Z życia wzięte. "Mój były mąż wymaga ode mnie połowy mieszkania": Ale to ja zabezpieczam nasze dzieci

zycie.news 2 godzin temu
Zdjęcie: rozwód @pexels


Od chwili, kiedy zdecydowaliśmy się na rozwód, wiedziałam, iż to nie będzie łatwe. Nasze małżeństwo rozpadło się w milczeniu, bez dramatycznych scen, ale z ogromnym ciężarem na moich barkach. Zostaliśmy rodzicami dwojga dzieci, i to na mnie spoczęła odpowiedzialność za ich przyszłość. Miałam zabezpieczyć nasze dzieci, dbać o ich bezpieczeństwo, a mój były mąż odszedł, zostawiając za sobą nie tylko dom, ale także obowiązki, które kiedyś były wspólne.


Po rozwodzie to ja zostałam w mieszkaniu z dziećmi. Dom był jedyną przystanią, którą znały, miejscem pełnym wspomnień, choć i tych trudnych. Nie chciałam im odbierać tego, co jeszcze dawało poczucie stabilizacji. Dni mijały, a ja starałam się budować nowe życie dla nas trojga, bez niego, ale za to z całą odpowiedzialnością, która teraz była na moich barkach.


Ale potem przyszedł ten dzień, kiedy otrzymałam od niego pismo. Nie spodziewałam się tego.

Mój były mąż zażądał podziału mieszkania. Chciał połowy – połowy domu, w którym wychowuję nasze dzieci, połowy miejsca, które było ich ostoją w całym zamieszaniu po rozwodzie.


Zamarłam, kiedy zobaczyłam jego nazwisko na liście od prawnika. Po latach milczenia, nagle pojawił się, żądając swojej części. Przecież to ja dbałam o ich przyszłość, o ich codzienność, to ja płaciłam rachunki, odrabiałam z nimi lekcje, pocieszałam po złych dniach w szkole. A on? Odszedł, zostawiając nas bez słowa.


– Chce połowy mieszkania, – powiedziałam głośno, czytając te zimne słowa na papierze, jakby nie mogły być prawdziwe. – Jak może tego żądać, skoro to ja zabezpieczam nasze dzieci?


Nie mogłam zrozumieć, jakim człowiekiem się stał. Przez lata milczał, nie interesował się tym, jak radzimy sobie bez niego. A teraz miał czelność pojawić się, jakby nigdy nic, i zażądać swojej "części." Czy to mieszkanie było tylko podziałem na kartce papieru? Dla mnie było wszystkim – domem dla naszych dzieci, miejscem, które zapewniało im stabilność po burzy rozwodu.


Postanowiłam się z nim skonfrontować. Nie mogłam pozwolić, żeby tak po prostu wszedł do naszego życia i zabrał nam coś, co należało do naszych dzieci.


Kiedy spotkaliśmy się, miałam nadzieję, iż wyjaśnimy to jak dorośli ludzie, jak rodzice, którzy przez cały czas powinni mieć na uwadze dobro swoich dzieci. Ale on patrzył na mnie z chłodem, którego nigdy wcześniej nie widziałam w jego oczach.


– To jest moje prawo, – powiedział, tonem, który nie dopuszczał żadnych sprzeciwów. – To mieszkanie należy także do mnie. Masz swoje pieniądze, możesz gdzieś indziej zacząć od nowa. Ja chcę swoją połowę.


Nie obchodziły go nasze dzieci. Nie obchodziło go, gdzie będą mieszkały, jak sobie poradzimy. Patrzył na to mieszkanie jak na zimny, materialny obiekt, coś, co można podzielić jak kawałek ciasta. A ja patrzyłam na to jak na dom, jak na miejsce, które zbudowałam dla naszej rodziny – choćby jeżeli nasza rodzina rozpadła się na części.


– Jak możesz to robić dzieciom? – zapytałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu, choć nie chciałam pokazać słabości. – To jest ich dom. Odkąd odszedłeś, to ja dbałam o wszystko. Jak możesz teraz żądać, żebyśmy się stąd wynieśli?


Spojrzał na mnie, jakby moje słowa nie miały znaczenia. Jego wzrok był zimny, bez śladu emocji, które kiedyś dzielił ze mną.


– To nie ma znaczenia – odpowiedział obojętnie. – Prawo jest po mojej stronie.


Prawo? A co z naszymi dziećmi? Co z latami, które spędziłam, starając się, żeby miały stabilny dom? Czy to wszystko było teraz niczym? Wiedziałam, iż nie mogę się poddać, iż muszę walczyć nie tylko o siebie, ale przede wszystkim o nasze dzieci.


– Nie pozwolę ci tego zrobić. – Głos mi się załamał, ale w środku czułam narastającą determinację. – Będę walczyć o to mieszkanie. Nie dla siebie, ale dla naszych dzieci. Bo to ja zabezpieczam ich przyszłość, a ty... ty ich tylko porzuciłeś.


Zobaczyłam, jak coś zmienia się w jego oczach. Może dotarły do niego moje słowa, a może to była tylko iluzja. Ale wiedziałam jedno – nie oddam tego mieszkania bez walki. To była moja przystań, przystań naszych dzieci, i nie pozwolę, by ktoś, kto je zostawił, teraz zabrał im wszystko, co zostało z naszego dawnego życia.

Idź do oryginalnego materiału