Podążałam za nim… Szłam chodnikiem, gdy zauważyłam młodego, przystojnego mężczyznę, który próbował zdjąć małego kotka z drzewa. Puszysty maluch żałośnie miauczał, ale ani myślał schodzić na ziemię.
– Nie chce zejść? – zapytałam z uśmiechem, podchodząc bliżej.
– Jest bardzo wystraszony! – odpowiedział mężczyzna, odwracając się do mnie. – Psy zagoniły go na sam czubek.
Wspólnymi siłami udało nam się uratować kotka. Tak poznałam Aleksandra.
Od tamtej pory zaczęliśmy się spotykać. Przyjaźń gwałtownie przerodziła się w miłość, a po pewnym czasie zdecydowaliśmy się zamieszkać razem. Spakowałam swoje rzeczy i wprowadziłam się do jego mieszkania. Na początku obawiałam się, iż codzienność zniszczy naszą relację, ale moje lęki okazały się bezpodstawne. Aleksander był człowiekiem bez żadnych złych nawyków – podobnie jak ja. Jednak jedna rzecz mocno mnie irytowała – jego nagłe zniknięcia. Dzwonił telefon, a on bez słowa wyjaśnienia wychodził z domu. Znikał na kilka godzin, a kontakt z nim w tym czasie był niemożliwy.
– Aleksander, musimy poważnie porozmawiać!
– Tak, kochanie?
– Gdzie znowu byłeś?! Dlaczego zostawiłeś mnie samą bez żadnego wyjaśnienia?!
– Kolega miał pilny problem. Potrzebował pomocy.
– Czy twoi koledzy są ważniejsi ode mnie?!
– Nie, to nieporównywalne rzeczy. Oboje jesteście dla mnie tak samo ważni.
Każda rozmowa kończyła się w ten sposób. Zaczęłam być o niego zazdrosna. Między nami pojawiały się coraz częstsze kłótnie, które nas oboje mocno męczyły.
Pewnego dnia, pod wpływem impulsu, postanowiłam sprawdzić jego telefon. W książce telefonicznej nie znalazłam nic podejrzanego – same służbowe kontakty i męskie imiona. Dzwonienie do nich byłoby bez sensu, tylko bym się ośmieszyła. Nie było też żadnych kompromitujących zdjęć. Jednak jego zachowanie nie dawało mi spokoju. Wpadłam na pomysł – gdy następnym razem nagle wyjdzie z domu, pojadę za nim. Dowiem się, dokąd tak naprawdę się udaje.
Okazja gwałtownie się nadarzyła. Po telefonie Aleksander zerwał się z kanapy, ubrał się, cmoknął mnie w policzek i wybiegł z mieszkania. W pośpiechu chwyciłam płaszcz i wybiegłam za nim, ubierając się w biegu.
Na szczęście nasze samochody stały obok siebie. Aleksander mnie nie zauważył, więc łatwo mogłam za nim jechać. Śledziłam go przez całe miasto. Mój mąż prowadził bardzo szybko, łamiąc niejedno ograniczenie prędkości, ale na szczęście obyło się bez interwencji policji.
Opuszczaliśmy miasto, gdy w oddali zauważyłam korek. Wyglądało na to, iż doszło do wypadku. Stało kilka karetek i radiowóz. Aleksander zatrzymał się, wyskoczył z samochodu, otworzył bagażnik i wyjął dużą torbę. gwałtownie ruszył w stronę miejsca zdarzenia.
Policjant przepuścił go bez słowa. Zaparkowałam, włączyłam światła awaryjne i poszłam za nim. Gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam łosia potrąconego przez samochód. Medycy zajmowali się rannymi, a Aleksander klęczał przy zwierzęciu. Wyciągał z torby narzędzia, robił zastrzyk i badał rany.
Przypomniałam sobie, iż Aleksander kiedyś wspominał o studiach weterynaryjnych, które przerwał z jakiegoś powodu.
– Proszę się zatrzymać, tam nie można wchodzić! – zatrzymał mnie policjant.
– Ale to mój mąż! Widzi pan, jak pomaga zwierzęciu? Muszę tam iść!
– Dobrze, proszę. – Funkcjonariusz spojrzał na mnie i przepuścił mnie dalej.
– Jak on się czuje? – zapytałam, podchodząc do Aleksandra.
– Źle, bardzo źle. Uderzenie było silne. Obawiam się, iż nie przeżyje – odpowiedział, choćby na mnie nie patrząc. W końcu jednak spojrzał i zamarł.
– Ty?! Co tu robisz?!
– Chciałam wiedzieć, gdzie tak nagle pojechałeś! – odpowiedziałam, nie kryjąc wyrzutów.
– I co, wielka zazdrośnico? Teraz widzisz, czym się zajmuję? – Zaśmiał się i wrócił do pracy.
Po chwili na miejsce przyjechali pracownicy organizacji ochrony przyrody. Przywitali się z Aleksandrem, a ich przełożony zarządził transport łosia do ośrodka.
– Następnym razem nigdzie nie pojedziesz beze mnie! – Ze łzami w oczach spojrzałam na Aleksandra. – Będę ci pomagać! Obiecuję!
– I nie będziesz więcej zazdrosna? – zapytał z uśmiechem.
– O nie, choćby na to nie licz! – odpowiedziałam stanowczo, po czym delikatnie go pocałowałam.