzbogaciła brzmienie legendarnej ballady, to jeszcze uczyniła akurat ten koncert niepowtarzalnym.

Słyszałem głosy maruderów, iż „znooowu Sting”, iż „nie nagrał nic nowego, tylko promuje płytę ze starymi hitami”, wreszcie, iż obecne wersje policyjnych przebojów są inne niż oryginały. Cóż. Umówmy się, iż dziś Sting gra z innymi muzykami i ma 74 lata, będąc w zupełnie innym miejscu kariery niż wtedy, gdy z Summersem i Copelandem zdobywali świat jako trzydziestolatkowie. Ja osobiście zawsze jestem ciekaw, co nowego mają do zaproponowania tacy artyści jak Sting i zamiast narzekać, iż zagrali coś niezgodnie z moimi oczekiwaniami, wolę z czystą głową po prostu przyjąć formę, jaką Mistrz przyjął danego wieczoru. Pierwotnych nagrań zawsze można posłuchać z płyty, więc szacunek dla pana Gordona i jego kolegów, iż nadają tym kompozycjom nowe aranże i bawią się ich kolejnym publicznym wykonaniem. Kilkanaście tysięcy uśmiechniętych ludzi po niespełna dwóch godzinach opuszczało krakowską Tauron Arenę – i o to chodzi. Radośnie dołączyłem do tych zadowolonych z koncertu słuchaczy, zwłaszcza iż i brzmienie dobre, nagłośnienie w porządku, i światła nie przeszkadzały, a pomagały w percepcji tego, co u Stinga najważniejsze – dobrych, mądrych, dobrze zagranych piosenek.

Zazdroszczę słuchaczom, którzy jutro posłuchają Stinga w Gliwicach i mam nadzieję, iż ci panowie jeszcze nie raz powrócą do nas, aby na żywo wykonać pieśni, które stanowią elementarną część naszego muzycznego wychowania. Organizatorom gratulujemy sukcesu frekwencyjnego i dziękujemy za możliwość relacjonowania tego znakomitego wydarzenia naszym czytelnikom.

Tekst: Sobiesław Pawlikowski
Zdjęcia: Ada Kopeć Pawlikowska
Organizator: Live Nation Polska

Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Sting – CityFun24.pl – Ada Kopeć-Pawlikowska
Idź do oryginalnego materiału