Niepokorna. Mówi własnym głosem. W swoich filmach i życiu. Ceni sobie wolność, także w myśleniu. Miała być astrofizykiem, została reżyserką. Zamiast Nobla będzie Oscar? Olga Chajdas opowiada Beacie Nowickiej o swoich korzeniach, szaleństwie i wolności. Oraz Nioki, która jej nie opuszcza od czterech lat.
Olga Chajdas o pasji i początkach karier. Wywiad VIVY!
– Przy tak intensywnej pracy zachowała Pani wyraźną granicę między życiem prywatnym a zawodowym?
Nie istnieje żadna granica. Moi przyjaciele spoza branży filmowej mają różne hobby, sposoby na spędzanie wolnego czasu, które można zaplanować. Ja tego nie mam. Swoje pasje realizuję, będąc reżyserem. W wolnych chwilach lubię pójść do kina, do knajpy, lubię po prostu się ponudzić. Myślę, iż nuda jest moją pasją. [...]
– Profesor Dobroczyński powiedział, iż każdy jest kowalem swojego losu pod warunkiem, iż odziedziczył kuźnię. Z jakiego domu Pani pochodzi?
Myślę, iż z ciekawego. Tata jest lekarzem, mama była historykiem sztuki. Idealny miks nauki ze sztuką. Dom, w którym oglądało się ambitne filmy, dużo czytało. Rodzice stworzyli mi przestrzeń do rozwoju. Zawsze było ciśnienie, żeby wiedzieć więcej, niż jest oczekiwane. Miałam łatwość uczenia się, więc po szkole szłam na podwórko pograć w piłkę, połazić po drzewach. Do dziś mam w kolanie kamień od zjeżdżania na deskorolce ze żwirowej górki na poznańskim Boninie przy Winogradach. W warszawskim liceum Batorego byłam najlepsza z fizyki, chciałam zostać astrofizykiem. Profesor Białkowski miał wobec mnie wielkie plany. Myślałam choćby o studiowaniu na MIT. W ostatniej chwili przyszło mi do głowy, iż jednak będę robić filmy. Profesor poczuł się urażony, iż zrezygnowałam ze ścieżki naukowej. Długo się zastanawiałam, jak mu wytłumaczyć tę decyzję, w końcu powiedziałam: „Panie profesorze, a może dostanę Oscara”. Odpowiedział: „A mogłaś Nobla...”. Nigdy tego nie zapomnę. Jedną decyzją sprawiłam komuś ogromny zawód, co też było ciekawą lekcją na przyszłość.
TYLKO W VIVIE!: O tych postach Gessler do dziś mówi cała Polska. Po latach ujawniła prawdę o tajemniczej Kasi. Ależ zaskoczenie
– Co się stało, iż radykalnie przestawiła Pani zwrotnicę w myśleniu?
Miałam 14 lat, mieszkaliśmy już w Warszawie, w naszej rodzinie wydarzyła się tragedia. To była pierwsza śmierć, której doświadczyłam, i nie potrafiłam sama sobie poradzić z emocjami. Miałam wewnętrzną blokadę. W domu dużo rozmawialiśmy o sztuce, nauce, świecie, ale bardzo mało o uczuciach. Zawsze lubiłam filmy, więc pomyślałam, iż napiszę scenariusz. I napisałam o przeżywaniu żałoby. Nigdy nie powstał z tego film, za to sam proces pisania przyniósł mi ulgę. Myślę, iż kilka rzeczy umiem w życiu, ale potrafię opowiadać o emocjach.
– Koncertowo! Co widać w Pani filmach… Ciekawe, czy nauczyła się Pani mówić o własnych?
Tak, ale nie użalam się nad sobą. Nie dzwonię do bliskich, gdy jest mi źle. Nie sprawia mi to przyjemności. Nauczyłam się rozpoznawać i nazywać swoje stany emocjonalne, ale to nie oznacza, iż mam ochotę opowiadać o nich innym.

– Jak tamtą decyzję przyjęli rodzice?
Mama była przerażona. Chciała, żebym zrobiła magistra, chociaż jej tłumaczyłam, iż w tym zawodzie nikt nie pyta o dyplom. Liczyli, iż pójdę na „normalne” studia, co wynikało z tego, iż nikt wcześniej w tej rodzinie nie zajmował się sztuką. Gdy moja ciocia usłyszała, iż chcę być reżyserem, powiedziała: „No tak… A co innego Ola może robić?”. Wiedziała, iż nie jestem osobą, którą da się wbić w zastałą strukturę. Zawód reżysera jest męczący fizycznie, ale jestem wolna. A tę wolność bardzo kultywuję.
– Ma Pani wewnętrzną siłę. Zresztą opowiada Pani o niej w filmach.
Nie wiem, czy ją mam… Zawsze uchodziłam za przebojowe dziecko, ale też nigdy nie myślałam
o sobie, iż jestem silna. Po prostu wiem, iż muszę sobie radzić. Tym, co mnie charakteryzuje, jest odpowiedzialność i skupienie. Niekoniecznie jest to dla mnie dobre, bo przez odpowiedzialność rozumiem też poświęcanie siebie na rzecz tego, do czego się zobowiązałam. To mój kodeks.
– Joanna Kos-Krauze o „Ninie”, Pani debiucie kinowym, mówiła: „Ten film przechodzi do historii polskiego kina jako jeden z najodważniejszych obrazów. Bezlitosny, ale delikatny. Wręcz ekshibicjonistyczny, ale intymny obraz naszych lęków, samotności, złudzeń, ale też pełen czułości i empatii”. Symboliczne, iż studiowała Pani w Łodzi produkcję filmową, bo...
…nie dostałam się na reżyserię. Świat gwałtownie zweryfikował, iż nie jestem Xavierem Dolanem, żeby zrobić karierę w wieku 20 lat, choć pierwszy spektakl wyreżyserowałam jako 26-latka. Nie miałam żadnych związków rodzinnych
z filmem, wiedziałam, iż sama muszę je sobie wypracować. Podnieciłam się tym, iż choćby nie studiując reżyserii, będę w Łodzi blisko tego, co chcę robić. Chciałam zdobyć doświadczenie. Krok po kroku. Zaczynałam jako asystent kierownika produkcji przy serialu, do którego scenariusz napisał Maciek Kowalewski, reżyser spektaklu „Miss HIV”, granego w Le Madame. Kultowe miejsce, kultowy spektakl. Maciek zaprosił mnie na przedstawienie, po którym do niego podeszłam, mówiąc, iż chciałabym być reżyserem i gdyby coś robił, chętnie mu pomogę. Zatrudnił mnie jako asystenta przy spektaklu „Bomba”. To była cudowna praca. Ponad 20 aktorów na scenie: Marian Kociniak, Włodek Press, Marysia Seweryn, Rafał Mohr, Ewa Szykulska, Sławek Orzechowski... Jako asystent musiałam nauczyć się wszystkich ról na pamięć, ponieważ na żadnej próbie nie udało się zgromadzić całego zespołu. Robiliśmy teatr offowy, aktorzy mieli swoje zajęcia. Kiedy Maciek został dyrektorem Teatru na Woli, pozwolił mi wyreżyserować mój debiut „Ostatni Żyd w Europie”.
– Co wyniosła Pani z tego doświadczenia?
Pokorę. Na Akademii Sztuki w Szczecinie jest kierunek „film eksperymentalny”, niedawno prosili mnie o zrobienie masterclass. Nie jestem profesorem, nie jestem master, nie mam talentów pedagogicznych, ale pomyślałam, iż mogę opowiedzieć im o swoich doświadczeniach. O projektach, które robiłam, i o tym, czego się z nich nauczyłam. Młodym ludziom robi się krzywdę, nazywając ich reżyserami, gdy wychodzą ze szkoły. Dlatego swoje zajęcia nazwałam „Pokora reżysera”. Mówiłam o prostych rzeczach, zaczynając od tego, iż na planie trzeba się dobrze ubierać. Dobrze nie znaczy ładnie, tylko ciepło. Albo iż trzeba dbać o catering.
Magazyn dostępny w punktach sprzedaży od środy, 18 czerwca. Cały wywiad do przeczytania w nowym numerze VIVY!
Sprawdź też: Ta ballada z lat 90. dała mu wszystko. Nikt nie wierzył, iż zrobi karierę, a jednak!

