Z życia wzięte. "Przyłapałam męża na korespondencji z jego współpracownicą": Było mi przykro

zycie.news 4 godzin temu

Wiadomości nie były wprost intymne, ale sposób, w jaki do siebie pisali – żarty, przydługie emotikony, troska – mówił mi więcej niż chciałam wiedzieć.
Znałam ją z opowieści. Blondynka, „zawsze chętna do pomocy”, jak mawiał.

W nocy nie spałam. W głowie kłębiły mi się obrazy – jej pochylającej się nad jego biurkiem, jego uśmiechów, które już dawno przestał mi posyłać.

A rano wpadłam na pomysł. Nie awantura, nie ciche dni. Coś lepszego.
Zaprosiłam ją. Z mężem i dziećmi.

– Będziemy mieli gości – powiedziałam mojemu mężowi.
Spojrzał na mnie jakby dostał obuchem w głowę. Zmarszczył czoło.
– Kogo?
– Anię. Z pracy. I jej rodzinę.

Widziałam, jak blednie. Potem, jak czerwienieje. Nie zapytał „po co”. Może wiedział.

Nadszedł dzień spotkania. Ona przyszła elegancka, w uśmiechu jak z reklamy. Jej mąż – postawny, trochę szorstki w obyciu. Dzieciaki od razu pognały do pokoju bawić się z naszymi.

Mój mąż włączył telewizor, żeby zagłuszyć ciszę.
I wtedy stało się coś, czego nie przewidziałam.

Na ekranie – lokalne wiadomości. Prezenter czyta:

„W naszym mieście głośno o nowym skandalu w firmie transportowej. Według ustaleń dziennikarzy, doszło do wycieku korespondencji między pracownikami, w której ujawniano poufne informacje oraz planowano działania poza wiedzą przełożonych…”

Kamera pokazuje zrzuty ekranu wiadomości.
Rozpoznałam je natychmiast.
Ich wiadomości.
Te same, które ja przeczytałam w komputerze męża.

Ona pobladła. On – czerwony jak cegła. Jej mąż spojrzał na nią pytająco. A mój mąż wyłączył telewizor tak szybko, jak tylko mógł.

Zapadła cisza.

– Może zjedzmy obiad – powiedziałam spokojnie, choć w środku trzęsłam się z emocji.

Jej mąż już wiedział. Może nie wszystko, ale wystarczająco dużo. Patrzył na nią twardo, a ja widziałam, jak ona spuszcza wzrok.

Po tamtym spotkaniu nie było już ani „Ani z pracy”, ani śmiechu przy klawiaturze.
Nie wiem, czy ich relacja była romansem, czy tylko wstępem do niego. Ale wiem jedno – ja nie musiałam krzyczeć ani płakać. Wystarczyło zaprosić ją do naszego domu.

I pozwolić, żeby prawda powiedziała wszystko za mnie.

Idź do oryginalnego materiału