New York – London – Warsaw
Keri-Lynn Wilson jest żoną Petera Gelba, dyrektora Metropolitan Opera w Nowym Jorku, który podchwycił ten pomysł i zaprosił do współpracy Waldemara Dąbrowskiego, dyrektora naczelnego Opery Narodowej w Warszawie oraz impresariat Askonas Holt z Londynu. Po kilku miesiącach przygotowań, 18 lipca rozpoczęły się próby w Warszawie. Do stolicy zjechali muzycy ukraińscy z całego świata, w tym również z Ukrainy, na co specjalną zgodę wyraziły władze walczącego kraju.
– Nie było czasu w organizowanie przesłuchań – opowiada Ostap Manko, skrzypek w Filharmonii Poznańskiej. – Zadziałała poczta pantoflowa. Nie ma co udawać, w polskich orkiestrach gra sporo muzyków z Ukrainy. Doskonale wiemy, gdzie, kto pracuje i jaki poziom reprezentuje. Po 24 lutego w Polsce znalazło się tu także sporo kobiet – instrumentalistek, które dołączyły do orkiestry. Niestety, nie wszystkie mogły pojechać w trasę, bo ktoś musiał się zaopiekować dziećmi, z którymi uciekły z Ukrainy.
– Zbyt wielu tubistów ukraińskich z doświadczeniem nie ma poza granicami Ukrainy – dodaje Aleksander Juszczuk. – Szukali nie tylko najlepszego, ale zarazem takiego, który ma doświadczenie występów w orkiestrze… To było niesamowite wydarzenie. Po raz pierwszy po wielu latach miałem okazję grać w orkiestrze składającej się tylko z ukraińskich muzyków. Spotkałem starych znajomych. Niektórych nie widziałem 10 lat. Parę osób pamiętałem jako nastolatków, którzy chodzili do szkoły muzycznej, a ja studiowałem w Akademii Muzycznej we Lwowie.
Ostap Manko, fot. A. Hoffmann
Ostap Manko mieszka w Polsce od 15 lat, Aleksander Juszczuk z przerwami związany jest z naszym krajem 12 lat, a od niedawna ma polskie obywatelstwo. Inna Vorobets rok temu studiowała w ramach stypendium Gaude Polonia w Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie. W Poznaniu mieszka zaledwie kilka miesięcy.
– Kiedy studiowałam w Warszawie, przyjechałam do Poznania na przesłuchania. Do finału dostało się troje flecistów, ale żaden nie otrzymał kontraktu. Pierwszy koncert zagrałam w październiku ubiegłego roku. Drugi został zaplanowany na 25 lutego tego roku. Zgodnie z umową pojawiłam się 20 lutego w Poznaniu i jestem do dziś. Od tamtego czasu nie byłam w Ukrainie – opowiada Inna.
Młoda flecistka nie ukrywa, iż poczuła się w Poznaniu bezpiecznie, bo znalazła oparcie nie tylko w kolegach z Ukrainy – Ostapie i Aleksandrze, ale we wszystkich pracownikach Filharmonii Poznańskiej. – Wybuch wojny zastał mnie w Poznaniu. Nie wiedziałam, co mam robić. To był szok – dodaje.
– dla wszystkich z nas dzień 24 lutego był szokiem – zauważa Ostap. – Keri-Lynn Wilson mówiła nam: „jesteśmy żołnierzami muzyki”.
Do Poznania z okolic Lwowa
Troje poznańskich muzyków pochodzi z okolic Lwowa. Studiowali w lwowskiej Akademii Muzycznej, ale poznali się dopiero w Poznaniu. Ostap nauczył się języka polskiego, czytając komiksy. Aleksander w Bydgoszczy oglądał polską telewizję i czytał rozmówki, ponieważ na początku nikt go nie rozumiał. Nie było grup na Facebooku. A Inna doskonali aktualnie język polski na kursach. Każdy z nich przyjechał do Polski z innych pobudek, z innym doświadczeniem… Ona tylko na chwilę.
Aleksander Juszczuk, fot. A. Hoffmann
Muzycy mają świadomość, iż Ukrainian Freedom Orchestra to projekt trochę propagandowy. W ciągu 10 dni spędzonych w Warszawie przygotowali bardzo interesujący program, który zaproponowała dyrygentka: VII Symfonia Wałentyna Sylwestrowa, II Koncert fortepianowy Fryderyka Chopina, aria z opery „Fidelio” Beethovena, IV Symfonia Brahmsa i IX Symfonia Antonína Dvořáka. To bardzo przemyślany program.
Symfonia ukraińskiego kompozytora mieszkającego od wybuchu wojny w Berlinie, koncert fortepianowy napisany przez Chopina na uchodźstwie… Brahms i Dwořák to dwa standardy sztuki symfonicznej, kompozycje rozpoznawalne, powszechnie znane.
Aleksander dodaje opowiada z dystansem: – W Dwořáku tuba ma kilka taktów, ale w Sylwestrowie okazało się, iż te z pozoru niewinne nuty, które kompozytor zapisał dla tubisty, są bardzo ważne. Dopiero podczas prób przekonałem się o tym, iż na tych kilku nutach zbudowana jest w jakimś stopniu forma utworu. Tym pojedynczymi akcentami, tymi nielicznymi dźwiękami, można było wyrazić bardzo istotne dla kompozytora emocje. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Wałentyna Sylwestrowa. Zachwyciłem się nią, bo jest to muzyka bardzo emocjonalna, dużo można w niej usłyszeć i zobaczyć.
Trasa
Trasa koncertowa po najważniejszych ośrodkach muzycznych Europy i Stanów Zjednoczonych to nie była tylko przygoda artystyczna, ale i wyzwanie. – Z jednej strony prezentowaliśmy kompozycje powszechnie znane: Chopin, Brahms, Dvořák, z drugiej niby znany Sylwestrow, ale ciągle za mało znany – opowiada Ostap. – To było bardzo nasycone doświadczenie – dodaje Aleksander. – Przeloty samolotami, codziennie w innym mieście, próba, koncert, samolot… Ale wszystkie trudy wynagradzała publiczność. Nie zapomnę, kiedy podczas BBC Proms w Royal Albert Hall w Londynie publiczność wstała i klaskała. Miałem wrażenie, iż kibicowali nie tylko nam, występującym na scenie, ale całej Ukrainie. Ta sama sytuacja powtarzała się wszędzie tam, gdzie graliśmy.
Inna Vorobets, fot. A. Hoffmann
Po koncercie, między próbami a koncertami muzycy biorący udział w tym projekcie artystycznym nieustannie śledzili sytuację w Ukrainie. Nie można się było wyłączyć, nie można było skupić się tylko na muzyce. Wszędzie dopadały ich informacje o wydarzeniach w ojczyźnie. Wszędzie towarzyszyły im flagi narodowe, zbiórki pieniężne, które zostały przekazane na pomoc ukraińskim artystom…
Orkiestra Wolności zamknęła swoją działalność. Muzycy wrócili do domów w Ukrainie lub w innych krajach, gdzie zdążyli wcześniej zbudować swoje życie, wciąż jednak interesują się tym, co się dzieje na terenach, gdzie mieszkają ich rodzice, rodzeństwo, przyjaciele…