Za późno na „przepraszam”: starzec prosił o wybaczenie córkę, którą porzucił przed jej narodzinami.

twojacena.pl 1 tydzień temu

**Dziennik, 15 października**

Stary człowiek z trudem opadł na zimną ławkę w parku koło opuszczonego klubu. W dłoniach trzymał zniszczone rękawiczki, a wzrok błądził po twarzach przechodniów, jakby kogoś szukał. Mijająca go niska starsza kobieta z eleganckim siwym kokiem i torbą przewieszoną przez ramię zwolniła kroku. Starzec drgnął i wyszeptał:

— Danuto… Danuto Marek… Zaczekaj.

Kobieta zatrzymała się, zmrużyła oczy i rozpoznawszy w zmarszczkach niegdyś przystojnego mężczyzny znajome rysy, zacisnęła usta:

— Cóż za niespodzianka. Skąd się tu wziąłeś, Nowicki?

— Chciałem… pogadać. Przeprosić. Wytłumaczyć.

— Wytłumaczyć? — Głos Danuty zadrżał. — Po czterdziestu latach? Myślisz, iż już zapomniałam?

— Chcę tylko, żebyś… żeby ona… usłyszała. choćby jeżeli nie wybaczy. Rozumiem. Po prostu… przed śmiercią chciałbym choć raz zobaczyć córkę. Żeby wiedziała, iż miała ojca. Że ja istnieję.

Danuta zamilkła. Potem, ściskając pięści, syknęła:

— Nigdy nie mówiłam jej, kim jesteś. Dla niej toś nikim. Ale dobrze… Reakcja może być różna.

— Będę tu jutro. jeżeli zechce przyjść… poczekam.

Kiedyś Jan Nowicki był duszą towarzystwa w robotniczej dzielnicy pod Łodzią. Wysoki, z błyszczącymi oczami i filuternym uśmiechem, zalecał się do młodej Danuty z klasą: czekał pod bramą, nosił kwiaty, rozżarzał zazdrość opowieściami o „przędzarkach, co się za nim uganiają”. Broniła się, ale w końcu uległa — i pokochała.

Wszystko rozpadło się nagle. Jan zniknął. Po kilku miesiącach Danuta dowiedziała się — ożenił się. Z córką miejscowego właściciela knajpy. Bogata, z mieszkaniem od ojca, pewną przyszłością. Wygodnie. A Danuta została sama. I niedługo zrozumiała, iż nosi pod sercem dziecko.

Nikomu nic nie powiedziała. Urodziła córeczkę — Zosię — i żyła dalej. Ojciec nigdy się nie pojawił. Nie interesował. Ona dźwigała macierzyństwo z godnością, bez skargi, po prostu będąc silną.

Janowi życie nie oszczędzało ciosów. Żona okazała się bezpłodna. Chorowała. Dom wypełniała cisza i ciężkie powietrze. Włóczył się po ulicach, wypatrując w dzieciach znajomych rysów. Ktoś z dawnych znajomych się wygadał — i Jan zrozumiał: Zosia jest jego.

Lata mijały. Zosia dorosła, wyszła za mąż, urodziła syna. Ojciec nie dostał zaproszenia na ślub. Złościł się, szukał winnych, ale zawsze zostawał sam — ze swoją winą.

Nazajutrz Danuta wróciła. Nie sama. Obok szła kobieta po trzydziestce, elegancka, z wyprostowaną postawą. To była Zosia.

Jan poderwał się, jakby odmłodniał. Oczy mu błyszczały. Nieśmiało podszedł:

— Zosiu… Ja… jestem twym ojcem. Zawiniłem. Nie jestem wart stać przy tobie, ale… dzięki, iż przyszłaś.

Zosia milczała. Patrzyła uważnie. Nie było w niej nienawiści. Tylko zmęczenie i ostrożność. Zaprosiła go do domu.

Mieszkanie było jasne, przytulne. Na ścianach zdjęcia, w powietrzu zapach jabłkowego ciasta. Jan siedział na brzegu krzesła, sączył herbatę i mówił banały, żeby zagłuszyć ciszę. Zosia patrzyła na niego jak na kogoś, kogo znała tylko z mglistych opowieści.

— jeżeli potrzebuje pan pomocy… leków, pieniędzy — odezwała się nagle — proszę dać znać.

— Nie… dziękuję — odwrócił wzrok. — Przez całe życie… ani grosza nie dałem.

Wbiegł mały chłopiec — wnuk. Zosia przedstawiła:

— To twój dziadek. Jan.

Dziecko coś mruknęło, pobiegło do babci, a oni wyszli na spacer. Zostali sami.

— Chcę wam zostawić dom. Na wsi. Niewielki, ale solidny.

— Dziękujemy, nie potrzebujemy — odpowiedziała spokojnie Zosia. — Niech pan nie ma żalu.

Jan zrozumiał. Wstał, podziękował za herbatę, poprosił o zdjęcie wnuka. Wyszedł. Mąż Zosi zaproponował podwózkę. Całą drogę Jan milczał, ściskając fotografię. Płakał.

Gdy wrócił do swojej drewnianej chatki pod Tuszynem, rozłożył dłoń i zobaczył napis na odwrocie:

„Tacie. Od Zosi.”

Wtedy pojął, iż przebaczenie może już zaczęło kiełkować. Szkoda tylko, iż czasu, by to poczuć, miał tak niewiele…

*Lekcja? Czas nie cofa się dla nikogo — ani dla łez, ani dla słów. choćby jeżeli ktoś w końcu otworzy drzwi, które sam zatrzasnął, zimny przeciąg może już nie dać się zagrzać.*

Idź do oryginalnego materiału