„Zamach na papieża” – Bogusław Linda i Władysław Pasikowski nakręcili swoje ostatnie wspólne Psy… sorry… swój ostatni wspólny film.
„Zamach na papieża” to nowy Pasikowski po staremu. Dalej nienawidzi świata. To jednak nie „Psy” ani „Reich”, a raczej odrestaurowany maczystowski zabytek. Pasikowski ugrzązł w swoim świecie sprzed dekad i ani myśli się z niego wygramolić. Zapraszając Bogusława Lindę do nowej produkcji, niczym Shrek, prawdopodobnie powiedział mu „tylko ty, ja i nasze bagno”. A na tym bagnie, jak to u Pasikowskiego, nie ma nikogo dobrego. Same chwasty do wyrwania z monologu Sławomira Suleja z drugich „Psów”.
Głównym bohaterem jest Konstanty „Bruno” Brusicki. To kolejny zmęczony życiem Franz Maurer, ostatni sprawiedliwy skur***yn i nosiciel romantyzmu. Wokół sami alkoholicy, ohydne komuchy, mordercy, dziwki, antysemici, księża pedofile. Nie ma już symbolicznego Waldka Morawca. Nie ma Ola przechodzącego na mroczną stronę. Zastajemy już zacementowane status quo. Wszyscy są tak źli do szpiku kości, iż choćby rak głównego bohatera wydaje się sympatycznym gościem.
CZYTAJ WIĘCEJ: Film „Psy” – ciekawostki i informacje. Wycięte sceny i wpadki
Zamach na papieża, Bogusław Linda i Karolina GruszkaWięcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i
No, kończcie flaszkę i do domu
Fabuła? Bogusław Linda umiera na raka i cały ten przegniły świat „lata mu obojętnym kalafiorem koło dupy”. Brzydkie komuchy stawiają mu jednak ultimatum i mają go „w garści jak ch**a przy szczaniu”. Musi porzucić swoje pieskie życie, udać się do Watykanu i nacisnąć spust. Samemu Pasikowskiemu chyba nie chce się o wątku watykańskim z nami gadać. Jest tylko pretekstem, by pokazać zły świat, zapitą prowincję i płonący krzyż. Jedyną sprawiedliwością jest walnięcie kogoś młotkiem w głowę i to są „sprawy między facetami, a nie urzędowe”. A jeżeli jakiegoś drania nie uda się ukatrupić? Pozostaje jeszcze sumienie „przed którym choćby ojciec święty nie spier***li”.
Zakończenie jest błyskawiczne. Pasikowski pokazał co chciał, zabił kogo miał zabić, odhaczył swoje „obowiązkowe momenty”, więc sio do domu. Historia domknięta w kilkadziesiąt sekund i „wyp*lać”.
Zamach na papieża, Adam WoronowiczDzisiaj puszczamy z dymem całą naszą pieprzoną przeszłość
Linda i Pasikowski chcieli wrócić do lat 90. Tak bardzo chcieli, iż przegięli. „Zamach na papieża” to inscenizacja ich kultowych filmów. choćby muzyka udaje, iż jest napisana przez Michała Lorenca. Bohaterowie próbują rzucać kanciastymi bon motami o Bogu i sumieniu, ale to zdecydowanie nie są kultowe teksty z „Psów” i „Krolla”. Kiedyś takie one-linery uderzał jakby Franz Maurer strzelał do nas z komina elektrociepłowni. Snajper Brusicki strzela ślepakami.
Stare psy nie mają już ostrych zębów, więc próbują głośno szczekać. Przykładowo, nie wystarczy zaszantażować Lindę, iż komuniści zabiją mu córkę. Dowiadujemy się ze szczegółami co wynajęty zwyrol zrobi ciężarnej kobiecie i jej dziecku oraz co przemysł kosmetyczny może wyprodukować z zabitego płodu. Nie wystarczy wspomnieć, iż jakaś dziewczyna zginęła. Trzeba opowiedzieć jak zboczeniec dusił ją wsypując piasek do gardła. Wincyj udręki! Wincyj gehenny!
OK, najadłam się. Teraz możesz mnie przelecieć…
Kobiety u Pasikowskiego to manekiny, które mają wykonać określone ruchy i wypowiedzieć konkretne kwestie. W „Zamachu na papieża” kobiet się używa albo pożycza koledze. Miłość ma swoją cenę, najlepiej w dolarach, ale można też zapłacić kartkami na żywność. Wydaje się, iż w świecie Pasikowskiego żyją same Angele Wenz, które miauczą dla kogoś, bo im się to opłaca. Karolina Gruszka w roli prostytutki jest wspaniała, ale jest w tym filmie niepotrzebna jak tytułowy zamach na papieża. Ma się nie interesować męskimi sprawami i sprzątać chałupę, gdy Linda rąbie drewno. Jej postać jest konieczna tylko po to, by Linda mógł ze swoją manierą powiedzieć jej, iż „modli się na tym samych kolanach, na których pracuje”.
Zamach na papieża, Bogusław LindaChyba już pójdę, nie? Co tu będę tak sam siedział…
Hitu w box office nie będzie. Na weekendowy seans przyszło tylko kilka osób i nie wszyscy wytrwali do końca. Po seansie powiedziałem pod nosem „Chyba już pójdę, nie? Co tu będę tak sam siedział…”. Rodzi się więc pytanie czy polskie kino potrzebuje Lindy, Pasikowskiego i ich rekonstrukcji „Psów”?
Nie jest to wstrząsający komentarz społeczny jak kultowe filmy duetu Pasikowski-Linda. Nie ujawniają już żadnej bolesnej prawdy, a jedynie zadają ból. Nie pragniemy się już zaciągać amerykańskim kinem jak na początku lat 90. Starsi widzowie mają już dość grzebania się w komunistycznych ekskrementach, a młodych one nie interesują. Nikt nie będzie powtarzał gimnazjalnych odzywek typu „powiedz kto cię zrobił, to cię pomszczę”. Postawiony pod ścianą bohater umierający na raka płuc nie szokuje, bo oglądaliśmy „Breaking Bad”. To co kiedyś było ekscytująco przerysowane, dziś jest po prostu cringe’owe.
Chyba już wiem po co powstał ten film. W imię tantiem, skur***
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i
















