Ale istota problemu jest prosta jak jęk — mieszkanie, w którym ona i jej mąż mieszkają, zgodnie z dokumentami należy do mnie. Zięć niemal od pierwszego dnia trąbił córce do ucha — sprzedajmy mieszkanie i weźmy kredyt hipoteczny. Chcę, żebyśmy mieli wszystko wspólne — powiedział. To była bardzo dobra oferta, ale ona nie wniosła do rodziny nic poza walizką ze swoimi rzeczami.
Szybko jednak wziął się w garść i wymyślił plan. Mieszkanie córki zamierza sprzedać, zaciągną razem kredyt hipoteczny, a w razie rozwodu jest już co dzielić, majątek już jest. choćby jeżeli jego wkład w tę nieruchomość wynosi zero i dziewięć dziesiątych. Oczywiście jestem temu przeciwna. Ale moja córka płacze, "mąż chce się ze mną rozwieść, bo nie sprzedam mieszkania".
To mieszkanie też nie spadło mi z nieba. Wzięłam kredyt hipoteczny, żeby córka nie musiała się chować po cudzych kątach i znosić ucisku jakiejś teściowej. Miałam takie doświadczenia w życiu, nic dobrego. Sama też zarabiałam na mieszkanie, w którym mieszkałam z córką. Pochodzę ze wsi i pod koniec szkoły miałam na utrzymaniu ojca, który był nałogowym pijakiem.
Wyjechałam do miasta z moim dobytkiem, aby zdobyć zawód, a potem jakoś ułożyć sobie życie. Wyszłam za mąż w wieku dwudziestu lat, bo miłość jest pierwsza i najważniejsza. Mieszkaliśmy z mężem u teściowej, która stała mi na drodze, ciągle mnie beształa, ale mąż chował oczy, jakby go to nie dotyczyło. Jakoś wytrzymałam rok, córka trochę podrosła i złożyłam pozew o rozwód.
Nie było sensu wracać do wioski. Nie było pracy, ojciec pił i nie dało się mieszkać z nim i dzieckiem w jednym domu. Działka pod domem była duża. Udało mi się więc dostać za nią sporą sumę. Wystarczyło na jednopokojowe mieszkanie, choćby jeżeli znajdowało się na odludziu...
Po przejściu przez to zdecydowałam, iż muszę kupić córce mieszkanie, aby nie znalazła się w takiej sytuacji. Niech ma swój własny kąt. Zaczęłam oszczędzać na mieszkanie dla córki. Nie pracowałam już na rynku, ale w handlu. To również było trudne, ale powoli oszczędzałam pieniądze. Nie pozwolę teraz zięciowi rozdrapać mojej ciężkiej pracy...