Zawsze możesz na mnie liczyć

newsempire24.com 2 dni temu

Gdy Zofia wychodziła za mąż, wierzyła, iż to miłość na całe życie. Jej męża, Jakuba, uwielbiała i starała się być dla niego idealną żoną – tą, na którą zawsze można liczyć, tą, która nigdy nie zawiedzie.

Zofia miała w sobie coś, co trudno było nie kochać. Była dobra, otwarta, z promiennym uśmiechem, zawsze gotowa nieść pomoc. choćby teściowej, Halinie Janowej, pomagała bez wytchnienia. Ta dzwoniła, narzekała na ból pleców czy zmęczenie, a Zofia już pędziła do niej: sprzątała, gotowała, biegała po zakupy.

— Jakże mi z tobą dobrze, Zosiu — wzdychała Halina Janowa. — Syn mój to żadna pomoc, choćby nie oczekuję po nim niczego. Mężczyźni tacy już są! Zawsze marzyłam o córce, a los podarował mi ciebie.

Zofia cieszyła się takimi słowami. Starała się jeszcze bardziej, by nie zawieść teściowej. I w sumie miała rację – Jakub naprawdę nie przykładał się do pomocy. Ani w domu, ani matce.

Ale problem nie kończył się na tym. Jakub uważał, iż domowe obowiązki to nie jego sprawa. Zofia zresztą nie protestowała, lubiła tworzyć przytulność. Prawdziwy kłopot był jednak w czym innym – on sam nic nie robił, za to bez przerwy miał uwagi. Podłoga niedostatecznie czysta, zupa niedosolona…

Z czasem pretensje stawały się ostrzejsze. Zaczął wyrzucać Zofii, iż za dużo wydaje na siebie, choć wcale tak nie było. Sama zarabiała i nigdy nie prosiła go o pieniądze.

— Ile tam ten twój manicure kosztuje? — pytał zgryźliwie.

— Sto pięćdziesiąt złotych — cicho odpowiadała, jakby się tłumaczyła.

— Sto pięćdziesiąt złotych co miesiąc! — oburzał się. — Można by na samochód odkładać!

— Ale ty przecież chodzisz na siłownię… — broniła się nieśmiało.

— To co innego! Sport to zdrowie, siła! A twój lakier to strata pieniędzy!

Pretensje rosły jak śnieżna kula. Potem Jakubowi nie spodobało się, iż Zofia raz w miesiącu spotyka się z przyjaciółkami w kawiarni. Nic wielkiego – zwykłe pogaduchy, ale to też go drażniło.

— Po co ci te wycieczki bez męża? — mruczał. — Siedź w domu!

Zofia była łagodna i unikała sporów, ale choćby jej anielska cierpliwość w końcu pękła. Kłótnie stały się codziennością, porozumienie zniknęło. Po trzech latach małżeństwa Zofia zdecydowała się na rozwód. Jakub się opierał, nie dlatego, iż chciał ratować związek, ale dlatego, iż przywykł, by wszystko szło po jego myśli. Zofia nie mogła już tak żyć.

W końcu dokumenty podpisano. Gdy tylko Jakub spakował rzeczy i wyszedł, zadzwoniła Halina Janowa.

— Zosiu, jak to możliwe? — lamentowała. — Czemu od razu rozwód?

Zofia westchnęła. Wyjaśnianie się z byłą teściową było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę. ale odpowiedziała:

— To nie od razu, Halino Janowo. Wszystko do tego prowadziło. Starałam się, ale Jakub nie chce kompromisów. Jego wieczne pretensje… Jestem zmęczona.

— Ale byliście tak wspaniałą parą! — rozpaczała teściowa. — A ty taka dobra! Jak ja teraz bez ciebie?

Zofia rozumiała, iż teraz to ona potrzebuje wsparcia, ale Halina Janowa, jak zwykle, skierowała rozmowę na siebie.

— Dlaczego bez mnie? — odparła łagodnie. — Możemy się widywać. Rozwód z Jakubem nie znaczy, iż zniknę. Dzwonić, jeżeli coś będzie trzeba, pomogę.

— O, Zosiu, złotko ty moje! — ucieszyła się. — Więc to nie koniec?

— Oczywiście, iż nie.

Rozwód nie przyszedł łatwo. Jakub nie mógł znieść, iż go zostawiła. On, który uważał się za ideał mężczyzny, był upokorzony. Ale z czasem emocje opadły. Zofia odetchnęła, uświadamiając sobie, iż nie żałuje. Jakub wyczerpał ją tak bardzo, iż miłość dawno wygasła. A przecież kiedyś wydawał się jej wymarzonym mężczyzną. Albo udawał, albo ona patrzyła na niego przez różowe okulary.

Zofia zaczęła nowe życie. Jakuba zablokowała wszędzie, by nie próbował ingerować. On sam nie dzwonił, za to Halina Janowa nie zamierzała jej puszczać.

Tydzień po rozwodzie odezwała się:

— Zosiu, dzień dobry! Jak tam?

— W porządku — odparła. — A u pani?

Pytanie było z grzeczności, ale teściowa tylko na nie czekała.

— Oj, źle, dziecko! Ciśnienie skacze, ledwo chodzę. Prosiłam Jasia o leki, a on odmówił! Nie wiem, jak do apteki się dowlec…

Zofia zrozumiała aluzję. Była dobra i nie potrafiła zostawić starszej kobiety w potrzebie.

— Przywiozę, Halino Janowo — powiedziała. — Niech pani napisze, co potrzeba, za godzinę będę.

— O, ratujesz mnie! — zawołała. — Wiedziałam, iż na tobie można polegać!

Zofia musiała przełożyć swoje sprawy, kupić lekarstwa i jechać do teściowej. Jak zwykle napiła się herbaty, wysłuchała skarg i wyszła dopiero po dwóch godzinach.

Ale nadzieja, iż teściowa będzie dzwonić rzadziej, okazała się płonna. Halina Janowa zaczęła przywoływać Zofię non stop: raz zakupy, raz sprzątanie, raz coś innego. Pewnego dnia poprosiła o podwiezienie do centrum handlowego, i wtedy Zofia straciła cierpliwość.

— A dlaczego Jakub nie pomoże? — spytała.

Halina Janowa coś mamrotała, a Zofii zrobiło się wstyd. *”Przecież jej ciężko, a ja się czepiam”*, pomyślała.

Wkrótce widywała się z teściową częściej niż z własną matką. Halina Janowa dzwoniła niespodziewanie, żądając natychmiastowej pomocy. Gdy Zofia nie mogła przyjechać, wylewała tyle żalu, iż ta w końcu ustępowała, odwoływała plany, zmieniała terminy.

W końcu, jak to mówią – jesteśmy odpowiedzialni za tych, których oswoiliśmy. Zofia sama dała teściowej wolną rękę, obiecując pomoc. Nie spodziewała się jednak, iż ta tak bezceremonialnie wykorzysta jej dobroć.

Wszystko mogło trwać w nieskończoność, gdyby nie to, iż Halina Janowa sama popsuła swoją grę.

Pewnego dnia znów zadzwoniła:

— Zosiu, moja siostra przyjechała. Jutro jedziemy na działkę, zawieziesz nas?

— Tylko nie za wcześnie — odparła zmęczonym głosem.

— Oj, chciałyśmy— O dziewiątej rano może być? — nalegała Halina Janowa.

— Dobrze — zgodziła się Zofia, żegnając w myślach wolny dzień.

— Dziękuję, skarbie! Co bym bez ciebie zrobiła!

Zofia chciała już odłożyć słuchawkę, gdy nagle usłyszała głos siostry teściowej:

— No i co, zgodziła się?

Widocznie Halina Janowa zapomniała zakończyć połączenia. Zofia nie lubiła podsłuchiwać, ale skoro rozmowa była o niej, nie mogła się powstrzymać.

— Oczywiście, iż się zgodziła! — zaśmiała się teściowa. — Gdzieby tam miała się wymigać?

— Jak ty to robisz? — zdziwiła się siostra. — Rozwiodła się z twoim synem, a tobie wciąż usługuje.

— Bo jest naiwna — odcięła Halina Janowa. — Wszystkim chce dogodzić. choćby cieszę się, iż się rozstali, Jasiek potrzebuje mądrzejszej kobiety. A ta niech mi pomaga. Lepiej, żeby mnie obsługiwała niż jego. On musi nowe życie budować, a kto by na nią spojrzał?

Zofia aż zaparło oddech z oburzenia. Rozłączyła się, czując, jak gniew wrze w jej piersi. Pomagała z dobrego serca, a teściowa tak o niej myślała!

Następnego ranka Zofia nigdzie nie pojechała. Spała do południa, rozkoszując się ciszą. Po przebudzeniu zobaczyła tuzin nieodebranych połączeń od Haliny Janowej.

— Przepraszam, zaspałam — zaśpiew— O dziewiątej rano może być? — nalegała Halina Janowa.

— Dobrze — zgodziła się Zofia, żegnając w myślach wolny dzień.

— Dziękuję, skarbie! Co bym bez ciebie zrobiła!

Zofia chciała już odłożyć słuchawkę, gdy nagle usłyszała głos siostry teściowej:

— No i co, zgodziła się?

Widocznie Halina Janowa zapomniała zakończyć połączenia. Zofia nie lubiła podsłuchiwać, ale skoro rozmowa była o niej, nie mogła się powstrzymać.

— Oczywiście, iż się zgodziła! — zaśmiała się teściowa. — Gdzieby tam miała się wymigać?

— Jak ty to robisz? — zdziwiła się siostra. — Rozwiodła się z twoim synem, a tobie wciąż usługuje.

— Bo jest naiwna — odcięła Halina Janowa. — Wszystkim chce dogodzić. choćby cieszę się, iż się rozstali, Jasiek potrzebuje mądrzejszej kobiety. A ta niech mi pomaga. Lepiej, żeby mnie obsługiwała niż jego. On musi nowe życie budować, a kto by na nią spojrzał?

Zofia aż zaparło oddech z oburzenia. Rozłączyła się, czując, jak gniew wrze w jej piersi. Pomagała z dobrego serca, a teściowa tak o niej myślała!

Następnego ranka Zofia nigdzie nie pojechała. Spała do południa, rozkoszując się ciszą. Po przebudzeniu zobaczyła tuzin nieodebranych połączeń od Haliny Janowej.

— Przepraszam, zaspałam — zaśpiewała wesoło do słuchawki, gdy w końcu odebrała telefon, rozkoszując się dźwiękiem wściekłego głosu teściowej, który teraz brzmiał jak najpiękniejsza melodia wolności.

Idź do oryginalnego materiału