Daleko poza orbitą!
Mam wrażenie, iż kolejny raz wkraczam na mało znany grunt muzyczny w Polsce, ale być może jestem w błędzie i nie zauważyłem wcześniej tekstów dotyczących twórczości zarówno ZA!, jak i Perrate.
ZA! to hiszpański duet istniejący już od przeszło dwudziestu lat. Niestrudzeni propagatorzy Do It Yourself, choć jeszcze bardziej podoba im się duch Do It Together: wydają wydawnictwa za pośrednictwem swojej wytwórni Gandula, oraz we współpracy z małymi niezależnymi labelami płytowymi z różnych części świata. Uwielbiają współpracować z innymi artystami i tworzyć nową muzykę tu i teraz. Są założycielami kolektywu improwizacyjnego El Caballo Ganador, z którym wielokrotnie prowadzili warsztaty improwizacji dla zawodowych muzyków, amatorów, dzieci czy miłośników innych dyscyplin artystycznych.
Członkowie ZA! kochają dzielić scenę z innymi twórcami, mając na koncie improwizowane i niepowtarzalne spektakle m.in. z Damo Suzukim (niedawno go pożegnaliśmy), Angelą Deradoorian (Dirty Projectors), Pony Bravo, Esperit!, Llibert Fortuny, Les Aus, Nisei, Estrategia Lo Capto, Betunizer czy Mishima. Do tego mogą pochwalić się wspólnymi występami czy trasami z Peterem Brötzmannem, Paal Nilssen-Love’em oraz z takimi zespołami jak Lightning Bolt, Yellow Swans, Extra Life, Zu, Shonen Knife, Deathfix, El Guincho, Delorean, itd.
A co grają ZA!? choćby nie próbuję ich szufladkować. Muzykę jaką wykonują to wieloskładnikowa mikstura noise’u, wątków afrykańskich, hardcore’u i free jazzu, futuryzmu i tradycji, post rocka, dronów, psychodelii, gęstych beatów, balijskiej polirytmii czy dadaizmu.
Kogo mamy pod drugiej stronie tego wspólnego projektu? Tomása Fernándeza Soto aka Perrate – potomka jednej z wielkich romskich rodzin śpiewających flamenco. Co ciekawe, Perrate zaczynał od muzyki rockowej (zawsze lubił perkusję i gitarę elektryczną), ale zaczął śpiewać flamenco w wieku 35 lat, początkowo dla siebie, ale jego wyjątkowy głos, talent zauważono pod koniec 1999 roku. Przełomowy moment wyznaczył fakt udziału Fernándeza Soto na albumie „Navidad en Utrera”, dzięki czemu miał okazję wsłuchać się w swój śpiew i był nim pozytywnie zaskoczony, co też zbiegło się z bardzo przychylną recenzją występu Perrate’a autorstwa uznanego dziennikarza i znawcy flamenco Miguela Acala.
Ten splot wydarzeń uruchomił w nim chęć tworzenia autorskiej wizji flamenco, co łączył przez wiele lat…z zawodem fryzjera damskiego. Do współpracy zapraszał wielokrotnie wybitnych tancerzy flamenco, wśród nich Israel Galván, Belén Maya, Leonor Leal, Ana Morales, Paula Comitre, David Coria, María Moreno i Úrsula López. Pierwsze znaczące wydawnictwo Perrate to „Perraterías” (2005, Flamenco Vivo), a przeskakując do bliższych nam czasów to nie można nie wspomnieć o znakomitym albumie „Tres golpes” (2022, El Volcán Música / Lovemonk) wyprodukowanym przez Raüla Refree oraz pod czujnym okiem Pedro G. Romero z gitarzystami Paco de Amparo i Alfredo Lagosem. Według Late Junction BBC Radio 3 to jeden z albumów roku 2022.
A jak to się stało, iż spotkały się tak różne światy, jak ZA! i Perrate? Andaluzyjczyk Perrate wziął udział w koncercie ZA! stojąc wśród publiczności, a Katalończycy zaskoczyli go swoją muzyką, którą uznał za radykalną i trudną do sklasyfikowania. Później nadarzyła się okazja do współpracy pod skrzydłami Música y Museos w Sewilli, a Perrate długo nie myślał i zaprosił ZA! gwałtownie się okazało, iż nadają na tych samych falach. I zaczęli wymieniać się pomysłami, ścieżkami itd. To jednak dopiero tydzień przed koncertem po raz pierwszy spotkali się na żywo w La Mina Studios. Występ się odbył i został okrzyknięty „najlepszym koncertem, jakiego większość uczestników doświadczyła od dłuższego czasu”, o czym można było przeczytać na łamach „Diario de Sevilla”. I właśnie tę energię wręcz trzeba było uchwycić i „zamknąć” na płycie. I tak też się stało w studiu Happy Place w Sewilli w marcu 2023 roku.
Zatem nurkujmy w głąb albumu „Jolifanto”. Tytuł wziął swoją nazwę od pierwszej zwrotki „Karawane”, nowatorskiego dadaistycznego poematu fonetycznego Hugo Balla, po raz pierwszy wyrecytowanego w Cabaret Voltaire w 1916 roku. Podczas tego recitalu publiczność wpadła w taki trans, który doprowadził Balla do totalnego wyczerpania i musiano mu pomóc zejść ze sceny. I ten dadaistyczny zamęt przeniknął do nagrań ZA! i Perrate’a.
Na otwarcie serwują „Pregones” z krajobrazem odgłosów miasta, szczerym do bólu śpiewem Fernándeza Soto przy wsparciu improwizowanych partii trąbki, instrumentów perkusyjnych…aż w nieoczekiwane przejście w dubową, gęstą psychodelię, jazzową trąbkę, pulsujące syntezatory, mocarny wokal Perrate’a. W pewnym momencie jeszcze bardziej eksplodują! W przypadku kompozycji „Seguirilla MIDI” przytoczę opis wydawcy, bo uważam go za bardzo trafny: „Seguirilla Midi gubi się gdzieś pomiędzy niemieckim ambient-techno lat 90., Jamesem Holdenem a zakurzoną andaluzyjską ulicą z XIX wieku, która początkowo napiera, a potem dominuje jako pot-rockowe szaleństwo”.
Polimetryczny trans w „Steve Kahn” napędza niemniej dziki wokalny scat Perrate’a (momentami frazowanie jak u Zappy) i rozkołysane psychodeliczne tropikalia w ogólnie porywającym anturażu wielu brzmień. Tytułowy „Jolifanto” pulsuje analogową elektroniką syntezatorów, glitchową rytmiką, porażającą siłą głosu Tomása przy odcieniach kongijskiej energii DIY z okolic congotroniki.
Mroczne, fascynujące i endemiczne „Tomaseando” jest taką katapultą od innego świata, gdzie wszyscy razem lecimy w totalnie nieznanym kierunku ulepionym z polirytmicznych laserów, noise’owo-industrialnych obkadzeń i lamentu wymierzonego w stronę wszechświata. Zresztą, przekonajcie się sami.
W „Tarareos” wyłania się klaskanie znane z flamenco, ale gitara elektryczna jedynie o delikatnym posmaku tego gatunku, która co chwilę gubi tropy stylistyczne i oczywiście niezwykły, falujący głos Perrate’a. Tak, to jest elektryczne flamenco XXI wieku! „Posible soleá” od pierwszych sekund rozpościera cały wachlarz możliwości wokalnych Fernándeza Soto, a na jego horyzoncie powolnie rozkwita nieoczywisty psychodeliczny kwiat pnący się w kierunku gitarowego noise’u, rockowego zgiełku, momentami choćby punka z blaskiem latynoskiego żaru. „La Milonga” to chyba jedyna taka „klasyczna” piosenka w tym zestawie, ale rzecz jasna i tak daleka od przewidywalności, co potwierdza chociażby nałożenie na wokal efektu bliższego duetu Daft Punk.
– „Nie obchodzi mnie, co najbardziej radykalne tradycjonalistyczne umysły mogą pomyśleć o tej lub jakiejkolwiek innej pracy, którą wykonuję. To jest mój czas i zamierzam go przeżyć zgodnie ze swoim sposobem odczuwania i żywym flamenco – moi przodkowie mieli wiele wspólnego z narodzinami tej kultury i każdy z nich tworzył według swoich uczuć i swojego czasu. I ja robię to samo” – Perrate.
Nawet nie próbuję jednoznacznie klasyfikować „Jolifanto”, pozostawiam to karkołomne zadanie dla chętnych, wolę odkrywać na nowo ten album rozsadzający w drobny pył wszelakie konwenanse związane z muzyką flamenco i jednocześnie łamiący przekonanie o tym, iż muzyka eksperymentalna nie może doskonale egzystować w obliczu tejże tradycyjnej formy. Jak na razie jedna z najbardziej oryginalnych płyt roku 2024!
Lovemonk / El Volcán Música | marzec 2024
Facebook ZA!: https://www.facebook.com/putosza
Strona Lovemonk: https://lovemonk.tv/
FB: https://www.facebook.com/discosbuenos