Za późno na powrót do byłej żony po 30 latach małżeństwa

newsempire24.com 6 dni temu

Mam teraz 54 lata. I nie zostało mi już nic.

Nazywam się Wojciech Kowalski. Z moją żoną, Krystyną, przeżyliśmy razem trzydzieści lat. Przez cały ten czas wierzyłem, iż wypełniam swój obowiązek: pracowałem, zarabiałem pieniędzy, a ona zajmowała się domem, dbała o nasze dzieci. choćby nie chciałem słyszeć, by szukała pracy — wydawało się, iż lepiej, jeżeli będzie w domu.

Myślałem, iż żyjemy dobrze: może bez wielkich namiętności, ale z wzajemnym szacunkiem. Z czasem jednak zacząłem czuć zmęczenie. Wszystko wydawało się szare i nudne. Miłość zniknęła, została tylko rutyna. Uważałem to za normalne — do dnia, gdy wszystko się zmieniło.

Tamtego wieczoru wstąpiłem do baru na piwo i tam spotkałem Patrycję. Była ode mnie młodsza o dwadzieścia lat — piękna, pełna życia, błyskotliwa. Prawdziwa burza emocji. Rozmawialiśmy, a ja, jak nastolatek, zakochałem się po uszy. Zaczęły się potajemne spotkania, potem romans.

Po kilku miesiącach miałem dość podwójnego życia. Byłem święcie przekonany, iż Patrycja to moje ocalenie — druga szansa na szczęście. Zebrałem się w sobie i wyznałem wszystko Krystynie.

Wysłuchała w ciszy. Żadnych łez, żadnej awantury. Tylko ciche „rozumiem”. Pomyślałem wtedy, iż jej też już na mnie nie zależy, skoro przyjęła to tak spokojnie. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jak wielki ból jej zadałem.

Rozwiedliśmy się szybko. Wspólne mieszkanie sprzedaliśmy. Patrycja uparła się, by Krystyna nie dostała nic — twierdziła, iż zaczynamy od nowa. Moja była żona ze swojej części kupiła maleńkie kawalerkę. Ja, dokładając oszczędności, kupiłem z Patrycją dwupokojowe mieszkanie.

Nie pomyślałem wtedy o pieniądzach dla Krystyny. Nie zastanawiałem się, jak poradzi sobie bez doświadczenia zawodowego. Wierzyłem, iż zaczynam najlepszy rozdział życia.

Nasi dorośli synowie przestali ze mną rozmawiać. Uważali, iż zdradziłem ich matkę — i mieli rację. Ale wtedy mnie to nie obchodziło. Byłem szczęśliwy. Patrycja spodziewała się dziecka, a ja z niecierpliwością czekałem na narodziny.

Gdy mój syn przyszedł na świat, był ślicznym chłopcem… Tylko ani trochę nie przypominał ani mnie, ani Patrycji. Znajomi szeptali podejrzenia, ale ja je ignorowałem. Czy w nowym życiu mogło być coś złego?

Tymczasem codzienność stała się torturą. Pracowałem ja, na mnie też ciążyły wszystkie domowe obowiązki. Patrycja żyła, jak chciała: znikała na całe noce, wracała pijana, urządzała sceny.

Przez brak snu i nerwy zacząłem zawalać projekty. W końcu straciłem pracę. Brakowało pieniędzy, długi rosły. Życie zmieniło się w koszmar.

Trwało to trzy lata.

Aż pewnego dnia mój brat, który nigdy nie ufał Patrycji, zmusił mnie do testu DNA. Wynik był bezlitosny — nie byłem ojcem tego dziecka.

Rozwiedliśmy się natychmiast. Bez słowa.

Zostałem z niczym: bez rodziny, bez domu, bez szacunku własnych dzieci. Z wstydem i samotnością.

Po jakimś czasie postanowiłem to naprawić. Kupiłem kwiaty, tort i dobre wino, by przeprosić Krystynę. Marzyłem, by zacząć od nowa.

Gdy dotarłem pod jej stary adres, drzwi otworzyła obca kobieta. Okazało się, iż Krystyna dawno się wyprowadziła.

Odnalazłem jej nowy adres. Zapukałem. Otworzył mężczyzna. Nowy mąż mojej żony.

Po rozwodzie znalazła dobrą pracę, spotkała porządnego człowieka i zaczęła nowe życie. Bez mnie.

Pewnego dnia przypadkiem spotkaliśmy się w kawiarni. Podszedłem, próbowałem porozmawiać, wspominać, błagać o powrót.

Spojrzała na mnie jak na obcego. Nic nie powiedziała. Po prostu wstała i wyszła.

I wtedy zrozumiałem wagę swoich błędów.

Teraz mam 54 lata. Nie mam nic: ani żony, ani pracy, ani synów u boku.

Straciłem wszystko, co było ważne. I winien jestem tylko ja sam.

Czasem życie nie daje drugiej szansy. A ból własnej zdrady — to najgorsza rzecz, jaką można poczuć.

Idź do oryginalnego materiału