Duże pieniądze, sztuka, nóż i namiętność. Brzmi jak przepis na dobry serial? Scenariusz tej historii napisało jednak życie, a w roli głównego bohatera obsadziło Władysława Podkowińskiego, zdolnego malarza, który zasłynął nie tylko jako prekursor impresjonizmu w Polsce, ale też jako artysta, który z nożem w dłoni pociął jeden ze swoich najlepszych obrazów. Powód tej zbrodni na sztuce, dość tragiczny, przez długi czas pozostawał w ukryciu.
– Drabina, proszę o jej natychmiastowe podstawienie – zażądał 23 kwietnia 1894 roku młody, bo 28-letni malarz Władysław Podkowiński. Jego kontrowersyjny obraz „Szał uniesień” jest właśnie prezentowany w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Personel, przyzwyczajony do tego, iż artyści chcą poprawić krzywo wiszące dzieło czy zamalować jakiś błąd na płótnie, bez problemu udostępnia malarzom takie sprzęty jak stołki czy drabiny. Tak jest również i tym razem. Podkowiński jednak szokuje. Wspina się na wysokość wiszącego dzieła, wyjmuje z kieszeni nóż i spokojnie zaczyna masakrować obraz, tnąc go na kawałki. Wszystko to na oczach obecnej w sali publiczności.

Od razu nasuwa się na myśl pytanie: Dlaczego!? Przecież dzieło i tak cieszy się dość dużą popularnością, a tylko w dniu otwarcia Zachętę odwiedziło tysiąc osób – tylko po to, aby zobaczyć ów kontrowersyjny obraz, o którym szepta pół stolicy. Czy więc artysta był niezadowolony z osiągniętego efektu? A może chory psychicznie? O ile wcześniej połowa Warszawy plotkowała o bulwersującym swoją nagością obrazie ulokowanym w Zachęcie, to teraz całe miasto zaczyna się zastanawiać, jaki był powód postępku autora. Ci, którzy za bardzo nie wierzyli plotkom, przyjrzeli się obrazowi z bliska i dostrzegli, iż artysta nie zniszczył całego dzieła, a jedynie wizerunek widocznej na nim kobiety. Czyżby więc powodem „zbrodni” przeciw sztuce była kobieta, a raczej zranione serce młodego malarza?
Motyw postępowania Podkowińskiego jest prawdopodobnie związany z jego życiem prywatnym, ale żeby go zrozumieć, musimy bardziej zagłębić się w te rejony, które na co dzień nie są dostępne dla wszystkich…
Biedny, ale utalentowany
Władysław Podkowiński był dość unikatowym artystą jak na swe czasy. To typ romantyka, który całe swoje życie podporządkował sztuce, a jednocześnie całkiem nieźle na niej zarabiał i potrafił zadbać o swoje interesy. Nazywany prekursorem polskiego impresjonizmu tworzył piękne pejzaże, pełne symbolizmu obrazy, a także realistyczne portrety i sceny z życia.

Władysław Podkowiński | „Autoportret” | Muzeum Śląskie w Katowicach, 1887
Bywały jednak czasy, kiedy Podkowiński nie miał grosza przy duszy i przymierał głodem. W 1885 roku, marząc o akademickim wykształceniu, rozpoczął studia na Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. Miał niewielkie oszczędności, zarobione głównie dzięki pracy ilustratora w magazynie „Wędrowiec”, które pozwoliły mu rozpocząć nowy etap w życiu. Niestety, zaskórniaki gwałtownie się skończyły, a artyście coraz częściej zaczął zaglądać do talerza głód. Wynajmował co prawda malutki pokój z wodą, jednak nie stać go było na meble i spał na podłodze. Pieniędzy nie wystarczało mu też na jedzenie, dlatego jadł obiady zaledwie trzy lub cztery razy w tygodniu.
Złe warunki życia gwałtownie odcisnęły piętno na zdrowiu Władysława. Zachorował na gruźlicę, która w owych czasach była prawie niewyleczalna. Lekarze co prawda zalecali jako remedium podróże na ciepłe południe Europy, ale młody malarz, który nie miał za co kupić obiadu, nie mógł sobie też pozwolić na dalekie i drogie kuracje.
Nowa przyjaźń i wyjście na prostą
Pomimo choroby Podkowiński nie przestał tworzyć. Wspólna pasja do sztuki połączyła go z utalentowanymi i zamożnymi malarzami: Julianem Maszyńskim i Miłoszem Kotarbińskim. Pierwszy z nich, który mógł już pozwolić sobie na luksus życia z malowania obrazów, zaprosił pewnego razu Władysława na wakacje do swojej posiadłości w Mokrej Wsi. prawdopodobnie zrobiło mu się żal podupadającego na zdrowiu kolegi po fachu. Kiedy lato dobiegło końca, na gościnę do siebie przyjął malarza drugi z panów – Kotarbiński. Nikt z nich nie mógł wówczas przypuszczać, jak wielką miłością zapała Podkowiński do Ewy, żony gospodarza i matki 3-letniego Tadeusza. W wolnym czasie, kiedy nie pracował zarobkowo, malował jej portrety i upajał się jej urodą.
Sytuacja materialna Władysława poprawiała się. Zaczął zarabiać, tworząc portrety dam z towarzystwa i w końcu mógł zrezygnować z posady ilustratora. Jego twórczość została też doceniona przez wymagające jury Zachęty, które przyznało mu choćby nagrodę w wysokości 300 rubli za obraz „Portret damy”. Podkowiński zdobywał sławę impresjonisty w kraju nad Wisłą, a za obrazy płacono mu już znacznie więcej niż kilka lat wcześniej.
Miłość i niemoralna propozycja
Dobra sytuacja, w jakiej po latach biedy znalazł się malarz, dodała mu pewności siebie. Nareszcie mógł zawalczyć o serce Ewy Kotarbińskiej, kobiety swoich marzeń. Wyznał jej miłość i prosił, aby porzuciła dla niego swojego męża. Chociaż Ewa lubiła Podkowińskiego, nie zdecydowała się na odejście od syna i bezpiecznego życia dla wciąż biednego, choć wychodzącego na prostą artysty. Kiedy jej mąż dowiedział się o wyznaniu Władysława, natychmiast wyrzucił go z domu i zerwał łączącą ich przyjaźń. Postarał się również, aby malarz został odrzucony przez warszawskie towarzystwo.
Niedługo po tym wydarzeniu Podkowiński stworzył „Szał uniesień”. Być może modelką pozującą do tego dzieła była właśnie ukochana Ewa. Plotki głosiły, iż łącząca ich relacja nie należała do platonicznych. Kiedy „Szał…” zawisł w Zachęcie, wzbudził tak duże zainteresowanie, iż każda pasjonująca się sztuką osoba – bez względu na to, czy doceniała artystę i jego twórczość, musiała zobaczyć to dzieło. Obraz, z dużym prawdopodobieństwem, widziała też Ewa Kotarbińska i jej wpływowy mąż, zasiadający razem ze szwagrem w zarządzie Zachęty.
Szach i mat
Być może dopatrzyli się jakiegoś podobieństwa do Ewy, bo niedługo po pojawieniu się „Szału…” na wystawie, panowie rozmówili się z Podkowińskim. Niestety nie zachowała się żadna notatka z ich spotkania, dlatego możemy się jedynie domyślać, o czym rozmawiali. Być może zażądali usunięcia dzieła ze ściany. A może na widok kobiety o rysach podobnych do swojej żony, Kotarbiński wpadł w szał i szantażował malarza. Tego już się nie dowiemy, jednak po tym spotkaniu Podkowiński pociął płótno. Może zrobił to ze względu na swoją urażoną dumę, albo z obawy o dobro ukochanej kobiety…?
Nawet rok nie minął od wspomnianych wydarzeń w Zachęcie, kiedy gruźlica zebrała w końcu swoje żniwa. Władysław Podkowiński odszedł z tego świata 5 stycznia 1895 roku, mając niespełna dwadzieścia dziewięć lat. Zniszczony „Szał uniesień” udało się odnowić, a po długich tułaczkach matka malarza za grosze sprzedała go Feliksowi Jasińskiemu. Kolekcjoner przekazał dzieło Muzeum Narodowemu w Krakowie. Do dzisiaj możemy oglądać je w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach.
Literatura:
Iwona Kienzler, „W oparach absyntu: skandale Młodej Polski”, Wydawnictwo Bellona, 2017
Wiesław Juszczak, „Teksty o malarzach : antologia polskiej krytyki artystycznej 1890-1918”, Zakład Narodowy im. Ossolińskich. Wydawnictwo PAN, 1976
Artur Hutnikiewicz, „Młoda Polska”, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2007