Zasłużony Złoty Lew? „W pokoju obok” – wenecka recenzja nowego Almodóvara

filmawka.pl 3 dni temu

Gdy w 2019 roku Pedro Almodóvar odbierał Złotego Lwa za całokształt twórczości, powiedział, iż Wenecja była miejscem, w którym urodził się jako reżyser. Uwielbiany przez tamtejszą publiczność za formalny eksces i bogate portrety kobiet twórca powrócił na Lido i, ku zdziwieniu wielu krytyków, typujących sukces epickiego The Brutalist, wyjechał z wyspy z kolejnym Złotym Lwem. Jest zawsze coś podejrzanego we wręczaniu głównych nagród wielkim mistrzom, którzy swoje już wygrali. W przeciwieństwie do Cannes i Berlina, starających się w ostatnich latach wyraźnie promować głosy odważnych, nowych reżyserek, Wenecja nagrodziła swojego pupila. Czy mamy do czynienia z kolesiostwem, czy może Almodóvar zaserwował late-career classic?

Nie jest to nowość, iż hiszpański reżyser kręci zaangażowane kino. Od feministycznych wątków, przez reprezentację mniejszości seksualnych, istotną cząstką jego filmów stanowiło podejmowanie tematów uznawanych za ważne. W pokoju obok pod tym względem nie różni się od reszty filmografii Almodóvara – choć Hiszpan być może nigdy tak bezpośrednio nie mówił, iż stworzył zaangażowane dzieło. Eksploruje też nowy dla siebie temat i wcale nie dziwi, iż spojrzenie 74-letniego reżysera zwróciło się w tę stronę. Opowiada bowiem o śmiertelności, przygotowywaniu się na odejście. Wreszcie – o pragnieniu, aby nastąpiło to na własnych zasadach. Jest coś całkiem poruszającego, gdy twórca tak bijący energią, którego cała twórczość jest przepełniona życiem, nagle zaczyna rozważać temat śmierci.

Już w świetnym Bólu i blasku Almodóvar pochylał się nad tematami ostatecznymi. W przeciwieństwie jednak do autotematycznego, introspektywnego dramatu z Banderasem, W pokoju obok powstało na kanwie czyjegoś tekstu – powieści Sigrid Nunez. Opowiada o Ingrid i Marthcie, dwóch przyjaciółkach ze studenckich lat, które po dekadach spotykają się jako już dojrzałe kobiety i odnawiają swoją relację. Jest to związane z poważną chorobą tej drugiej, potrzebującej wsparcia, ale też kogoś, kto będzie jej towarzyszył. Stąd też tytuł – Martha zaprasza Ingrid na wspólny wyjazd do pięknej willi w lesie Nowej Anglii. Chce, żeby razem z nią był tam ktoś w pokoju obok.

„W pokoju obok” / mat. prasowe Gutek Film

Tym samym film przybiera formę kameralnego dramatu rozegranego niemalże całkowicie w pomieszczeniach, w których dwie kobiety, grane przez wybitne aktorki – Julianne Moore i Tildę Swinton – rozprawiają o życiu i śmierci. To świetny duet, a na uwagę szczególnie zasługuje Brytyjka. Jej przeszywające spojrzenie osoby zmierzającej ku końcu życia, blada twarz i kruche, chude ciało potrafią wywołać ciarki. Jednocześnie nie ma w tej roli żadnej emocjonalnej manipulacji. Martha to kobieta doskonale świadoma powagi swojej choroby, skupiona w rozmowach jednak nie na bólu, ale na swojej przeszłości.

Przez to też kilkukrotnie na przestrzeni filmu, Almodóvar przenosi nas w czasie, aby ukazać Marthę w kluczowych dla niej momentach życia. Widzimy ją, gdy zakochuje się, a owocem tego uczucia staje się córka – osoba, którą bohaterka najbardziej zawiodła. Czuje bowiem, iż przez lata stały się dla siebie nieznajomymi – do tego stopnia, iż wieść o chorobie jej córka przyjęła z obojętnością. Almodóvar w najnowszym filmie zastanawia się, czy w obliczu śmierci jesteśmy w stanie pogodzić się z nieodwracalnością podjętych przez nas decyzji. W przypadku Marthy było to wybranie wymagającego zawodu korespondentki wojennej, przez co mogła ona pomóc ofiarom konfliktów, jednocześnie ponosząc koszt zdystansowania się od własnego dziecka.

„W pokoju obok” / mat. prasowe Gutek Film

W swoich najlepszych momentach, W pokoju obok jest wciągającym i wzruszającym wejrzeniem w ludzką psychikę na skraju życia. Osiąga to jednak idąc na skróty – szczególnie na początku filmu, kiedy bohaterki zasypują nas deklaratywnymi dialogami i ekspozycją. Być może to kwestia trudności przełożenia stylu Almodóvara na obcy język, ale wielu linijkom brakuje naturalności i choćby tak wybitne aktorki, jak Moore oraz Swinton, nie są w stanie im jej nadać. To szczególnie staje się problemem w filmie, którego większość czasu wypełniona jest rozmowami, często dotykającymi filozoficznych kwestii. Fakt jest też taki, iż prowadzone są z pozycji pewnego przywileju – rozważanie nad terapeutyczno-eskapistyczną funkcją seksu na pewno przychodzi łatwiej w barwnym mieszkaniu w Manhattanie albo modernistycznej willi z basenem. Ta kwestia jednak nie pozostaje w obrębie zainteresowań bohaterek filmu.

Jedyny wątek poboczny wprowadza postać byłego kochanka obu kobiet, granego przez Johna Turturro. w tej chwili jest słynnym klimatologiem, objeżdżającym kraj z wykładami wieszczącymi zbliżającą się katastrofę klimatyczną. Almodóvar w interesujący sposób zestawia jego defetyzm z nastawieniem Marthy, która również nie wierzy w powodzenie swojej eksperymentalnej terapii. Mimo tych obu postaw jednak, trudno nazwać W pokoju obok ponurym filmem. Spora w tym zasługa charakterystycznej dla Hiszpana barwności. Zarówno manhattańskie mieszkanie, ubrania bohaterek, jak i willa z szumiącym lasem pełne są jaskrawych kolorów. Ciepło można odnaleźć też w czułości Ingrid dla Marthy – gdy wręcza jej kwiaty, troskliwie ściska, z wyrozumiałością i nieoceniająco słucha o wstydliwych aspektach jej życia. Podobną funkcję pełni w ich życiu sztuka. Zarówno filmy, które oglądają w swoim Airbnb, jak i cytat ze Zmarłych Jamesa Joyce’a, będący powracającym motywem W pokoju obok. Ciekawe, iż twórca tak często oskarżany o melodramatyczność w obliczu końca nie załamuje rąk. Zamiast tego, Almodóvar pokazuje, gdzie szukać wsparcia – w sztuce, w naturze i w drugim człowieku.

Idź do oryginalnego materiału