„Zasób ludzki” – Medytacje o kryzysie | Recenzja | Festiwal Filmów Azjatyckich Pięć Smaków 2025

filmawka.pl 23 godzin temu

Stałym bywalcom Pięciu Smaków Nawapola Thamrongrattanarita nie trzeba przedstawiać. Absolutna większość filmów tajskiego reżysera przez lata pojawiała się na festiwalu, a dwa z nich otrzymały nagrodę People’s Jury. Nic więc dziwnego, iż i tegoroczny Zasób ludzki zapełnił sale kinoteki. Wyjaśnienie tego fenomenu wydaje się być proste. Nawapol opowiada przede wszystkim o doświadczeniach millenialsów z miejskiej klasy średniej – doświadczeniach, które w zglobalizowanym świecie brzmią aż nazbyt znajomo także w Polsce.

Reżyser zręcznie posługuje się rozmaitymi konwencjami. Jego debiutancki 36 (2012) był klasycznym slow cinema, a Atak serca (2015) ma więcej z filmu gatunkowego (znajdziemy go zresztą w tegorocznej sekcji Posmaki). Natomiast w Zasobie ludzkim Nawapol wraca do formuły kina powolnego, w sposób najbardziej radykalny od lat.

Pewną ciekawostką jest fakt, iż film został wyprodukowany przez GDH 559 – wielki tajski konglomerat medialny, znany niemal wyłącznie z wysokobudżetowego kina komercyjnego. Prawdopodobnie obserwujemy wyłonienie się nowej strategii w obrębie studia, które zaczyna uderzać w największe festiwale filmowe. Zasób ludzki znalazł się bowiem w weneckiej Orrizonti, a kilka miesięcy wcześniej w Cannes pokazywano Użytecznego ducha, także wyprodukowanego przez medialnego giganta. Mniej zaskakuje natomiast kooperacja z Nawapolem, bo twórca wielokrotnie pisał i reżyserował projekty spod szyldu GDH.

Jak na ironię, w Zasobie ludzkim pojawia się istotny wątek krytyki korporacyjnej kultury. Główna bohaterka Fren (Prapamonton Eiamchan) pracuje w dużym przedsiębiorstwie wraz ze swoim mężem Thamem (Paopetch Charoensook). Ona jest HR-owcem, on zajmuje się handlem. Kobieta codziennie musi znosić nieprzyjemnego szefa, który mobbinguje pracowników. Wiedząc, jakie warunki panują w firmie, ma wyrzuty sumienia podczas przyjmowania do zespołu młodych zdesperowanych kandydatów.

Naczelnym pomysłem Nawapola jest zestawienie procesu rekrutacji z narodzinami. Na początku filmu Fren dowiaduje się, iż zaszła w ciążę. Nie napawa jej to jednak optymizmem, a wątpliwościami. Wszak czasy są niespokojne – katastrofa ekologiczna, zanieczyszczenie mikroplastikiem, niewydolność ochrony zdrowia, niekontrolowany rozwój AI i ciągła pracownicza presja – wszystkie te problemy wydają się z każdym rokiem zyskiwać na znaczeniu. Bohaterka zaczyna rozważać, czy etycznym byłoby sprowadzić nowego człowieka na taki świat. Wspomniane zestawienie faktycznie może być przyczynkiem do przemyślenia, na ile „ludzkie” są „ludzkie zasoby” lub na ile zasadny jest dziś antynatalizm. Jednak wątek ten zostaje podany dość dosłownie i sam w sobie raczej nie wystarczyłby do sklejenia interesującego pełnego metrażu.

fot. „Zasób ludzki” / mat. prasowe Festiwalu Filmów Azjatyckich Pięć Smaków

Na szczęście Zasób ludzki zabiera widzów gdzieś dalej. Twórcy topią wszystko w niejednoznacznościach. Większość problemów współczesnego świata zdaje się nie dotykać pary bezpośrednio – istnieją w tle, powracając w podcastach i audycjach radiowych. Fren i Tham żyją w nowoczesnym budynku, jeżdżą drogim samochodem oraz przyjaźnią się z ważnymi urzędnikami. Rzeczywistość bohaterów jest niezwykle sterylna – co rano sprawdzają poziom pyłów zawieszonych, a dookoła otaczają ich oczyszczacze wody i powietrza. Nieskazitelny ład podkreślają minimalistyczne, statyczne kadry. Jednocześnie wąski aspect ratio i geometryczna scenografia zdają się zamykać postacie w jakimś luksusowym, korporacyjnym więzieniu.

Naturalnie nie wszystkim przeszkadzają realia upper-middle class. Tham wydaje się dobrze spełniać w swoim zawodzie i z entuzjazmem przyjmuje kolejne zawodowe wyzwania. Fren jest bardziej sceptyczna – nie tylko ze względu na apodyktycznego przełożonego. Wiadomość o ciąży kieruje jej myśli na własne dzieciństwo. Dowiadujemy się, iż rodzina kobiety znalazła się w trudnej sytuacji materialnej podczas Azjatyckiego Kryzysu Finansowego w 1997 roku. Być może dlatego w większym stopniu zdaje sobie ona sprawę, jak nietrwała jest otaczająca ją rzeczywistość.

Fren pozostaje zresztą jedną z ciekawiej skonstruowanych bohaterek w filmografii Nawapola. Kamera pokazuje ją niemal wyłącznie z profilu, uniemożliwiając naturalne wniknięcie w emocje kobiety, i tak mocno stonowane. Możemy jedynie zgadywać o czym myśli, bo więcej mówi nam jej otoczenie niż ona sama. To poniekąd zabieg bardzo typowy dla slow cinema, a oglądając Zasób ludzki, trudno mi nie myśleć o klasycznych filmach z tego nurtu.

W tych wszystkich przedłużonych ujęciach wyczuwamy próbę uchwycenia czegoś więcej, jakiegoś egzystencjalnego kryzysu. Myśląc o stanie bohaterki, ciśnie się na usta słowo weltschmerz, choć w kontekście tajskiego filmu może bardziej odpowiednie byłoby buddyjskie sarvam dukham („wszystko jest cierpieniem”). Przy czym Nawapol nigdy nie słynął ze szczególnie religijnego zacięcia i może dlatego rady uśmiechniętego mnicha z plakatów wydają się być niewystarczające wobec całego niepokoju Fren. Niemniej Zasób ludzki problematyzuje klasyczną waloryzację „narodzin” i „śmierci”, tak więc nic dziwnego, iż reżyser jako istotną inspirację wymienia Smak wiśni (1997) Kiarostamiego.

To nie tylko jeden z najbardziej spójnych filmów w dorobku tajskiego artysty ale i najbardziej przygnębiający. Atak serca również traktował o problemach współczesnych pracowników, ale tam całość była przełamywana elementami komediowymi. Tutaj musimy się skonfrontować z egzystencjalnym kłopotem, na który próżno szukać łatwych odpowiedzi.

Korekta: Anna Czerwińska

Tekst powstał w ramach patronatu medialnego nad Festiwalem Kina Azjatyckiego Pięć Smaków.

Idź do oryginalnego materiału