[ZDJĘCIA] BULLET FOR MY VALENTINE, TRIVIUM – PreZero Arena Gliwice

cityfun24.pl 1 miesiąc temu

Bullet For My Valentine i Trivium przyjechali do Gliwic w ramach swojej jubileuszowej trasy! jeżeli świętować, to właśnie z tak mocarnymi albumami. Trasa “The Poisoned Ascendancy” będzie powrotem do przeszłości. Giganci metalcore’u uczcili dwudziestolecie swoich kluczowych krążków, które odmieniły nowoczesny metal. U Bullet for My Valentine jest to “The Poison”, u Trivium – “Ascendancy”.

BULLET FOR MY VALENTINE (Walia) melodic metalcore:

Z biegiem lat doniosły i starannie wymyślony metalcore autorstwa Bullet for My Valentine stawał się doskonalszy, nigdy nie przebywał w stanie stagnacji. Dzięki temu cały czas trzymają bardzo wysoką formę, ale na nadciągającej trasie zabiorą nas do czasów, gdy zaczynali – a zaczęli tak, iż od razu weszli do pierwszej ligi gatunku, by ostatecznie nigdy z niej nie wypaść. Na “The Poison”, które grupa będzie odgrywać na żywo w całości, nie tylko wystawili sobie świetną wizytówkę, ale też zdefiniowali nowoczesny metalcore – nastawiony na melodię i przebojowość, nie tylko łamanie kości. Nie jesteśmy w stanie zliczyć, ilu swoich kserokopii od tamtej pory doczekała się ekipa z Walii. Podpowiemy tylko, iż ponad dwa miliony sprzedanych kopii materiału na całym świecie to chyba wystarczający argument. Takie trasy nie przetaczają się przez nasz kraj codziennie – miejcie to z tyłu głowy, jeżeli jeszcze wahacie się nad kupnem biletów.

TRIVIUM (USA) metalcore, thrash metal, heavy metal:

Już na “Ember to Inferno” Trivium pokazali, iż chcą wymyślić coś nowego, lepiąc w jedno elementy klasycznego metalu, bardziej nowoczesne podejście do gatunku i nadając temu autorski twist. Jednocześnie słychać, iż na debiucie jeszcze nie ukształtowali swojego języka. Mieli na siebie pomysł, ale potrzebowali czasu, by go w pełni zrealizować. Dwa lata później ukazało się “Ascendancy” i bum! – Trivium stał się w pełni samodzielnym organem sceny metalowej lat zerowych. Nagrywany na Florydzie album idealnie wpisał się w standardy metalcore’u, zabierając się za niego od innej strony. Bo Matt Heafy pamięta w tym wszystkim o idolach. Dlatego styl grupy nie był zbudowany wyłącznie na nowościach, a wielokrotnie zakręcał w thrash czy choćby klasyczne heavy, proponując niejako hybrydę starego ze współczesnym. I proszę bardzo, to wciąż działa, zwłaszcza koncertowo, piękna sprawa.

Idź do oryginalnego materiału