Budka Suflera oficjalnie została założona w 1974 roku przez: Krzysztofa Cugowskiego i Romualda Lipkę. Jednak już trzy lata później legendarny wokalista opuścił jej szeregi, bo nie dogadywał się z resztą muzyków. Mówiąc wprost: został wyrzucony z kapeli.
"W 1977 roku, po pierwszych sukcesach, w zespole między Lipką a Cugowskim doszło do konfliktu, bowiem ten drugi chciał, aby jego nazwisko było wymieniane przed nazwą zespołu. Skończyło się tym, iż Lipko Cugowskiego z zespołu wyrzucił" – pisaliśmy już kiedyś w naTemat.pl.
Felicjan Andrzejczak był wokalistą Budki Suflera bardzo krótko. Mieli wydać album, ale nie wyszło
Skład zespołu zmieniał się przez lata i tylko najwięksi fani mogą wymienić ponad 25 muzyków, którzy przewinęli się Budkę Suflera. Po Cugowskim, na wokalu mogliśmy usłyszeć Romualda Cystawa, który odszedł z powodu problemów z głosem. W Pod koniec 1982 roku został zastąpiony przez Felicjana Andrzejczaka.
Andrzejczak był wokalistą Budki przez około rok, ale to właśnie jego głos możemy usłyszeć w takich przebojach jak m.in. "Noc komety" czy "Jolka, Jolka pamiętasz". W 1983 roku, ku zaskoczeniu fanów, odszedł z zespołu. Mniej więcej wtedy do Budki Suflera powrócił Krzysztof Cugowski.
Ten punkt w historii zespołu był od zawsze przedmiotem burzliwych dyskusji i "teorii spiskowych". Zwłaszcza iż Budka przymierzała się do wydania kolejnej płyty z Felicjanem Andrzejczakiem (miała mieć roboczy tytuł "Plastykowe serce"). Nagrania ze studia były gotowe, ale gdzieś zaginęły i już raczej nigdy nie zostaną odnalezione. Ostało się prawdopodobnie tylko jedno: "Rozmowa ojca z synem".
– Moi koledzy wtedy rzeczywiście nagrali płytę z Felkiem i ona nigdy nie została wydana, to jest prawda. Natomiast tych materiałów od dawna nie ma, bo jeszcze jak graliśmy wspólnie do 2014 r., to były próby odnalezienia tego materiału. Nie mam pojęcia, może gdzieś to jest, ale taka płyta była nagrana, to prawda – powiedział Krzysztof Cugowski w rozmowie z "Plejadą".
Felicjan Andrzejczak odszedł z zespołu przez Krzysztofa Cugowskiego? "To są jakieś bzdury!"
Według plotek, Cugowski miał w tamtym okresie wejść do studia, kiedy Budka Suflera nagrywała inny album: z okazji 10-lecia istnienia (wyszła w 1994 roku pod tytułem "Czas czekania, czas olśnienia"). I właśnie wtedy miało dojść do ponownego nawiązania współpracy pomiędzy muzykami. Wokalista jednak utrzymuje, iż to nie miało żadnego związku z Felicjanem Andrzejczakiem. Zapewnia, iż go nie "wygryzł".
– To są jakieś bzdury! Nie wiem, kto to opowiada, bo ta płyta na 10-lecie była nagrywana co najmniej pół roku wcześniej i w ogóle w innej sprawie. A płyta z Felicjanem rzeczywiście nie doszła do skutku, ale chyba jedną piosenkę słyszałem. Tak to było, natomiast nic poza tym nie wiem, co się stało z tamtym materiałem. Płyta "Czas czekania, czas olśnienia" nie ma nic z tamtej płyty. To jest zupełnie od nowa wszystko robione, tak iż trudno. To było 40 lat temu... – mówił w wywiadzie.
Cugowski jednak żałuje, iż nie wyszło do wydania płyty z Felicjanem Andrzejczakiem, bo "należało mu się". Obaj wokaliści nie byli jednak skłóceni i przyjaźnili się latami. Aż do Felicjana Andrzejaka, który zmarł we wrześniu tego roku.
"Plejada" skontaktowała się z jednym z ostatnich żyjących muzyków "starej gwardii" Budki Suflera: perkusistą i obecnym liderem Tomaszem Zeliszewskim. Też nie wie, gdzie są nagrania z Felicjanem Andrzejczakiem, ale przyznał, iż album "Czas czekania, czas olśnienia" miał zupełnie inną zawartość.
Zapewnił, iż Cugowski nie miał żadnego wpływu na to, iż zaginiona płyta nie ujrzała światła dziennego. Sami muzycy zdecydowali się, iż była... słaba. – Zarejestrowaliśmy kilka utworów, z nie najlepszymi tekstami. Nam się wszystkim to nie podobało, Felicjanowi również – wspominał Zeliszewski.
Ostatecznie Budka Suflera nagrała płytę z Felicjanem Andrzejczakiem: "10 lat samotności", która została wydana w 2020 roku. Zabiegał o to przed śmiercią Romuald Lipko. Zespół chciałby jeszcze złożyć pośmiertny hołd nieżyjącemu wokaliście: planują wydać trzy jego utwory w nowych wersjach na winylu.